Współczuję opozycji. Tak po ludzku współczuję wszystkim, którzy patrzą na rosnące poparcie dla kogoś, kogo oni uważają za dyktatora, albo w najlepszym razie niszczyciela ich wymarzonego kraju. Liberalnej krainy płynącej tęczowym mlekiem i dotacjami unijnymi. To kraj, gdzie nowoczesność zastępuje religię i tradycję. Nowoczesność czyli celebracja nieograniczonej woli. Pielęgnowanie hedonizmu, „realizowania siebie” i swoich pragnień. Poprawność polityczna zastępuje w takiej krainie dekalog, a najważniejsze decyzje leżą w gestii nie narodowych ( tfu, co za słowo!) parlamentów, ale liberalnej arystokracji urzędniczej w Brukseli. Mają prawo do takich marzeń.
Nie ustaną w walce o przekonanie do niej większości Polaków. Oni naprawdę wierzą, że ich wymarzony świat jest dziejową koniecznością. Miał ją ostatecznie przyklepać europejsko lewicowy Barack Obama, który wydawał się być mesjaszem postępowości w ostatnim bastionie konserwatyzmu, czyli USA. Nadzieje prysły wraz z pojawieniem się w Białym Domu romansującym ze skrajną alt-prawicą Donaldem Trumpem. Nawet jeżeli niestabilny skandalista przedwcześnie odejdzie z urzędu, to zastąpi go ultrakonserwatywny wiceprezydent Mike Pence. To naprawdę musi być frustrująca wizja dla „postępowców”.
Wydaje się, że po kompromitacji parlamentarnej opozycji w głosowaniu nad projektami ustaw dotyczących aborcji, pozaparlamentarna lewica ostatecznie porzuci pomysły współpracy z PO i Nowoczesną. Wypowiedzi polityków tej pierwszej formacji, którzy z jednej strony mówią, iż nie chcą zmieniać kompromisu aborcyjnego, a z drugiej usuwają kolegów i koleżanki głosujących przeciwko zmianie ustawy, szczególnie mocno oddalają partię Schetyny od lewicy. Czy może dziwić, że lewica jest tak wściekła na największą i najbogatszą partię opozycyjną?
Jeszcze nigdy nie zdarzyło się by pozaparlamentarna opozycja protestowała na ulicach przeciwko parlamentarnej opozycji. To absurd rodem z Monty Pythona. Ziścił się właśnie w Polsce.
Protesty działaczy Razem wynikają oczywiście z pragnienia zbudowania silnej lewicy. Oderwanej od SLD i innych mutacji postkomunistycznych tworów. Nadzieja trwa od wyborów prezydenckich, gdy pojawił się na scenie politycznej Adrian Zandberg. Pragnienia pozostały silne. Realna polityka działaczy radykalnej partii jest jednak mizerna. Choć w niektórych sondażach Razem przekracza próg wyborczy, to nie udało się jej wypłynąć na ciągłych ulicznych protestach, jakie towarzyszą rządom Zjednoczonej Prawicy. Teraz, gdy u sterów jest centrowy Mateusz Morawiecki, a w rządzie nie ma najbardziej kontrowersyjnych twarzy, budowanie przekazu na emocjach będzie jeszcze trudniejsze.
Ja jednak uważam, że niszowa pozycja Razem wynika z bardziej fundamentalnych kwestii. Zadajmy sobie pytanie: czy Polacy potrzebują dziś lewicy? W moim przekonaniu nie. Chodzi mi nie o kilka, może kilkanaście procent społeczeństwa zapatrzonego na ulice Berlina i Paryża, ale o jego większość. Zjednoczona Prawica nie tylko zapewnia Polakom szeroki program socjalny, ale pokazała się jako jedyna wiarygodna siła spełniająca socjalne obietnice. Roszczeniowy elektorat naprawdę nie ma potrzeby głosowania na przebrzmiałe SLD i skrajnych radykałów od Zandberga. Co takiego Razem może socjalnie dać Polakom, czego nie daje już ekipa Kaczyńskiego?
Nasuwa się też drugie fundamentalne pytanie. Czy jest zapotrzebowanie w Polsce na „lewicę rozporkową?” Dbającą o przywileje dla mniejszości seksualnych, dostęp do szerokiej aborcji i proponującej całościowe przebudowanie fundamentów moralnych, na jakich wychowała się większość Polaków? Odpowiedź kryje się w niedalekiej przeszłości.
Przecież taka lewica była już w Sejmie. Ba, była nawet trzecią siłą w parlamencie. Wprowadziła do Sejmu otwartego geja, transseksualistę i skrajnych antyklerykałów. Kilka dni temu jej lider poinformował, że oficjalnie wycofuje się z polityki. Choć nie było go w niej kilka lat, to choćby w taki sposób pragnął o sobie przypomnieć.
Co nowa lewica ma do zaproponowania Polakom ( a czego nie miał Palikot) by ci porzucili Zjednoczoną Prawicę? Większość Polaków sprzeciwia się zmianie ustawy aborcyjnej. Nie chcemy też legalizacji małżeństw homoseksualnych i szerokiego przyjmowania imigrantów. Polacy, tak podobno katoliccy, sprzeciwiają się nawet papieżowi Franciszkowi i biskupom, którzy oficjalnie nawołują do przyjmowania imigrantów! Pójdą za Zandbergiem w arafatce?
Oczywiście obiecać można wiele. Lewicowo-narodowy populista Andrzej Lepper obiecywał dodrukowanie pieniędzy. Nie tak dawno Sławomir Sierakowski wprost nawoływał do bombardowania Polaków jak największymi obietnicami socjalnymi. Bez względu na wydolność budżetu. Wszystko by odsunąć PiS od władzy.
Tyle, że Polacy nie lubią ekstremizmów. Dlatego na marginesie są zarówno neobolszewicy, jak i neofaszyści czy narodowcy. Natomiast ekipa Kaczyńskiego jako pierwsza w IIIRP pokazała, że imposybilizm można przełamać. To będzie procentowało jeszcze wiele lat.
Dlatego powtórzę uwagę z początku mojego wywodu. Po ludzku mi żal opozycji. Nie mają obecnie żadnej szansy by odebrać władzę najbardziej zdemonizowanemu przez siebie politykowi. Dramat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376803-nowa-opozycja-czym-przekonaja-polakow-imigrantami-i-aborcja-juz-byla-taka-lewica-w-sejmie