Pierwsza wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w Budapeszcie okazała się bardzo owocna. Powiedzmy sobie jednak szczerze: od początku była ona skazana na sukces. Miarą skuteczności polskiej dyplomacji będą jednak kolejne osiągnięcia w regionie. Na nasze stosunki z Węgrami należy bowiem patrzeć w szerszym kontekście – jak na element większego projektu geopolitycznego, czyli Trójmorza. Nieprzypadkowo Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán przez wszystkie przypadki odmieniali nazwę „Europa Środkowa”.
Przypomnijmy, że już w okresie międzywojennym zaistniał pomysł stworzenia aliansu zwanego Międzymorzem, a jednak upadł on na skutek nieprzezwyciężalnego wówczas konfliktu interesów. Najwrażliwszym elementem konstrukcji okazały się Węgry, przeciwko którym zawiązała się tzw. Mała Ententa, złożona z Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii. Także dziś nie brak napięć między państwami naszej części kontynentu i z pewnością nie zabraknie sił, które będą chciały te konflikty wykorzystać, by wygrać je na własną korzyść i uniemożliwić powstanie Trójmorza.
Po wielu rozmowach, jakie odbyłem z moimi znajomymi – słowackimi i rumuńskimi publicystami – widzę, że Trójmorze jest odbierane często w tamtych krajach jako inicjatywa jedynie polsko-węgierska. Jednocześnie stosunki Budapesztu z Bratysławą i Bukaresztem obciążone są hipoteką wielu, nie tylko historycznych problemów. To zaś wywołuje pewną rezerwę wobec projektu środkowoeuropejskiego aliansu.
Dla nas szczególnie ważne powinny być stosunki z Rumunią, która jest – obok Polski – najbardziej proamerykańskim krajem w naszym regionie, a zarazem najbardziej wyczulonym na zagrożenia ze strony Rosji. Dość powiedzieć, że jeśli jakaś partia opowiada się tam za sojuszem z Moskwą, od razu skazuje się na polityczny niebyt. W kwestiach bezpieczeństwa narodowego i europejskiego łączy nas zatem wiele.
Zarazem jednak Bukareszt i Budapeszt mają ze sobą bardzo chłodne relacje, na co składa się wiele przyczyn nie tylko historycznych, lecz także dzisiejszych, jak np. sytuacja mniejszości węgierskiej w Siedmiogrodzie. Na dodatek częste kontakty Viktora Orbána z Rosją wywołują zaniepokojenie rumuńskich polityków. Właśnie przez pryzmat tych doświadczeń tamtejsze elity patrzą na sojusz polsko-węgierski.
W tej sytuacji jednym z pilniejszych zadań naszej dyplomacji wydaje się przekonanie innych państw naszego regionu, że projekt Trójmorza nie jest ideą tylko dwóch krajów i nie uprzywilejowuje Polaków i Węgrów kosztem pozostałych, lecz obejmuje na równych zasadach wspólnotę krajów od Estonii na północy do Chorwacji na południu. Pierwszą stolicą, w której rządzący powinni usłyszeć te słowa, jest Bukareszt (można przy tym odwołać się do znakomitych stosunków między naszymi państwami w okresie międzywojennym). Dobrą okazją ku temu może być planowana w najbliższych tygodniach ofensywa dyplomatyczna związana z poszukiwaniem sojuszników do odrzucenia postępowania przeciwko Polsce w myśl artykułu 7 Traktatu o UE.
Być może na początku nie wszystkie kraje uda się przekonać do naszej wizji. Na przykład Słowenia wydaje się państwem, którego polityka zagraniczna została całkowicie podporządkowana Berlinowi. To właśnie jej premier Miro Cerar jako jeden z pierwszych w Europie, już w sierpniu 2017 roku, opowiedział się publicznie za nałożeniem sankcji wobec Polski.
Oczywiście, optymalna byłaby sytuacja, gdyby Trójmorze stało się priorytetem geopolitycznym we wszystkich stolicach naszego regionu, niezależnie od tego, czy rządzi tam lewica, czy prawica. A tego nie możemy być pewni nawet w stosunkach polsko-węgierskich. Przypomnijmy, że kiedy Lech Kaczyński proponował taki sojusz, wówczas Ferenc Gyurcsány go odrzucił. Potem gdy Viktor Orbán wystąpił z podobną ofertą, nie podjął jej Donald Tusk. Ta sytuacja może powrócić, jeśli zmieni się władza w Budapeszcie lub Warszawie.
Mimo wszystko warto budować alians Europy Środkowej wokół Grupy Wyszehradzkiej, poszerzając go stopniowo o sąsiednie kraje, takie jak np. Chorwacja czy Rumunia, gdyż nie ma lepszego wyjścia. Łączy nas bowiem wspólnota losów, wartości i interesów. Sojusz między naszymi państwami jest korzystniejszy niż każde inne rozwiązanie. By to osiągnąć, nie możemy się jednak dawać rozgrywać ani przez Berlin, ani przez Moskwę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374737-po-budapeszcie-polska-dyplomacja-powinna-skierowac-sie-w-strone-bukaresztu-warto-budowac-alians-europy-srodkowej-wokol-grupy-wyszehradzkiej