Gdy usłyszałem w radiowym serwisie, że Andrzej Waltz poprosił komisję weryfikacyjną o numer konta, na który ma zwrócić pieniądze uzyskane ze sprzedaży kamienicy przy Noakowskiego 16 (jego udziały warte były ponad milion złotych), pomyślałem, że nawet uwikłani w brzydkie sprawy mogą wybrać dobrze, miewają dobre odruchy. W końcu państw wyplątanie się państwa Waltzów z nielegalnej, opartej na fałszerstwie „reprywatyzacji”, byłoby czymś, na czym w długiej perspektywie z pewnością by skorzystali. Owszem, popełnili błąd, ulegli pokusie, ale gdy państwo polskie dało im szansę zamknięcia tego rozdziału, skorzystali z okazji.
Cóż, bywam naiwny. Szybko okazał się, że Andrzej Waltz poprosił komisję o numer konta jedynie z tego powodu, że grozi mu egzekucja należności, z pewnością rzecz nieprzyjemna. Jednocześnie zapowiedział sądową walkę o odzyskanie owego miliona.
Milion to dużo pieniędzy, ale w przypadku ludzi tak ustosunkowanych i tak zaradnych to z pewnością nie jest to kwota, która skazałaby rodzinę Waltzów na materialną degradację czy też biedę. Z pewnością to kwota do udźwignięcia. A mimo to mąż pani prezydent Warszawy (zapewne za jej zgodą) wciąż walczy o te pieniądze. Nie chce mieć tej sprawy za sobą. Gotów jest zaakceptować, że i on sam z małżonką, i ich potomkowie, przez dekady będą mierzyli się z zarzutem, że dorobili się na ukradzionej, żydowskiej kamienicy. Na bezdyskusyjnym przestępstwie wujka, do tego z Holocaustem w tle.
Wychodzi na to, że pieniądze są dla tych ludzi ważniejsze niż poczucie, że żyją uczciwie, że nie chodzą na tandetne skróty, że umieją naprawić popełnione błędy… Są ważniejszej niż dobre imię całej rodziny.
Środowiska, które rządziły Polską przez 8 lat, a w wielu miejscach znacznie dłużej, nie potrafią już rozeznać tego, co dobre, co złe, co zgodne z prawem, a co nie. Tak, myślę, że nie tylko nie chcą, ale również nie potrafią.
Stanisław Gawłowski, sekretarz generalny Platformy, zapewne szczerze wierzy, że jego obecne kłopoty (drogie zegarki i „kanapki” z pieniędzy) to wynik politycznej akcji konkurencji. W jego środowisku, można wnosić, zarzucane mu zachowania nie były niczym niezwykłym. Jeśli ktoś miał z ich powodu problemy, to tylko dlatego, że przegrał jakąś polityczną batalię, naraził się szefom, nie podzielił się z kim trzeba. Ale żeby tak bez powodu ścigać za wymuszanie łapówek czy nielegalną kasę? Zgroza. Bolszewia.
To jest istota problemu Platformy: ta partia jest utkana z takich postaw i takich ludzi, i właściwie nie ma już ruchu. Trzeba by ją rozwiązać, wybrać tych nielicznych, którzy cokolwiek rokują, bo nie doszli za wysoko w hierarchii, i zacząć wszystko od nowa.
Dla dobra Polski, ale i dla ludzi Platformy, dziś związanych wzajemną tajemnicą milczenia i logiką ucieczki przed konsekwencjami własnych czynów. Tak jak prezydent Warszawy, która nie mogła zapobiec złodziejskiej reprywatyzacji, bo sama była jej beneficjentem. I której rodzina nawet dziś, tak to wygląda, woli nieczyste pieniądze (bo tak to trzeba nazwać) od czystego sumienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/375294-rodzina-waltzow-moze-wreszcie-zamknac-sprawe-ukradzionej-kamienicy-i-to-na-zawsze-ale-wyglada-na-to-ze-wola-nieczyste-pieniadze-od-czystego-sumienia