Prof. Andrzej Zybertowicz udzielił we wtorek interesującego wywiadu (w radiu tok fm), gdzie postawił bardzo ciekawą, ale i słuszną noworoczną tezę:
Największym wyzwaniem Polski w rozpoczynającym się roku jest zbudowanie MaBeNy - Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego Rzeczpospolitej Polskiej
— powiedział doradca prezydenta Andrzeja Dudy.
Co bardziej złośliwi, po przeczytaniu takiego cytatu zareagowali śmiechem - ot, szykują kolejną niesprawną i drogą instytucję. Nie w tym rzecz. A przynajmniej nie tym razem. Nazwa mechanizmu, który miałby koordynować prace „narracyjne” jest wtórna, umowna. Chodzi o stworzenie spójnego aparatu łączącego wysiłki wielu podmiotów - aparatu, który w ciągu ostatnich dwóch lat nie powstał nawet w znikomym stopniu.
Jak przekonywał Zybertowicz:
Jak wiadomo, maszyna to zbiór elementów, które ze sobą współpracują, by wykonywać wspólną funkcję. Niska jakość polskiej narracji państwowej wynika z braku całościowej synchronizacji różnorodnych zasobów, którymi dysponuje państwo i społeczeństwo.
Socjolog wskazywał placówki dyplomatyczne, Instytuty Kultury Polskiej, stacje naukowe Polskiej Akademii Nauk, publiczne media, środowiska polonijne. Niestety, ale dziś wygląda to na wesoły chaos, harmider, w którym każdy sobie rzepkę skrobie. Efekty są mniej niż mizerne. Czasem uda się zablokować jakąś publikację, innym razem sukcesem jest zamieszczenie niewielkiego sprostowania w zagranicznej prasie, od wielkiego dzwonu któryś z ministrów przedstawi dłuższy artykuł w obcym języku. Nikt tego nie koordynuje, mało kto ma pojęcie, jak miałoby to wyglądać w praktyce.
Wysiłki, które są podejmowane wystarczają - na razie - na nasze krajowe podwórko, ale problem pojawia się, gdy mówimy o zagranicznej opinii publicznej. To zresztą szerszy problem - podporządkowanie niemal każdej dziedziny życia publicznego naszym krajowym sporom. Tak jakby ta władza wciąż czuła się niepewnie, krucho, chwilowo - po części zresztą może i tak jest, ale ta sytuacja wyraźnie ulega zmianie, o czym ciekawie pisał ostatnio na naszym portalu Piotr Skwieciński.
Władza PiS to nie jest krótkotrwały grymas historii. W każdym razie nikt już tego tak nie czyta
Nie bez powodu za największe zadanie dla nowego premiera (i jedną z głównych przyczyn, jakie stały za decyzją o zmianie) kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości wskazywało poprawę naszego wizerunku (ohydne słowo, ale niech będzie) za granicą. Można opowiadać w nieskończoność o szerokich wpływach Applebaum czy Sikorskiego, ale nie zmienia to prostego faktu, że opowieść choćby o marszach 11 listopada była do szpiku kości fałszywa i szkodliwa dla Polski. Można zżymać się na stronniczość korespondentów, ale mało kto był w stanie (może poza ówczesnym ministrem Morawieckim i jego wywiadami w amerykańskich i brytyjskich telewizjach) sensownie opowiedzieć zagranicznej opinii publicznej o zmianach w naszym kraju. To zresztą kamyczek i do konserwatywnego ogródka dziennikarskiego. Poza nieocenioną Aleksandrą Rybińską z naszej redakcji nie było chyba nikogo z szeroko rozumianej prawej strony, kto potrafił w ostatnich dwóch latach wziąć udział w poważnej debacie w innym niż polski języku tak, by wybrzmiały nasze racje.
Wszystko to musiało przełożyć się w pewnym stopniu na konkrety. Nie chodzi tylko o kolejne alarmistyczne nagłówki w niemieckich gazetach (pal sześć, to element miękkiej presji), ale codzienną opinię publiczną, nastawienie potencjalnych inwestorów, wątpliwości klasy średniej (nie tylko polskiej). Brak spójnej i sprawnej maszyny narracyjnej z pewnością przysłużył się też przy decyzji Komisji Europejskiej o wszczętej przeciw Polsce procedurze. Odrębne interesy swoją drogą, negatywne nastawienie do polskiego rządu również jest faktem, ale nie udawajmy: zabrakło cwaniactwa w wersji Orbana, żonglowania argumentami, może mrugnięcia okiem do EPP. Duet Waszczykowski - Szymański jeżdżący gdzie się da i rozmawiający z kim się da nie załatwi wszystkiego. Zwłaszcza że ich decyzyjność była umiarkowana. Może zmieni to premier Morawiecki, o czym więcej w tekście poniżej.
Prof. Zybertowicz we wspomnianym wywiadzie przytoczył też ciekawą anegdotę opowiedzianą przez premiera Mateusza Morawieckiego, a dotyczącą doświadczeń wiceministra finansów Piotra Nowaka podczas wizyty w Japonii.
Morawiecki ujawnił, że gdy wiceminister finansów był w Japonii w ramach wizyty, której celem było przedstawienie inwestorom portfelowym (potężnym instytucjom finansowym) obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej w Polsce, to na dziesięć spotkań w ośmiu przypadkach pytano go, co się dzieje z Polską w Unii, a było to jeszcze przed wszczęciem procedury. To znaczy, że w środowiskach czysto biznesowych, które generalnie polityką jako taką się nie interesują, Polska weszła nagle na radar jako kraj, który ma kłopoty w UE. Te środowiska interesują się polityką tylko o tyle, o ile polityka można zaburzyć proces inwestowania, o ile może zaburzyć przewidywalność biznesplanów. Wygląda to na poważny sygnał ostrzegawczy. (…) Czy my rozumiemy, jakimi kanałami docierają takiego typu informacje do uszu naszych partnerów na całym świecie?
— zastanawiał się doradca głowy państwa.
Faktycznie przełom w tej sprawie to jedno z największych wyzwań odświeżonego rządu, prezydenta, elit politycznych. Problem jednak z przełożeniem tych słusznych diagnoz na konkret - kto naoliwi tę maszynę narracyjną, zwłaszcza za granicą? Czarodzieje z telewizji publicznej smażący kolejne paski informacyjne? Magicy przygotowujący billboardy dla Polskiej Fundacji Narodowej? Czempioni subtelności krzyczący o wstawaniu z kolan? Przy dobrych wiatrach to tego typu aktywności nie zaszkodzą, nie mówiąc o przełożeniu się na pozytywny konkret, wydźwięk.
Brakuje debaty: jak wykorzystać polską obecność w Radzie Bezpieczeństwa ONZ? Co zmienić w języku (i decyzjach) polskich rządzących? Jak przełożyć obchody setnej rocznicy odzyskania polskiej niepodległości na wymierny konkret w codziennej Realpolitik? Na co wydawać pieniądze na promocję kraju? Kolejne spoty z Giewontem w tle nie zdziałają tu wiele.
Jest jeszcze jedno wyjście - wzruszyć ramionami, uznać, że 50-procentowe sondaże są wystarczającym alibi dla wszystkich zaniedbań i pokrzepić się przekonaniem, że „byle nasza wieś spokojna”, a wszelkie przeciwności to wojna wypowiadana nam przez lewaków z Brukseli czy innej stolicy. Można i tak, ale to ślepy zaułek i wielka nieodpowiedzialność. Słowa prof. Zybertowicza powinny być dobrą przestrogą dla wszystkich, którym leży na sercu los naszego kraju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374456-prof-zybertowicz-racje-przelom-ws-polskiej-narracji-za-granica-to-glowne-wyzwanie-na-nowy-rok-tylko-kto-ma-naoliwic-te-maszyne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.