„Tu są granice przyzwoitości!” – skandują ludzie, którzy dumnie okrzyknęli się Obywatelami RP, jednocześnie zapowiadając łamanie polskiego prawa, blokując innemu człowiekowi wizytę na grobie jego brata, plując na Polskę, Kościół i wartości, dzięki którym nie muszą dziś mówić po niemiecku czy rosyjsku.
Szkoda słów, szkoda uderzeń w klawiaturę, wystarczyłoby jedno potężne - w czoło każdego ze skandujących. Pod warunkiem, rzecz jasna, że każdy z nich dokona go we własnym zakresie. Np. barierką, w którą wcześniej tłukli nogami, tacy odważni, że skichać się można ze śmiechu. Partnerujący im w rozróbach Władysław Frasyniuk odmówił ostatnio stawienia się w prokuraturze, gdyż „rządzący stawiają się ponad prawem”. Ponad czym stawia się człowiek, który najpierw prawo łamie, a potem zapowiada, że nie będzie go przestrzegał? To pytanie za trudne dla pana Władzia, którego władza uwiera dopiero wtedy, gdy nie otrzymała jego, posiadacza tirów, błogosławieństwa.
Jak nisko upadli ci ludzie, świadczy, niestety, dzisiejsza zbiórka pieniędzy na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, czy – jak wolą niektórzy – orkiestrę dętą Siema Jurka, jego żony i ich złotych melonów. Oj, daleko odszedł Juras od swoich początków, gdy WOŚP naprawdę jednoczyła Polaków przy puszkach i szpitalnych łóżkach. Z pospolitego ruszenia ludzi chcących pomóc innym zrobił się tandetny festiwal nienawiści do każdego, kto Siema Jurka nie popiera, a często to i nawet nie poważa. Przystanki Woodstock przewalają pieniądze na imprezę dla złaknionych błota i narkotyków małolatów, uderzających głowami w filary kolejowych słupów, wracający do domów w ciąży, w ortopedycznym kołnierzu, w uzależnieniu – to tylko jedno z oblicz tej żenady.
Ale wraz Woodstockiem weszła do Orkiestry Siema Jurka także brutalna polityka. Te wszystkie „spotkania z młodzieżą”, podczas których Kuba Wojewódzki własną twarzą zaświadczał, że biało-czerwona w kupie to nic złego, a Marek Kondrat, artysta bankowy, przekonywał, że „Polska nie jest najważniejsza”. Te blokady dla księży chcących z młodymi po prostu porozmawiać na poziomie nieco wyższym niż zachrypnięty błazen w czerwonym spodniach.
Dziś maski z twarzy, klapki z oczu, nawet bielizna z czterech liter opadły do końca. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy stała się karykaturą samej siebie. Ludzie pooklejani czerwonymi serduszkami snują się po miastach i miejscowościach niczym żywe pomniki upadku Siema Jurka. Nie chcą słyszeć o jego lękach przed dziennikarskimi śledztwami, o bluzgach ze sceny, jakimi raczy ludzi o innych poglądach, o forsie płynącej szerokim strumieniem w kierunku zupełnie przeciwnym niż dziecięce szpitale. Tak wygląda dogaszanie Orkiestry przez jego twórcę, bożka, ikonę, ojca i władcę w jednym. Nawet mu do głowy nie przyszło, by stanąć ponad polskimi podziałami, ba, sam podziały te nakręca poza granice przyzwoitości.
A gdzie są granice absurdu? Tegoroczna zbiórka na WOŚP dowodzi, że część lewicowych środowisk przekracza je szybciej niż Ryszard Petru Rubikonia własnej niemocy. Oto „tuzy” polityki i celebryci za dwa złote prześcigają się w deklaracjach: „jeszcze ja, jeszcze weźcie coś ode mnie”. Bo przecież tanim, bardzo tanim kosztem da im to nieco rozgłosu w TVN, medialnym patronie Orkiestry. Stacji hodującej ludzi kultury tak wysokiej, jak Zbigniew Hołdys, Andrzej Saramonowicz, Jacek Poniedziałek – nazywający Jarosława Kaczyńskiego słowem na „ch”. Albo Karolinę Korwin-Piotrowską, ekspertkę od kina i kpin z nastoletnich modelek (ech, te kompleksy…), dziś nazywającą posłów opozycji po prostu „k…”. To szambo wybija co chwilę, ale proces osuszania terenu już się rozpoczął. Nie ma miejsca w debacie publicznej dla takich ludzi.
A czy jest miejsce na Orkiestrę? Taką, jak w tym roku? Nie sądzę. Bo jak wytłumaczyć rozsądnym ludziom cynizm tak skrajny, że oto na aukcjach wystawia się… krawaty nieszczęśnika, który wskutek swej choroby psychicznej, podlanej sosem czersko-wiertniczym, podpalił się pod Pałacem Kultury, zostawiając bliskich na pastwę „kaczystowskiego reżimu”? Jak przekonać ludzi myślących, że zamiast dać pieniądze na konkretny cel, np. w ramach fundacji Się Pomaga lub innej, która próbuje ocalić życie chorych dzieciaków potrzebujących kasy na leczenie, powinni łożyć na Owsiakową kampanię? W której kupić można takie np. „cacka”, jak przejażdżka rowerowa z Radosławem Sikorskim? Taki Oksfordczyk, taki jaśnie pan, taki dyplomata, mąż stanu i niedoszły kandydat na prezydenta, a nie potrafi zaofiarować niczego poza godziną swego „bezcennego czasu”? I gdzie ta wycieczka? Żeby chociaż dookoła jego ego, to by człowiek się trochę napedałował, ale pewnie chodzi o rundkę po pizzę i z powrotem, wszak BOR-owcy już nie śmigną. Leszek Balcerowicz zaprasza na spacer. Może szlakiem polikwidowanych zakładów pracy?
Wiesz co, Jurek (piszę na ty, bo i ty tak się do nas zwracasz) – musicie iść za ciosem. Trzeba takich rzeczy na aukcje powymyślać jeszcze więcej. Pomysł pierwszy z brzegu – kopnięcie piłką w psa przez Donalda Tuska. Na pewno jest sporo ludzi, którzy daliby jakieś pieniądze, żeby ich czworonożnego przyjaciela uderzył w pysk nie byle kto, ale sam przewodniczący Rady Europejskiej. Albo – czy nie da się zlicytować puszek Mateusza Kijowskiego, do których zbierano pieniądze na komitet zakupu ajfona i kurteczki na motór? Spokojnie – są puste, nie stracisz na tym ani złotówki. No i wreszcie – czy i ty, Jurku, nie mógłbyś wystawić na orkiestrową aukcję spotkania z tobą przy kawce i dyktafonie? Kto wie, może któryś z dziennikarzy śledczych by się skusił?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376457-orkiestra-owsiaka-falszuje-jak-diabli-dyrygent-okazal-sie-gluchy-i-zaslepiony