Tuż za progiem nowego, 2018 roku, gdy skrajne chamstwo i wulgarne badziewie wypłynęły na powierzchnię mediów chcących być uznawanymi za elitarne i „salonowe”, warto uświadomić sobie kilka rzeczy. Po pierwsze – z kim walczymy. Nie – ludzie prawicy, konserwatyści czy zwolennicy „dobrej zmiany”, ale my – ludzie uznający, że w debacie publicznej, także tej najbardziej gorącej i toczonej o tzw. pryncypia, nie ma miejsca dla tanich bluzgów, apeli o przemoc fizyczną i rozlew krwi. Oraz gry polską niepodległością. Jak łatwo zauważyć – owa linia podziału nie przebiega równo z podziałami partyjnymi, choć często jest ich pochodną.
A zatem – walczymy z ludźmi, którzy są gotowi oddać polską suwerenność za kilka stanowisk, za miliardy złotych przelewane z kas państwowych w próżne kieszenie aferzystów, ukrytych i tych, którzy w pocie czoła pot ów ścierali przed kamerami zaprzyjaźnionych stacji telewizyjnych. Walczymy z ludźmi, którzy innych mają za nie-ludzi. Za motłoch i beton. A kiedy trzeba, wytrą sobie twarze obelgami tak strasznymi, jak „faszyści”, „rasiści”, „katotalibowie”, czy – jak Jacek Poniedziałek, wyznawca geizmu, „pisowskie ch…je”.
I żeby było jasne – naszym, ludzi kulturalnych i szukających porozumienia ponad TVN i „Wyborczą”, przeciwnikiem nie są ludzie ślepo wyznający religię czerską, traktujący Jarosława Kaczyńskiego jak Szatana, a Donalda Tuska – Wuja Samo Dobro. Wolność słowa w Internecie musi pozostać wartością. Zwłaszcza, że te potoki antyrządowej nienawiści to tylko efekt publicznych wypowiedzi tych, którym skompromitowane media III RP, niemieckie, szwajcarskie i polskie, podsuwają mikrofony, by po raz tysięczny ulali nieco żółci z własnych, przegranych donosicielstwem lub środowiskowym umoczeniem, karier.
Z kim zatem walczymy? Ano, z chamstwem i zdradą czystej wody. Nie ma dnia, by największe portale internetowe nie przyniosły kolejnej porcji nieczystości. Kto chce, niech notuje, komu niedobrze, niech przerzuci się na inne, bardziej polskie media. Ja muszę, to wdepnąłem. Przy jednym spacerze aż dwa razy. Najpierw w wywiad „Rzeczpospolitej” (Boże, Ty widzisz i nie grzmisz?) – z Lechem Wałęsą, najbardziej przegranym bohaterem polskiej historii, człowiekiem, który wyręczył gołębie w obsr…waniu własnych wirtualnych pomników, które z kolei dzięki temu, dziś powiem – na szczęście – nigdy nie powstaną. No, chyba że w Berlinie i Brukseli. W Warszawie – nigdy. Bo człowiek ten, ze zwyczajnego „Bolka” via koszmarna prezydentura stał się dziś wrogiem wolnej Polski. Zaprzedał duszę (cóż z niej zresztą mogło pozostać po sześciu latach kapowania) tym, którzy w imię własnych interesów zgodzili się podtrzymywać przy życiu jego fałszywą legendę. Więc na ich cześć mówi w „Rzeczpospolitej” tak:
Jak my sami nie możemy sobie poradzić, to UE powinna nam pomóc. Apelowałem i będę apelował, żeby przyjaciele z Zachodu nawet na milimetr nie popuścili PiS. Jeśli nam nie pomogą, to w Polsce skończy się źle. Może dojść do tragedii. Trzeba prosić Zachód, żeby solidarnie nie pozwolił na łamanie demokracji w Polsce, którą wywalczyliśmy.
Jak myśli Wałęsa o Polsce? Tak, jak przed laty uczyli przyjaciele esbecy – w kategoriach „państewka”.
Mamy nową sytuację na zachodzie i inne problemy w rodzinie europejskiej, której jesteśmy częścią. Nie możemy myśleć kategoriami państewek, ale kategoriami Europy, wspólnoty, którą współtworzymy.
Jak mogą dziś tworzyć wspólnotę europejską komunistyczne szpicle – tego Noblista już nie tłumaczy. Ma za to pomysł, jak zniszczyć tych polskich polityków, którzy nie chcą likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej. Tego samego, który pokazał dowody na jego kolaborację z przedstawicielami Związku Sowieckiego. Na marginesie - może Państwo mi podpowiedzą, jak można być tak tępym, by uznać, że esbeckie kwity z szafy Kiszczaka służyły wyłącznie jako wyściółki do półek? Pomysł Wałęsy na oczyszczenie się jest prosty:
Sankcje nie powinny być nałożone na Polskę, ale na rządzących z PiS. Niech decydenci osobiście ponoszą konsekwencje. Nie wpuszczać ich na Zachód. Nie przyjeżdżać z delegacjami. Zablokować konta. Uderzyć w parlamentarzystów PiS i rząd (…). A Morawiecki niech się nie miesza, bo jak bylibyśmy złośliwi, to Morawieckiego ojca postawilibyśmy pod sąd za zdradę. (…) Kiedy Solidarność była słaba, kiedy komuna nas rozbijała, on powołał Solidarność Walczącą. Kornel Morawiecki to rozłamowiec od samego początku i do dzisiaj nim pozostał.
Cały „Bolek”. Nie był w stanie, ba, nie chciał nawet „postawić pod sąd” Jaruzelskiego czy Kiszczaka, ale twórcę antykomunistycznej „Solidarności Walczącej” – czemu nie? A przecież Mister Totolotek to tylko jedna z gwiazd totalnej opozycji. Są ludzie pomniejsi, choć zapiekli w swej nienawiści jeszcze mocniej. Jak niejaki Andrzej S. Bratkowski, były wiceprezes NBP oraz były członek Rady Polityki Pieniężnej. Człowiek ów przeanalizował na łamach Wirtualnej Polski wyniki badań socjologicznych w jednej z niewielkich miejscowości i pod pretekstem „gruntownej analizy”, ba, także krytycznej oceny poczynań dzisiejszej opozycji, wysypał z ust tonę pogardy wobec tych, którzy w wyborach zagłosowali źle.
Cóż więc robić? Przede wszystkim pamiętać, że sondażowe prawie 50 proc. poparcia dla PiS ma niewiele wspólnego z realnym poparciem, które raczej nie przekracza 30 proc. To znaczy, że zasięg tej barbarzyńskiej kultury nie jest obezwładniająco duży, a jej dominacja wynika z fatalnego zbiegu okoliczności i lekkomyślności wszystkich, którzy ostrzeżenia przed PiS-em traktowali wyłącznie, jako wyborczą propagandę PO.
Po drugie, wziąć się w garść. (…) Jeśli reagować to tylko bardzo mocno. Przykładem może być hasło „będziecie siedzieć”, czy takie wypowiedzi, jak ostatnio Joanny Szczepkowskiej, a nieco wcześniej Franciszka Jagielskiego, „ochroniarza” Obywateli RP. Na razie sami takie osoby atakujemy, w imię naszych norm kulturowych, zapominając, że mamy do czynienia z bezwzględnym przeciwnikiem, który naszymi normami kulturowymi gardzi.
Reasumując: sankcje dla polskiego prezydenta i premiera, zakaz kontaktu z innymi, europejskimi politykami – tak długo, aż nie oddadzą demokratycznie zdobytej władzy. Ponadto: bluzgi na ludzi myślących inaczej, chamstwo przegranych aktorek i ani kroku w tył. Oto oferta idoli „wolnych mediów”. Dziękuję, postoję. Jakby trzeba – także na ulicy. To co – jak się policzymy? Za dwa lata przy urnach wyborczych, czy może już teraz – w uliczce ślepej jak wyżej cytowani?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374783-to-co-jak-sie-policzymy-przy-urnach-wyborczych-czy-moze-w-uliczce-slepej-jak-przegrany-szpicel