Wiemy, że klimat tego spotkania był bardzo dobry. Oczywiście jest to ocieplanie wizerunku, nie ma co do tego żadnych wątpliwości oraz otwarcie dialogu. To bardzo istotne, że strony usiadły i zaczęły rozmawiać ze sobą ludzkim językiem
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Ryszard Żółtaniecki, dyplomata, specjalista ds. stosunków międzynarodowych, Collegium Civitas.
wPolityce.pl: Co dała nam wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w Brukseli i jego spotkanie z szefem Komisji Europejskiej? Można faktycznie mówić o jakimś ociepleniu stosunków, czy może za wcześnie na takie oceny?
Dr Ryszard Żółtaniecki: Wiemy, że klimat tego spotkania był bardzo dobry. Oczywiście jest to ocieplanie wizerunku, nie ma co do tego żadnych wątpliwości oraz otwarcie dialogu. To bardzo istotne, że strony usiadły i zaczęły rozmawiać ze sobą ludzkim językiem.
Ale sam fakt, że tuż przed wyjazdem premiera na to spotkanie doszło do rekonstrukcji rządu mogło zostać odebrane przez Brukselę jako pewien trik wizerunkowy, czy faktyczna zmiana kursu w tych relacjach?
Myślę, że było to zamierzone i należy to rozpatrywać w sekwencji: wizyta w Budapeszcie - rekonstrukcja rządu - wizyta w Brukseli. To były dodatkowe atuty premiera, które wzmacniały jego pozycję i nadawały mu większą wiarygodność. Jednocześnie dawało to sygnał Brukseli, że w tym dialogu, czasami nieprzyjemnym, który się toczył – a właściwie w dwóch monologach - nie jesteśmy sami, że mamy sprawdzonego, dobrego sojusznika. Jakie będą tego twarde, materialne konsekwencje, tego jeszcze nie wiemy, bo to jest początek procesu. Będzie on trwał długo i będzie w nim uczestniczył nie tylko sam premier, ale także w jakimś stopniu prezydent i inni ministrowie. Myślę, że tu ogromne pole do popisu i przestrzeń do manewrów ma Jacek Czaputowicz.
Niektórzy zwracają jednak uwagę na fakt, że jest on bardzo dobrym ekspertem i naukowcem, ale ma małe doświadczenie praktyczne w dyplomacji. Pana zdaniem poradzi sobie na stanowisku szefa MSZ?
Ale jaki on naukowiec? Zrobił stopnie naukowe, ale nigdy go to specjalnie nie pasjonowało. Jest to urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych od 1990 roku. Kilka miesięcy po mnie wstąpił do służby. Odnośnie dyplomacji, prowadził cały szereg negocjacji, był dyrektorem Departamentu Konsularnego, jednego z najtrudniejszych i cały czas był blisko dyplomacji, szkolił dyplomatów. Życzę mu z całego serca, żeby poradził sobie na tym stanowisku, ale to jest niezwykle trudny resort i niezwykle ciężka praca, którą on zresztą zna. Jest bowiem bardzo pracowity, konsekwentny i uparty. Ma więc wszystkie przesłanki, które mogą mu przynieść sukces, ale sytuacja, w której w tej chwili się znaleźliśmy sprawia, że polityka zagraniczna w dużej mierze wróci tam, gdzie ma być, czyli do rządu. Bo za politykę zagraniczną nie odpowiada minister spraw zagranicznych, ale tworzy i realizuje ją rząd, a minister i jego placówki zagraniczne są tutaj tylko narzędziem tej polityki. I tutaj ogromną rolę, nieporównywalnie większą niż było to w jakimkolwiek rządzie po 1989 roku, będzie odgrywał premier.
O czym świadczy fakt, że oficjalne spotkanie premiera trwało w Brukseli kilka godzin, a poza tym rozmawiał kilkanaście minut w cztery oczy z szefem KE?
Że chcieli porozmawiać o rzeczach, o których niekoniecznie należy rozmawiać przy stole. W tego typu rozmowach dzieje się polityka zagraniczna. To jest rzeczywista dyplomacja, która ma jedna cechę: ona jest po prostu tajna.
Czy tutaj mogła być jakaś karta przetargowa: ocieplenie stosunków w zamian za coś? Mogły paść deklaracje pewnych ustępstw?
W dyplomacji są obietnice i straszenie, czyli kara i nagroda. To jest jeden z tych elementów negocjacyjnych, który zawsze występuje. Z tym, że oczywiście podane jest to w sposób niezwykle kurtuazyjny i taktowny. Myślę, że w tej chwili Bruksela próbuje wycofać się z zajętego wcześniej stanowiska, co nie będzie wcale takie łatwe. Ale nawet jeżeli nie będzie w stanie tego uczynić -ze względu na własną wiarygodność, czy ostrość wcześniejszych deklaracji - to w każdym razie będzie trwało poszukiwanie takiego pola współpracy, które pozwoli na koegzystencję. Czyli te sprawy, gdzie są między nami różnice, pozostaną czymś, co w dyplomacji nazywa się protokołem rozbieżności. Do tego nie zawsze się wraca, koncentrując się na tych wspólnych obszarach, gdzie istnieje synergia. I myślę, że cała historia z art. 7 i zamieszanie wokół praworządności w Polsce będzie stopniowo wyciszane i będzie wygasać.
Świadczyłby o tym fakt, że do podobnego spotkania ma dojść już w lutym?
Oczywiście, że tak. Jednym z głównych atutów Mateusza Morawickiego jest to, że doskonale porusza się w tym świecie. Jest zrelaksowany, uśmiechnięty i zna język typowy dla eurokratów; zna też symbole, w których oni się poruszają. Ten świat nie jest dla niego obcy i nie jest mu wrogi.
Zauważają to media zagraniczne, które wczorajszą wizytę komentują w przychylny dla premiera sposób.
Tak, bo to był wreszcie ruch w dobrym kierunku. Trzeba skończyć z tą bijatyką, która nikomu nic dobrego nie przyniesie. W relacjach Polska- Bruksela nie ma wygranych. Należałoby uzmysłowić Brukseli i niektórym naszym politykom, że jeżeli któraś ze stron uprze się przy kursie konfrontacyjnym, to tutaj nie da się wygrać. Bo nasza wygrana będzie jednocześnie naszą przegrana. Trzeba pozwolić, żeby strony zachowały twarz, prestiż i znalazły wspólne pole działania.
Premier podkreślał po spotkaniu z Junckerem, że stał twardo przy naszych warunkach, ale czy strona brukselska mogła starać się na nim coś wymusić?
Myślę, że błyskawicznie zorientowali się, że na Mateuszu Morawieckim nie da się pewnych rzeczy wymusić. Jest to bardzo twardy negocjator, który przeszedł bardzo ciężką szkołę- i nie tylko myślę o jego funkcjach bankowych, ale też życiowo. To nie jest człowiek, którego da się nastraszyć czy wmówić mu, że powinien zająć inne stanowisko, niż to, które zajmował wcześniej. To także człowiek zdrowego rozsądku, więc nie sądzę, żeby poszedł na jakieś ustępstwa. Ważne jest to, że w Brukseli zaczęli rozumieć, co się do nich mówi. Do tej pory nasze komunikaty odbijały się od nich, nie tylko z ich winy. Również z naszej, bo były formułowane w języku, który jest dla nich niezrozumiały. Rozpoczął się dialog i to jest optymistyczny sygnał.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/375793-nasz-wywiad-dr-zoltaniecki-o-rozmowie-w-cztery-oczy-morawieckiego-z-junckerem-nie-sadze-zeby-premier-poszedl-na-jakies-ustepstwa