Czekałem, czekałem i się doczekałem. Tuż przed północą pojawił się pan premier po długiej rozmowie z szefem Komisji Europejskiej i zakomunikował, jak według nauk lektora Uniwersytetu Marksizmu i Leninizmu za nieboszczki PRL: co należy powiedzieć, gdy nie ma się nic do powiedzenia? Że „rozmowy przebiegały w atmosferze nacechowanej wzajemnym zrozumieniem i sympatią”…
Rozczarowanie. Tak jednym słowem mogę określić moje wrażenia po konferencji prasowej i krótkim wywiadzie Mateusza Morawieckiego, podsumowującym spotkanie z Jeanem Claudem Junckerem i Fransem Timmermansem. Nie oczekiwałem bynajmniej na komunikat premiera, że nieporozumienia rządu RP z reprezentantami UE zostały wyjaśnione, że ci wycofają się z użycia „opcji atomowej” przeciw Polsce i odtąd w stosunkach Warszawy z Brukselą zapanuje idylla. Spodziewałem się jednak jasnego określenia punktów, które z polskiego punktu widzenia nie podlegają dyskusji. Zamiast tego, premier wił się w swej relacji i jak ognia unikał odpowiedzi na drażliwe pytania. Co z bezprecedensową i bezprawną próbą ingerencji Brukseli w polską reformę wymiaru sprawiedliwości? Nic. Pan premier opowiedział panu przewodniczącemu oraz jego wice jak sędziowie traktowali go za PRL-u, i że nadal są sędziami. Albo: co z islamskimi imigrantami, których Polska przyjmować nie chce, a co usiłuje wymóc na nas Unia Europejska? Nic. Się zobaczy…
Rozmowy są potrzebne, leżały i leżą w interesie obu stron. Są jednak linie, których przekraczać nie wolno. Warto pamiętać, że głównym powodem zadrażnienia w naszych relacjach z Brukselą, czytaj: z „dyrektoriatem” Berlina i Paryża było to, że w Polsce rządy objęło Prawo i Sprawiedliwość, partia, która zapowiedziała obronę polskich interesów. Oto mysz ryknęła…! Ze strony „zagranicy” rozpoczęło się bezprzykładne mieszanie się w sprawy wewnętrzne naszego kraju, otwarte wspieranie „totalnej opozycji” i „ulicy”, czego jasnym celem było wysadzenie rządu PiS z siodła. I ta walka, niestety, jeszcze się nie skończyła.
Świadczy o tym dobitnie obszerny wywiad udzielony przez bądź co bądź szefa Rady Europejskiej, można rzec, byłego polskiego premiera na „uchodźctwie”, Donalda Tuska dla „Tygodnika Powszechnego”: że wdrożenie postępowania UE przeciw Polsce w oparciu o Art.7.1 jest „smutne”, gdyż rujnuje naszą ponoć „silną pozycję” w czasach PO-PSL i „nadzieje” na przyszłość, ale „PiS nadal może zakończyć ten kryzys, wycofując się ze zmian w systemie wymiaru sprawiedliwości”, a najlepiej ustępując pola Platformie Obywatelskiej.
Polska – i to jest szokujące także dla Europy, a nie tylko dla proeuropejsko nastawionych Polaków – stanęła okoniem wobec wszystkiego, co dla Unii ważne. I to z rozmysłem, bo uważam, że rządzący nie są entuzjastami, delikatnie mówiąc, naszej obecności w Unii
— łże jak z nut były premier.
I dalej, że poniesiemy „koszty polityczne”, że… „państwa starej unii przestają się nami opiekować”, a wszystko przez tych, którzy „trzymają ster władzy w Polsce” i w Europie „źle się w niej czują z wielu różnych powodów: kulturowo-cywilizacyjnych, historycznych, a także osobistych”.
„Spieszmy się kochać unię”,
wzywa brukselobojny, wiernopoddańczy internacjonalista Tusk z jedynie słusznej partii, zepchniętej przez wyborców do opozycji. Człowiek, który rozpętał koszmarną kampanię nienawiści Polaków do Polaków, który na tych podziałach bazował, który poprzez rozliczne afery i skandale na najwyższych piętrach władzy prowadził kraj ku moralnej degrengoladzie, peroruje teraz o „zaufaniu”, o potrzebie „uwolnienia polskiej polityki z konfliktu”. Co więcej, radzi przeciwnikom PiS, co robić i zapowiada między wierszami swój powrót za dwa lata…:
„PiS robi wystarczająco dużo złych i istotnych rzeczy, żeby odnaleźć pole do zwycięskiej konfrontacji”.
Co to ma wspólnego z wizytą premiera Morawieckiego w Brukseli? Wiele. Z chwilą wyborczego zwycięstwa PiS pogorszenie się atmosfery w stosunkach naszego kraju zwłaszcza z Niemcami i Francją, czyli najbardziej wpływowym tandemem w UE, było wręcz zaprogramowane. Powoli jednak wydobywamy się z tego dołka, bowiem do Berlina, Paryża i Brukseli dotarło, że rząd PiS nie jest przejściowy i nie da się go obalić z pomocą „ulicy i zagranicy”. Powoli sama unia zaczęła pojmować, że nie da się dłużej lekceważyć 40. mln kraju, rozbudowującego swe wpływy w środku Europy, i dojrzała do dialogu. Z tego punktu widzenia premier Morawiecki zrobił krok wstecz.
Rozmowy są potrzebne i niezbędne, muszą one wszakże prowadzić do przewartościowania stosunku „zagranicy” do naszego kraju, jakie rząd PiS założył sobie w chwili przejmowania wladzy. Polski nikt nie musi kochać, ma ją szanować i liczyć się z naszym zdaniem, a nie wbrew naszym protestom i zbiorowym interesom kłaść nam pod nosem podmorskich gazociągów, wciskać nam islamskich imigrantów, czy latający złom, albo decydować o treści uchwał polskiego parlamentu. Premier Morawiecki usiłował przekonywać swych rozmowców w Brukseli, że Polska nie jest wielbłądem. Jak należy sądzić po jego mętnej relacji na konferencji prasowej o północy… „rozmowy przebiegały w atmosferze nacechowanej wzajemnym zrozumieniem i sympatią”.
Czy opowiedział o celach rekonstrukcji rządu, ogłoszonej tuż przed odlotem do Brukseli, która wywołała irytację wielu wyborców PiS? Czy powiedział do jakich ustępstw wobec UE jest skłonny? To ostatnie dopiero się okaże. Na dziś o wiele ważniejsze jest jednak to, czego nie powiedział, choćby właśnie biorąc pod uwagę polskich wyborców: z czym się wiążą i gdzie leżą granice tych ustępstw. Stąd ocena rezultatów rozmowy szefa polskiego rządu z przewodniczącymi Komisji Europejskiej może być tylko jedna: palec w poprzek. I tylko tyle. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi. Jedno wszak jest pewne jak amen w pacierzu, że o prolongacie dla rządu na następną kadencję i reelekcji prezydenta zadecydują Polacy przy urnach w Polsce, a nie w Brukseli…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/375806-premier-morawiecki-udal-sie-do-brukseli-by-przekonywac-ze-polska-nie-jest-wielbladem-co-osiagnal
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.