Wystarczy na sytuację, w jakiej znajduje się aktualnie PO, nałożyć miarę, którą w socjologii stasował, Talcott Parsons, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu funkcjonalno-strukturalnego, aby zrozumieć, iż antycypowanie upadku PO nie było trudne. Parsons mianowicie stworzył teorię definiującą warunki funkcjonowania, a używając precyzyjniejszego języka – przetrwania – systemu społecznego (partia polityczna jest właśnie takim systemem).
Wyliczył on kilka czynników, które muszą być spełnione, aby dana organizacja mogła istnieć. Czy PO je realizuje?
Adaptacja
Czy PO adoptuje się do obecnej sytuacji społecznej oraz politycznej? Wydaje się, iż ten warunek absolutnie nie jest spełniony. Platforma nie potrafi zrozumieć zmian, jakie zaszły na polskiej scenie politycznej, ugrupowanie Grzegorza Schetyny nie konsumuje polaryzacji, która zachodzi w Polsce, a przynajmniej nie jest już jej jedynym beneficjentem. Jedyną prowadzoną grą, stosowaną niczym mechanizm obronny, jest próba używania motywu antyPiSu, czyli negatywnego odniesienia się wobec partii Jarosława Kaczyńskiego. Ale to już nie działa. Przez osiem lat, kiedy Prawo i Sprawiedliwość pozostawało w opozycji społeczeństwo immunizowało się na ten mechanizm; inna rzecz jest taka – o czym stratedzy socjotechniczni PO najwyraźniej zapomnieli – iż zbyt częste używanie tego samego narzędzia, za długie stosowanie identycznej metody, obniża skuteczność.
W takich przypadkach działa bowiem prawo malejącej użyteczności krańcowej: czym częściej i łatwiej coś otrzymujemy, tym jest dla nas mniej wartościowe.
Jednak PO nie zrozumiała nie tylko zmian politycznych, ale również społecznych i kulturowych, jakie zaszły w Polsce. Od momentu, kiedy w 2007 roku Platforma zwyciężyła w wyborach parlamentarnych z PiS-em, na „rynek” polityczny weszło dziesięć nowych pokoleń, a teraz wchodzi jedenaste.
Dlaczego jest to tak ważne z demograficznego i socjologicznego punktu widzenia? Otóż są to ludzie nieprzypadkowi. Wiele na ich temat mówi data urodzenia, a urodzili się odpowiednio w latach: 1990, 1991, 1992, 1993, 1994, itd., zatem już po dokonaniu w Polsce demokratycznych przemian oraz rozpoczęciu procesu transformacji.
Wprawdzie przewagę w strukturze demograficznej polskiego społeczeństwa posiada dalej populacja żyjąca przed 1989 rokiem, ale grupa urodzona po tym momencie, jest dużo bardziej mobilna i opiniotwórcza, i to ona będzie nadawać w coraz większym stopniu, ton zmianom społecznym oraz politycznym.
Tych nowych ludzi różni kilka cech. Można je pokrótce wymienić: po pierwsze posiadają inną sprawność komunikacyjną, nie chodzi tylko o to, iż w stopniu bardzo dobrym posługują się językiem angielskim, ale przede wszystkim o to, iż są bardziej mobilni, znakomicie odnajdują się w warunkach, które hiszpański socjolog Manuel Castells określił jako społeczeństwo sieciowe, czyli mówiąc inaczej są biegli w korzystaniu z platform cyfrowych oraz mediów społecznościowych, różnego rodzaju Facebooków, Twitterów, czy Instagramów. W większym stopniu posługują się obrazem niż treściami wyrażanymi za pomocą liter.
To efekt rewolucji cyfrowej, jednak ma niezwykle istotne znaczenie kulturowe, w zderzeniu z inną determinantą: zmianą kierunku odniesienia. Młodzi, urodzeni po 1989 roku nie porównują się już pionowo, czyli ze swoimi przodkami (dziadkami, ojcami) lecz z rówieśnikami, z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych. To jest ten efekt, którego nie zauważyła i nie doceniła Platforma Obywatelska.
Dlatego młodzi nie głosują dziś na PO; gdyż ta partia zredukowała ich aspiracje do poziomu „ciepłej wody w kranie”; za to chcą głosować na PiS, który lepiej zrozumiał potrzeby oraz wyzwania przed którymi stoją młode pokolenia, oferując programy społeczne otwierające zarazem nowe kanały awansu i rozszerzające przestrzeń obywatelskości, jak: „rodzina 500+”, czy „mieszkanie+”, ale także stwarzające szanse na realizację ważnych wartości postmaterialnych, w postaci patriotyzmu, poczucia wspólnoty narodowej, czy też sprawnie działającego wymiaru sprawiedliwości.
Jednak ze zmianą punktu odniesienia wiąże się jeszcze inna – głębsza – rzecz, którą kiedyś trafnie zdiagnozowała amerykańska antropolog, Margaret Mead: zmienia się kierunek komunikacji społecznej. Mead wymieniła trzy typy kultur: 1) postfiguratywna, czyli opieranie życia społecznego na autorytecie dziadków oraz ojców, na przekazywanej przez nich wiedzy, oraz wiara w ich mądrość; 2) kofiguratywna – odpowiadająca sytuacji, w ramach której warunki egzystencji zmieniają się tak szybko, iż rodzice nie są w stanie wprowadzić młodych do życia, nie nadążają za zmianami, dlatego bardziej przydatne i użyteczne stają się doświadczenia oraz informacje pozyskane od rówieśników, którzy to właśnie stanowią ów punkt odniesienia; prefiguratywna, to taki typ kultury, w którym inicjatywę przejmują młode pokolenia, i to dla nich bardziej zrozumiała jest rzeczywistość, niż dla generacji dziadków oraz ojców, a czasami nawet socjalizują tych ostatnich do nowych, szybko ewoluujących warunków.
Cechą współczesnych przemian jest zwiększanie przepaści międzypokoleniowej (kiedyś do przeżycia wystarczyła wiedza pozyskana od dziadków; później od rodziców; następnie od starszego brata; dziś to wszystko nawet razem wzięte, to za mało; potrzebna jest jeszcze wiedza rówieśników, a czasami nawet młodszych pokoleń).
Kierunek komunikacji społecznej przesunął się z pionowej na poziomą, żeby znów z powrotem przestawić się na horyzontalną, ale z nastawieniem na grupy młodsze.
Spośród wielu istotnych uwarunkowań zmieniła się także jeszcze jedna rzecz: stosunek do wolności. Pokolenia urodzone przed 1989 roku traktowały wolność w kategoriach osiągnięciowych, musiały o nią walczyć oraz ją zdobywać (a zatem po zdobyciu również i się jej uczyć); natomiast dla ludzi urodzonych po 1989 roku, jest ona wartością przypisaniową, a więc czymś naturalnym, zastanym, co powoduje, iż dużo lepiej się w niej odnajdują i sprawniej, dynamiczniej działają.
Platforma Obywatelska tych warunków kompletnie nie zrozumiała, co przesądza iż nie potrafi zaadaptować się do obecnej rzeczywistości oraz przeobrażeń, które w niej zachodzą. O ile w 2007 roku, stojący na czele zmowy organizacji pozarządowych przeciwko PiS, Jerzy Owsiak, mógł zawołać: „zabierz babci dowód”; to dzisiaj musiałby krzyknąć: „zabierz wnuczkowi dowód”. Nowe, wchodzące na arenę dojrzałego życia społecznego pokolenia, nie chcą głosować na PO.
Realizacja celów
Drugim ważnym dla systemu kryterium funkcjonalności, który wyróżnił Talcott Parsons, jest realizacja celów (goal attainament). Czy PO próbuje osiągać jakieś cele? Czy przynajmniej usiłuje je definiować?
O Platformie mówiono często: „partia władzy”. Nie było w tym żadnego przypadku oraz przesady, gdyż ugrupowanie to było budowane wokół interesów (nie rzadko klientelistycznych) związanych z przestrzenią władzy.
Tym co scalało strukturę PO, oraz mobilizowało je członków była władza, ewentualnie skrócenie dystansu różnego rodzaju środowiskom do jej przestrzeni, a przede wszystkim związane z tym interesy.
Hybrydowa formuła Platformy (budowana na zasadzie od „sasa do lasa”) świadczyła o sytuacji, iż zupełnie zapomniano o porządku aksjologicznym, o wartościach. Sam Donald Tusk nie ukrywał tego, dystansując się od wizji czy idei.
Był jednak jeszcze drugi cel: odsunięcie, a następnie pozbawienie władzy PiS, co powodowało, iż dość długo PO funkcjonowała wg reguł partii drugiego wyboru. Platforma odnosząc się do negatywnego kontekstu PiS i aktywizując emocje antyPiSowskie, mobilizowała zasoby wyborcze lewicy, zarówno tej postkomunistycznej, jeżeli chodzi o grupy interesów oraz aparat klientelistyczny, a także kulturowej.
Był to przemyślany zabieg kulturowy oparty na ekskluzji: Polskę reprezentowaną przez PiS postanowiono wykluczyć, zdeprecjonować, zredukować do czegoś gorszego, aby nawet w elektoracie wywołać efekt zawstydzenia.
Na podobnej zasadzie w powojennych Włoszech przy władzy utrzymywała się Chadecja, która rządziła pół wieku: określała się jako formacja centroprawicowa, o poglądach chrześcijańsko-demokratycznych, jednak pozostawała otwarta na lewo, wchodząc w alianse z ugrupowaniami lewicowymi. Podobnie jak w Polsce elektorat lewicowy traktowany był instrumentalnie, aby wywołać mechanizm głosowania taktycznego (nie za lecz przeciwko).
Obydwa cele dla których istniała PO ustały w 2015 roku, kiedy partia przegrała wielką polityczną koniunkcję, czyli wybory prezydenckie i parlamentarne. Jednak objawy erozji w PO widać było już dużo wcześniej: w 2010 roku w wewnętrznych prawyborach, które miały wyłonić kandydata na prezydenta wzięło udział niecałe 50 proc. członków ugrupowania; analogiczna sytuacja miała miejsce w roku 2013, gdy o przywództwo w Platformie rywalizowali Donald Tusk oraz Jarosław Gowin, wtedy również połowa kadr członkowskich nie wzięła udziału w tym plebiscycie.
To oznacza, iż PO była stopniowo delegitymizowana, nie tylko przez wyborców, ale w pierwszej kolejności przez aparat.
Być może Platforma przegrałaby wybory parlamentarne już w roku 2011, gdyby nie dwa szczegóły: 1) skreślenie z listy komitetów wyborczych, z powodu błędu, Kongresu Nowej Prawicy, co miało znaczenie dla percepcji układu wyborczego, i co było jednak ważne dla procesu kształtowania się preferencji politycznych (w tę lukę wszedł Palikot); 2) perspektywa organizacji w roku 2012 wielkiego wydarzenia sportowego, jakim były piłkarskie mistrzostwa Europy, co jednak mobilizowało wyborców wokół obozu rządowego.
Integracja
Brak jasno zdefiniowanych celów przekłada się również na zdolność do integracji. Platforma jest dzisiaj formacją mocno zdezintegrowaną oraz zdezorganizowaną, i w niczym nie przypomina partii z dawnych lat, z okresu świetności Donalda Tuska. Z „trzech tenorów”, którzy inaugurowali działalność PO w Hali „Oliwi” w Gdańsku, obecnie nie został już ani jeden.
Kilka procesów się na to złożyło.
Nadmierne rozszerzanie struktury partyjnej oraz inkluzja nowych środowisk (właściwie od Krzaklewskiego po Hübner i Arłukowicza), żeby osiągnąć charakter catch-all party, nadmiernie rozwlekły architekturę PO. W przypadku ugrupowań politycznych, tylko, że na mniejszą skalę, również działa teoria rozwoju państwa: organizacja rozbudowywana zbyt szeroko, staje się eklektyczna, nazbyt rozciągła, ociężała, i w końcu się rozpadnie.
Dlaczego Hitler przegrał II wojnę światową, zwłaszcza na kierunku wschodnim? Powód był zasadniczy: zbyt mocno rozciągnął front.
Drugim czynnikiem dezintegracji PO była negatywna selekcja, którą stosował Donald Tusk, utrzymując się dzięki temu przy władzy i ograniczając mechanizm wymiany elit. Była to taktyka ale nie strategia, metoda dobra na krótką metę, lecz nie na długą. W ten sposób Platforma traciła kolejno wartościowe postacie: Jana Marię Rokitę, prof. Zytę Gilowską, Jarosława Gwina, dla których nie było miejsca i których w najzwyczajniejszy sposób po prostu, mówiąc kolokwialnie, „wycinano”.
W końcu utrata władzy, a w ślad za tym możliwości realizacji interesów, i co się z tym wiąże, wtórnej zdolności do definiowania celów, spotęgowało procesy anihilacji PO, jej ostateczna destrukcja jest tylko kwestią czasu.
Chyba, iż PO zrobi coś niespodziewanego i radykalnego, niekonwencjonalnego, czyli wymieni lidera, dokonując przy okazji gruntownej wymiany wewnątrzpartyjnego establishmentu.
Ważną przesłanką dezintegracji jest również fakt, iż partia obecnie nie potrafi zbudować jakiejkolwiek agendy, nie stanowiąc wobec PiS żadnej merytorycznej alternatywy. Nie ma tematów za pomocą których Platforma próbowałaby przekonać do siebie społeczeństwo. Całe spektrum społeczno-gospodarcze zostało zagospodarowane przez PiS, które pokazało jak sprawnie i skutecznie można realizować konkretne projekty socjalne, zawstydzając wszystkie ugrupowania które przez okres 26 lat transformacji kierowały państwem polskim. A liberalne postulaty w wydaniu PO od dawna nie są już wiarygodne. Platforma zrobiła dla przedsiębiorców niewiele, o czym najlepiej świadczy okoliczność, iż w roku 2011 odwrócił się od niej nawet Biznes Centre Club.
Redukcja napięć
Jak słabo Platforma Obywatelska radzi sobie z napięciami, to pokazuje ostatni kryzys związany z głosowaniem nad ustawami aborcyjnymi. Po części była to konsekwencja wcześniejszych błędów: zbyt szerokiej, niespójnej ideologicznie, zaś nastawionej jedynie na władzę struktury, a także słabego przywództwa oraz braku umiejętności zachowania się w konkretnej sytuacji. To chyba ostatecznie pogrążyło PO.
Od wielu miesięcy partia nie potrafi przyjąć jednoznacznego stanowiska, jej poglądy ciągle fluktuują, polityka jest niespójna – czy to w kwestii uchodźców, czy programu „rodzina 500+, czy płacy minimalnej, Platforma nieustannie zmienia zdanie, tymczasem wyborcy lubią mieć do czynienia z sytuacjami czytelnymi.
Aparat PO nie panuje nad biegiem wydarzeń. W terenie z Platformy odchodzą kolejni działacze, słychać o przygotowaniach do exodusu całych środowisk. Siła lokalnych struktur PO, która nawet w okresie najwyższej świetności ugrupowania, nie była imponująca, jest najprawdopodobniej w tej chwili bardzo mała. PO kończy się na poziomie województw, w powiatach jest słaba, w gminach praktycznie nie istnieje; nie będzie zatem w stanie w wielu miejscach wystawić list w wyborach samorządowych.
Na to wszystko nakłada się kryzys przywództwa? Kim jest Grzegorz Schetyna?! Sprawdzał się oczywiście w poczynaniach organizacyjnych partii, dobrze zarządzał jej strukturą podczas wyborów w 2007 roku, był może nawet świetnym sekretarzem generalnym, jednak jako lider jest marny.
Zupełnie nie pasuje do centrowego elektoratu, o który chce walczyć. Nie prezentuje odpowiedniej jakości, aby porwać za sobą ludzi, zwłaszcza tych, którzy stanowili kiedyś dla PO docelowy target. Brak mu odpowiednich predyspozycji intelektualnych oraz kompetencji kulturowych: nie jest dobrym retorem, w wywiadach medialnych wypada słabo, nie potrafi przemawiać, bak mu umiejętności antycypowana procesów politycznych oraz zdolności do zarządzania sytuacją.
U Schetyny uwidacznia się coraz bardziej deficyt szeroko rozumianych walorów komunikacyjnych oraz myślenia strategicznego.
Sprawa ustaw aborcyjnych również to ewidentnie obnażyła. Rekcja na wyłom trzech posłów w partyjnej dyscyplinie była gorsza niż samo zachowanie. Karanie parlamentarzystów za głosowanie zgodne z sumieniem podważyło poważnie liberalny wizerunek PO i „pachnie” kolejnymi frondami.
Partia, która kiedyś święciła wielkie sukcesy, wygrywając kilka razy z rządu rozmaite wybory, stoi obecnie na równi pochyłej, a kolejne ankiety demoskopijne pokażą raczej jej postępującą degradację aniżeli progres, to z kolei w sprzężeniu zwrotnym zacznie inicjować następne działania rozłamowe.
Patriarchalne i klientelistyczne
Regres który obecnie dotyka Platformę Obywatelską posiada jednak głębsze podłoże. Generalnie wszystkie polskie partie polityczne są strukturalnie i kadrowo słabe, liczą po 30, 40 tys. członków, z czego połowa istnieje tylko na papierze (dla porównania w Niemczech czy Hiszpanii czołowe ugrupowania mogą się wylegitymować ponad półmilionowymi organizacjami).
Paradoksalnie najsilniejsze pod względem strukturalnym przez bardzo długi okres były w Polsce ugrupowania postkomunistyczne, które z czasów PRL-u wyniosły zasoby organizacyjne, finansowe, oraz klientelistyczne.
Jednak ta sytuacja zmieniła się w 2001 roku, kiedy uchwalono ustawę o finansowaniu partii politycznych. W ten sposób przewaga postkomunistycznych formacji została zniwelowana, co przełożyło się od razu na ustanie ich dominacji; swoją drogą elektorat postkomunistyczny, powoli wymiera.
Większość polskich partii ma charakter patriarchalny i klientelistyczny. Stabilizują je dwa czynniki: założyciel, który jest jednocześnie liderem i zarządza strukturą w sposób charyzmatyczny; a także orientowanie się na interesy związane z przestrzenią władzy.
Gdy ustawał, któryś z tych elementów, działające w Polsce ugrupowania rozpadały się albo ulegały procesom przegrupowania; tak było w przypadku: UD, KLD, RDR-u, ROP-u, AWS-u, „Samoobrony”, w jakiejś mierze również SLD, itd..
Wyjątkiem jest PiS, a to z trzech istotnych powodów.
Wbrew powierzchownemu wrażeniu (w dużej części celnemu), co do charyzmatycznych metod zarządzania, jest to również partia, w sensie morfologicznym, zbudowana sieciowo i obudowana szerokim wachlarzem organizacji pozarządowych, think tanków, oraz czasopism.
PiS w większym stopniu niż na porządek instrumentalny (pragmatyczny) zorientował się na sferę ideowo-aksjologiczną i tożsamościową, strukturę partyjną, jak również bazę wyborczą scalano wokół takich wartości, jak Polska, patriotyzm, wspólnota narodowa, tradycje, godność, solidarność, itp.
A w tego typu sprawach socjologowie i antropolodzy przyznają jednogłośnie, np. prof. Andrzej Zybertowicz: coś co jest budowane na krótką metę, dla bieżących spraw, może być nastawione na konsumpcję interesów oraz prostą kalkulację merkantylną; jednak coś co ma mieć dłuższą perspektywę, musi posiadać głębsze kulturowe zakorzenienie, musi być zanurzone w wartościach.
Pytanie czy faktycznie z PiS-em tak jest?
W strukturze PiS-u można wyróżnić dwa elementy: partię oraz obóz; aparat oraz lud. Osoby w jakimś stopniu zaangażowane w działania PiS są bardzo dobrze zdefiniowane przez partię i skomunikowane z jej centralną. Można zakładać, iż co najmniej 60 proc. populacji aktualnie popierającej ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego, to twardy, „żelazny” elektorat.
Co z tego wynika? Dotychczasowe doświadczenia polskich partii nie pozwalają roztoczyć przed Platformą optymistycznego scenariusza. W przypadku PO ustały wszystkie faktory, które mogłyby legitymizować funkcjonowanie partii: żadnego z trzech liderów założycieli już nie ma; dostęp do przestrzeni władzy został odebrany; negacja PiS-u i szukanie negatywnego kontrastu, nie działa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376460-proces-ostateczny-antycypowanie-upadku-po-nie-bylo-trudne