Książkę „Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku” czyta się tyleż sprawnie, co z rosnącym poirytowaniem. Nie, nie na autora (a przynajmniej nie tylko), ale na opisywaną szeroko kondycję polskich instytucji, efekty wprowadzanych zmian (nie tylko tych w wersji PiS), niszczejące standardy. Intelektualne malkontenctwo? Nie do końca.
Sękowski krytykuje polską klasę polityczną z pozycji propaństwowych - co jest jego wielką zasługą i przejawem rzadko spotykanej intelektualnej uczciwości. Trudno wytknąć mu polityczne (partyjne) sympatie, ciężko zarzucić stronniczość. Czasem jednak - mam wrażenie - pozycje zajęte przez Sękowskiego stają się mocno idealistyczne, nieco oderwane od twardych realiów. Dla przykładu (jakich wiele): autor słusznie krytykuje uproszczenia w debacie publicznej. Że prowadzona jest hasłowo, w dodatku oparta o fałszywe slogany i przesłanki.
Trudno nie przyznać mu racji - przynajmniej na poziomie teoretycznym. Ale czy da się prowadzić politykę bez uproszczeń, bez kampanii opartej o utarte schematy, bez sloganów, które nie oddają przecież choćby w małej części złożoności opinii publicznej? Być może to jedyna prawidłowa reakcja (piszę to bez kpin) - bezradnie krzyknąć o upadku polskiego dyskursu, załamać ręce nad tym, że zbyt mało w nim konkretów, a za dużo hałasu. Ale czy nie są to pretensje do rzeczywistości o to, że nie odpowiada książkowym ideałom?
Niezależnie od tego rodzaju wątpliwości książka Sękowskiego jest czymś ożywczym w polskiej debacie politycznej. Odkręca uproszczenia, zmusza do myślenia i wyjścia z schematycznych szuflad, w których funkcjonujemy, każe spojrzeć na państwo i jego instytucje z perspektywy dłuższej niż następna parlamentarna kadencja. Trochę jak bąk u Sokratesa, który „siadał miastu na kark; ono niby koń wielki i rasowy, ale taki duży, że gnuśnieje i potrzebuje jakiegoś żądła, żeby go budziło”.
„Żadna zmiana” żądli przede wszystkim środowiska konserwatywne, prawicowe. Sękowski punktuje (boleśnie, ale jednak w dużej mierze słusznie), że prawicy dobrze wychodzi sprzeciw i oburzenie, jeszcze lepiej wywracanie stolika, gorzej z metodycznym budowaniem instytucji państwa. Nie wiem tylko, czy autor wszystkie zmienne wziął (chciał wziąć?) pod uwagę. Pretensje i uwagi do szeroko rozumianego obozu władzy są nierzadko gorzko trafne, ale zbyt często abstrahują od warunków, jakie mieliśmy przez niemal całą III RP. To nie były (w dużej mierze wciąż nie są, choć to istotnie się zmienia) równe warunki, to nie była czysta gra fair. Stefan o tym wie doskonale: Andrzej Duda nie wygrywał w 2015 roku z mocnym konkurentem, przynajmniej nie tylko, ale z całym układem polityczno-medialnym III RP. Z każdą drobną instytucją uzależnioną od dotychczasowej układanki. To nie są warunki, w których może dojrzewać wzorcowa debata publiczna.
I jeśli czegoś mi brakuje w ”Żadnej zmianie” to próby głębszego szkicu patologii III RP. Nie, nie po to, by jeszcze raz masochistycznie ponapawać się, jak Donald Tusk i jego ludzie zawłaszczali państwo i niemal domknęli układ polityczno-medialny (swoją drogą szybko o tym zapominamy), ale po to, by zrozumieć, skąd może wziąć się część problemów i błędów, jakie popełniają ludzie umownej IV RP. Na ile to faktycznie ich niemoc, koszmarne przygotowanie, krótka ławka rezerwowych i błędy (wszystko to jest obecne i w PiS), a na ile pochodna tego, jak wyglądał choćby system Tuska. Przykłady? Wyrok sędziego Igora Tulei w sprawie Mariusza Kamińskiego potraktowany jest u Sękowskiego jako przykład niezależnego wymiaru sprawiedliwości, zaś prof. Andrzej Rzepliński jako niezaangażowany uczestnik debaty publicznej. Dalibóg, trudno przyjąć to wzruszeniem ramion.
„Żadna zmiana” Sękowskiego jest kwaśnym miszmaszem kreślącym nasze problemy z uprawianiem polityki i debaty publicznej. Autor zgrabnie porusza się na poziomach filozofii (czasem wręcz teologii politycznej), celnie przytacza wolnorynkowych myślicieli, symetrycznie żongluje przykładami zwyrodnień systemów PO i PiS. Bardzo ciekawa jest refleksja autora o tym, że pojęcie demokracji zlało się nam z demokracja liberalną. Z kolei kiedy pisze o zagadnieniach gospodarczych czuć zachwyt ideami wolnorynkowymi, ale u Sękowskiego - całe szczęście - nie jest to dogmatyczne zapętlenie się a’la Korwin-Mikke. Może trochę brakuje szerszej refleksji na temat efektów nieobecności (albo kulawej obecności) polskiego państwa w gospodarczej wersji III RP. I porównania polskiego schematu przemian ustrojowych z ideami zakorzenionymi na Zachodzie Europy. Celowo trochę się czepiam, bo trudno napisać na nieco ponad 220 stronach o wszystkim, ale skoro autor wybrał taki miszmasz, to i z mieszanymi zarzutami musi się liczyć. :-) Ciekawie brzmią wezwania do przerzucenia politycznego centrum sporu na konkret, a nie emocje - może właśnie rząd Mateusza Morawieckiego okaże się tym, który wykonał tutaj pierwszy krok? Pokusy utopienia wszystkiego w emocjach (w perspektywie maratonu kampanii) będą jednak duże.
Książkę Sękowskiego czytałbym raczej jako element szerszego zjawiska: wykluwania się i dojrzewania środowisk ideowych poza mainstreamem medialnym (ale i poza rightstreamem mediów prawicowych). Medialne lustra wyglądają dziś tak, że Polska przedstawiana w studiu TVN jest czymś, co styka się z Polską w wersji TVP tylko przy okazji zwycięstw polskich sportowców albo katastrof (czasem jeszcze łączniki występują przy wydarzeniach na świecie).
W takiej sytuacji trudno też powiedzieć, że wystarczy obejrzeć „Fakty”, a następnie „Wiadomości”, by mieć pełny obraz Polski (i świata). Lustra są zakrzywione, przypominając raczej gabinet krzywych luster, a nie odwzorowanie rzeczywistości. Nie pomagają też medialni arbitrzy, którzy (z chlubnymi wyjątkami) wypaczają wynik meczu stronniczym sędziowaniem.
Jeśli zastanawiamy się kiedyś na marginesie bieżących sporów, w którą stronę zmierzamy jako państwo (bo że powrotu do III RP nie będzie jest chyba jasne), to powiewem optymizmu są właśnie tego rodzaju publikacje i wysiłki jak „Żadna zmiana”. Krytyka potrzebna jest każdej władzy - świetnie, że takie środowiska jak Nowa Konfederacja, Klub Jagielloński czy w innym kierunku Kultura Liberalna idą w poprzek dotychczasowym schematom, nie ulegają pokusie pójścia na skróty. Ich postulaty, cele i tezy są oczywiście do dyskusji, ale trudno odmówić im dobrej woli, jeszcze trudniej zarzucić uwikłanie w partykularne interesy i układy. Dobrym przykładem jest ostatni tekst Piotra Trudnowskiego, który zaproponował siedem tematów „pod podziałami” na stulecie niepodległości. Nie miejmy złudzeń - nie ma szans, by te pomysły przebiły się i trwale zmieniły rzeczywistość polityczną. Ale kropla drąży skałę.
Kroplą drążącą skałę jest również omawiana książka Stefana Sękowskiego. Lektura to inspirująca, uczciwa, a przy tym - przynajmniej - zmuszająca do krytycznej refleksji. Nawet jeśli czasem wybuchniemy przy niej irytacją czy gniewem - a może zwłaszcza wtedy - warto sięgnąć po ”Żadną zmianę”.
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374879-zmiana-dobra-zla-czy-zadna-coraz-ciekawsze-debaty-poza-mainstreamem-i-rightstreamem-recenzja