Ważne jest to, że odbyła się pierwsza, z pewnością nie ostatnia rozmowa – bardzo intensywna, w dodatku na najwyższym politycznym poziomie. To ilustruje powagę z jaką podchodzimy do UE
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu w KPRM ds. europejskich, wiceminister spraw zagranicznych.
wPolityce.pl: Media rozpisując się o wtorkowej kolacji Morawiecki - Juncker piszą o możliwym nowym otwarciu w relacjach Warszawy z Brukselą. Dialog zawsze jest cenny, ale czy przekłada (lub przełoży) się na konkret, choćby w sprawie procedury przeciw naszemu krajowi, jaką wszczęła Komisja Europejska? Czy jest możliwe, że procedura zostanie wstrzymana jeszcze przed głosowaniem na forum Rady UE?
Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich: Spotkanie premiera Morawieckiego i przewodniczącego Junckera było poświęcone najważniejszym polskim interesom w UE. Sprawa sporu o praworządność i reformy wymiaru sprawiedliwości to tylko jedna – choć pewnie trudniejsza niż inne – sprawa. Ta kontrowersja trwa dwa lata i nie można się spodziewać szybkich efektów. Ale ważne jest to, że odbyła się pierwsza, z pewnością nie ostatnia rozmowa – bardzo intensywna, w dodatku na najwyższym politycznym poziomie. To ilustruje powagę z jaką podchodzimy do UE.
Czy wie Pan, o czym Juncker z Morawieckim rozmawiali na spotkaniu w cztery oczy? Dlaczego przewodniczący KE poprosił - jak pisze portal wPolityce.pl - o takie spotkanie? Czy to naturalny scenariusz w trakcie takich rozmów?
Spotkania w cztery oczy są od tego, by o ich treści nie rozprawiać publicznie. To się zdarza, kiedy szefowie rządów, czy instytucji mają poczucie osobistej odpowiedzialności za sprawy, które są między nimi. Takie osobiste poczucie odpowiedzialności za naszą wspólną przyszłość jest w równym stopniu obecne u Przewodniczącego Junckera i Premiera Morawieckiego.
Czy ze strony premiera Morawieckiego - bądź przewodniczącego Junckera - padły jakieś deklaracje co do konkretów, tzn. spraw, w których Bruksela i Warszawa mogą cofnąć się o krok, by znaleźć wspólne pole do kompromisu?
Nie rozmawiajmy o czyimkolwiek cofaniu się. Być może to wcale nie jest konieczne? Najpierw sprawdźmy, czy się możemy lepiej zrozumieć.
Dopytam jeszcze o procedurę. Gdy sprawa trafi na forum Rady UE, potrzebna będzie nam koalicja minimum 6 państw, które zagłosują przeciw lub wstrzymają się od głosu. Sławomir Dębski napisał na stronach PISM, że nie jest to wyzwanie, które powinno przerosnąć duży, ambitny i 40-milionowy kraj, jakim jest Polska. Czy jesteśmy w stanie zadeklarować, że Warszawa znajdzie sześć państw, dzięki którym procedura zostanie wstrzymana na etapie 7.1.?
Państwa muszą teraz wziąć indywidualną odpowiedzialność za opinie, do tej pory prezentowane tylko przez KE. Nie jest to prosta decyzja. Będziemy naciskali na to, by każde państwo wyrobiło sobie własną opinię na temat zmian w Polsce. Poczekajmy więc z takimi deklaracjami.
A czy polski rząd myśli, by zaskarżyć decyzję KE o wszczęciu procedury do odpowiednich sądów i trybunałów? Część dyplomatów i komentatorów wskazuje na pozatraktatowe działania urzędników Komisji Europejskiej. Czy nie jest trochę tak, że zgadzając się na bezprawną, naszym zdaniem, decyzję, otwieramy furtkę do kolejnych tego typu działań?
Ta część działań, która jest oparta bezpośrednio o art. 7 TUE ma podstawę traktatową. Pytanie o zakres tych działań pozostaje otwarte. Tylko Trybunał może nakazać zmianę prawa w państwie członkowskim. Dlatego oczekiwania KE w tej sprawie mają dla nas rangę jedynie politycznej opinii.
Na pewno sytuacja byłaby bardziej oczywista w prawnego punktu widzenia, gdybyśmy mieli do czynienia z rutynowo sporządzonymi pismami procesowymi o naruszenie prawa UE. Łatwiej byłoby się do nich odnieść. Musiałyby być ściślejsze niż opinie wyrażane w rekomendacjach.
W jakim kontekście w rozmowie z przewodniczącym Junckerem pojawił się wątek budżetu unijnego na kolejne lata? Wokół negocjacji w tej sprawie jest sporo obaw - o to, czy nie dostaniemy mniej niż ostatnio, o to, czy na naszą pozycję negocjacyjną nie wpłynie sprawa procedury, o to wreszcie, czy nie zostaniemy „ukarani” za twardy sprzeciw ws. polityki migracyjnej UE.
Konflikty między różnymi grupami państw o unijny budżet są zawsze. Tu się nic nie zmienia, choć ten budżet z uwagi na wyjście Wielkiej Brytanii, antyeuropejskie nastroje w wielu krajach tzw. starej UE i nowe obiektywne wyzwania będzie jeszcze trudniejszy. Napięcia polityczne zawsze utrudniają negocjacje. Wszystkim.
Jesteśmy otwarci na reformy budżetu, ale nigdy się nie zgodzimy na budżet, który będzie instrumentem politycznego dyscyplinowania Europy Środkowej. To także wybrzmiało przy okazji tego spotkania. Mamy prawo do swoich poglądów i będziemy ich bronili.
Obaj panowie zadeklarowali, że do rozmów powrócą w lutym, podczas posiedzenia Rady Europejskiej. Czy ten horyzont czasowy jest związany z załatwieniem jakiejś sprawy przez Warszawę czy Brukselę?
Myślę, że to najważniejszy dowód na to, że dla obu stron to spotkanie było zakończone sukcesem. To jest związane z poczuciem, że te konsultacje mogą być bardzo pomocne do redukowania napięć.
Na koniec ogólnie - czy uważa Pan, że faktycznie doszło lub może dojść do przełomu w relacjach Polska - KE, a przynajmniej do zasadniczej zmiany atmosfery rozmów?
Relacje Warszawy i Brukseli nigdy nie były jednowymiarowe. Zawsze były sprawy, które nas łączyły, były też zawsze trudne, ale akceptowalne kompromisy między nami. Tych relacji ani wcześniej, ani tym bardziej dziś nie można sprowadzać tylko do spraw, które ewidentnie dzielą. Obie strony chcą o tym dziś mówić głośniej. I to też jest bardzo pozytywne, to inwestycja w przyszłość.
Rozmawiał Marcin Fijołek
-
Nie zapomnij kupić nowego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „Sieci”, w sprzedaży od 8 stycznia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/375848-nasz-wywiad-konrad-szymanski-spotkanie-premiera-morawieckiego-z-junckerem-bylo-bardzo-intensywne-to-ilustruje-powage-z-jaka-podchodzimy-do-ue