Nie ma granic żenady, których Ryszard Petru nie byłby w stanie przekroczyć. Założyciel partii własnego imienia, którego po dwóch latach działalności koledzy partyjni usunęli nie tylko z nazwy, ale i z władz, porywa się na kolejne wyzwanie. Ogłasza, że pragnie być drugim Morawieckim i zapowiada „Plan Petru”. Szczegółów na razie brak, ale gołym okiem widać, że stowarzyszenie ma być formą kumulowania politycznego kapitału. Tylko czy ktokolwiek da jeszcze wiarę upadłemu szefowi Nowoczesnej?
Musimy zatrzymać proces demontażu polskiej demokracji. Współpraca w ramach opozycji powinna obejmować również płaszczyznę programową. Dzień przejęcia rządów nie może być dniem rozpoczęcia dyskusji programowej, musimy być gotowi już dzisiaj
— zakomunikował Ryszard Petru na konferencji prasowej, budząc się najwyraźniej z dwuletniego snu. Jak dotąd sprawy programowe nie były jego dobrą stroną. Nie są nią także teraz, ale przynajmniej pojawił się cień świadomości. Co „Plan Petru” ma do zaproponowania Polakom? Prócz pustych haseł niewiele. Z konkretów na plan pierwszy wybija się postulat dłuższej pracy.
Były lider Nowoczesnej, urażony utratą stanowiska w partii, którą założył, walczy z rzeczywistością. Jego spuchnięte ego, wzmacniające podziały w i tak słabej opozycji, tylko ją pogrąży. Petru jednak bezkrytycznie wierzy w swoją gwiazdę.
Chodzi o symboliczną kontrę dla Planu Morawieckiego. Polacy muszą mieć wybór między dwiema wizjami Polski
— skwitował Petru.
Czy ktoś, kto przez dwa lata nie zdołał napisać programu konstruktywnego własnej partii, będzie w stanie stworzyć „alternatywny plan Morawieckiego?”. Wątpliwe. Rzecz chyba jednak w czymś innym. Ryszard Petru, jako zaufany człowiek Leszka Balcerowicza i stojącego za nim betonowego układu III RP, ma do wykonania określone zadanie. Nie po to został wyłoniony z magmy asystentów, nie po to w niego inwestowano i kreowano na lidera, by tak łatwo pozwolić mu zniknąć z politycznej sceny.
Zmiana szefa Nowoczesnej nie była z pewnością wpisana w kalkulacje mocodawców partii znikąd. Cel został jasno zaprogramowany, środki i narzędzia także. Kto by przypuszczał, że się nie powiedzie i to tak sromotnie. Trudno się zatem dziwić, że po totalnym fiasku projektu „Petru”, środowisko Balcerowicza próbuje ratować ocalałe resztki. Stowarzyszenie to wygodne i bardzo opłacalne narzędzie gromadzenia kapitału społecznego. Pytanie tylko, czy Ryszard Petru da radę kogokolwiek do siebie przekonać. Pytanie czysto retoryczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/375518-spuchniete-ego-petru-przygniecie-opozycje-ale-na-stowarzyszeniu-mozna-sporo-ugrac-kto-chce-zyskac-komu-ma-posluzyc-plan-petru
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.