Pieniądze publiczne, pieniądze prywatne. Kiedy w grę wchodzą rachunki opłacane przez podatnika, politykom często puszczają hamulce. Przykład Hanny Gronkiewicz-Waltz świadczy o tym, że arogancja bywa większa niż instynkt samozachowawczy. A politycy, którzy niechętnie sięgają do własnej kieszeni, bywają najbardziej rozrzutni.
Niemal pięćdziesiąt tysięcy złotych na rachunku telefonicznym prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz to suma, która robi wrażenie. Jak wyjaśnił rzecznik Ratusza, wysoki rachunek za lipiec ubiegłego roku wynika z ośmiodniowej podróży służbowej do Nowego Jorku. Szczegóły są dość niejasne - wszystko wskazuje jednak na to, że tak olbrzymie koszty spowodowane są korzystaniem z internetu.
Można tylko spekulować, dlaczego Hanna Gronkiewicz-Waltz nie korzystała z Wi-Fi, choć oczywiście było ono dostępne. Trudno uwierzyć, że prezydent Warszawy jest tak wykluczona cyfrowo, że nie ma o tym pojęcia. Zapewne wychodziła z założenia, że skoro podatnik i tak zapłaci, to nie warto nawet fatygować się i włączać Wi-Fi. Sytuacja jest tym bardziej zdumiewająca, że przecież Hanna Gronkiewicz-Waltz znajduje się na cenzurowanym i powinna się spodziewać, że tak jaskrawy przykład niegospodarności może budzić oburzenie. O ile, rzecz jasna, opinia publiczna się o nim dowie, a to wcale nie było oczywiste .
Oczywiste jest jednak to, że gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz przebywała w Nowy Jorku prywatnie, zapoznałaby się kosztami roamingu i nie oglądałaby beztrosko filmów czy też, zapewne już nie tak beztrosko, posiedzeń komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji w Warszawie.
Zwłaszcza, że Gronkiewicz-Waltz jest osobą bardzo oszczędną - co udowodniła kilka lat temu staczając batalię ze strażnikiem stojącym przy wejściu do ogrodu przy Pałacu Wilanowskim. Nie mogła się pogodzić z faktem, że miałaby zapłacić pięć złotych za bilet wstępu. Przecież - jak argumentowała - jako prezydent stolicy powinna wejść bezpłatnie. W końcu strażnik ustąpił, Hanna Gronkiewicz-Waltz oszczędziła pięć złotych, co zostało opisane w tabloidach.
Wizerunkowo kosztowało ją to znacznie więcej niż pięć złotych. Mogła to zresztą przewidzieć, ale natura okazała się silniejsza niż rozsądek.
To ciekawy paradoks psychologiczny - wcale nie jest tak, że rozrzutni w wydatkach służbowych są ci, którzy mają szeroki gest na co dzień. Wręcz przeciwnie - często można odnieść wrażenie, że występuje fenomen dr. Jekylla i Mr Hyde’a .
Skromni i liczący się z groszem politycy, kiedy zyskają dostęp do stanowiska i służbowej karty kredytowej, przeobrażają się kompletnie. Zachowują się zresztą jakby mieli rozdwojenie jaźni - zdumiewają szerokim gestem gdy w grę wchodzą wydatki służbowe, ale nadal są oszczędni, gdy chodzi o własne pieniądze.
Kiedy wypłynęła historia z ówczesnym szefem dyplomacji Radkiem Sikorskim, który w luksusowej warszawskiej restauracji zamówił wino za 800 złotych, dla wtajemniczonych było to okazją dla kąśliwych komentarzy. Nie chodziło tylko o oburzenie wywołane rozrzutnością na koszt podatnika. To oburzenie było zresztą tak duże, że pod presją, Sikorski zwrócił kierowanemu przez siebie resortowi pieniądze.
Pikanterii tej sytuacji dodawał jednak fakt, że nawet osoby z najbujniejszą wyobraźnią nie mogły sobie wyobrazić sytuacji, w której Radek Sikorski szasta swoimi pieniędzmi. Anegdotki, które krążą na temat są liczne, ja też mam ulubioną, którą na razie przemilczę.
Problem jest jednak szerszy - polska klasa polityczna przejawia często irytujące wyborców zamiłowanie do luksusu. W społeczeństwie, które dopiero jest na dorobku, razi to szczególnie. Afery z kosztownymi zegarkami i biesiadami w drogich restauracjach mocno zaszkodziły PO, w pewien sposób były gwoździem do trumny.
To memento dla każdej ekipy, która będzie u władzy. Szkodzi zresztą nie tylko rozrzutność na koszt podatnika.
Teoretycznie polityk ma prawo wydawać z gestem swoje własne pieniądze, ostentacyjnie chwalić się stylem życia, ale nuworyszowskie zapędy nie przysparzają sympatii wyborców. Warto o tym pamiętać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376544-pieniadze-publiczne-pieniadze-prywatne-kiedy-w-gre-wchodza-rachunki-oplacane-przez-podatnika-politykom-czesto-puszczaja-hamulce