W jakich nastrojach Polacy wchodzą w 2018 r.? Mają powody do radosnego wzniesienia toastu - nie licząc kilku ministrów, którzy niebawem pożegnają się z posadami, nie licząc bezradnych polityków tonącej opozycji i nie licząc garstki czytelników „Gazety Wyborczej” i jej podobnych, przekonywanych, że „stoją pośród ruin demokracji”.
Rok naprawy państwa
W tej kwestii wydarzyło się tak dużo, że trudno wszystko wymienić w krótkim podsumowaniu. Wzrost gospodarczy będzie większy od zakładanego przez kogokolwiek, deficyt budżetowy znacząco mniejszy, pozycja złotego zaskakująco silna, bezrobotnych rekordowo mało, pokaźniejsze budżety domowe (500+, wyższe pensje i emerytury, program tańszych leków dla seniorów), a więc rodacy na wakacjach zdecydowanie liczniejsi niż dotychczas.
Pozycja Polski na arenie międzynarodowej znacząco wzrosła. I mniej jest ważne, że towarzyszowi Timmermannsowi udało się postawić kolejny krok w krucjacie przeciwko naszemu państwu. Ostatecznie to on przegra, o czym wieszczą już nie tylko przedstawiciele węgierskiej władzy, ale i gazety nad Sekwaną czy Renem. Europa zaczyna mówić polskim głosem. Choć pierwotnie Bruksela chciała nas karać za odmowę przyjmowania imigrantów, po konsekwentnej postawie polskiego rządu, poszerza się grupa państw sprzeciwiających się cywilizacyjnemu seppuku.
Znaczenie Polski pokazał przyjazd Donalda Trumpa i jego przemówienie – nie tylko w sferze symbolicznej, ale i wymiernych korzyści było ono bezcenne i historyczne. Jeszcze długo będzie procentować. A poczynione przy okazji wizyty amerykańskiego prezydenta (i szczytu Trójmorza) ustalenia nadają wreszcie konkretny wymiar poprawie naszego bezpieczeństwa – tak militarnego, jak i energetycznego.
Bo wszystko wskazuje na to, że za kilka lat ostatecznie zakończy się energetyczne uzależnienie Polski od wschodniego mocarstwa – by wymienić tylko umowy na dostawę gazu LNG i ropy z USA, czy podpisanie w czerwcu z Duńczykami memorandum na budowę gazociągu Baltic Pipe. Jakże inny to kierunek od wyznaczonego przed kilkoma laty sprzecznego z polskim interesem marszu na Wschód Donalda Tuska z Waldemarem Pawlakiem jako chorążym.
Nie sposób nie wspomnieć też o reparacjach, jakich Polska powinna domagać się od Niemiec. Rezygnacja z nich była wyrazem braku suwerenności naszego kraju przez 45 powojennych lat i postkolonialnej uległości przez kolejne blisko trzy dekady.
Rok kompromitacji opozycji
Wszystkie wymienione wyżej obszary powinny być polem do jedności na całej sceny politycznej. I byłyby, gdyby nie zidiocenie opozycji, bezradnie dryfującej ku samounicestwieniu.
Ale o kim my mówimy? Mijający rok zaczął się dla nich od kuriozalnego protestu w Sejmie, na poziomie tandetnego reality show z MTV, który zakończył się wraz z iberyjską wycieczką jednego z liderów (po paru miesiącach stał się on ofiarą przewrotu pałacykowego i otrzymał cios w samo serce od jednej z najbliższych współpracowniczek).
W tym samym czasie inny z liderów (ten uliczny) okazał się doliniarzem z manif – afera z lewymi fakturami rozpoczęła jego spektakularny upadek z bardzo wysokiego Rubikonia. Jego komitet szybko zaczął się rozpływać, a pałeczkę próbowało po nim przejąć komando spod znaku „UBywateli RP” - ulicznych zadymiarzy. Jedyne na co ich jednak stać, to coraz bardziej agresywne i anarchistyczne akcje spychające ich na margines.
Trzeci z liderów poszedł po rozum do głowy i ogłosił, że zamiast totalnej kontestacji będzie teraz totalnie proponował. Ale jedyne, co mieli do zaproponowania jego wojowie, a co na pewno zapisze się na kartach historii, to odwołujące się do najbardziej plugawych zachowań polskich polityków głosowanie w Parlamencie Europejskim przeciw własnemu państwu. W wąskim wachlarzu totalnych propozycji lider Grzegorz zawarł i tę obiecującą likwidację CBA. Lepiej zrozumieliśmy ją w ostatnich dniach grudnia.
Rok sprawiedliwości
Wtedy to Centralne Biuro Antykorupcyjne uprzedziło św. Mikołaja i odwiedziło kilku polityków – w tym nr 2 w Platformie, czyli jej sekretarza generalnego. Ale też senatora PiS, co pokazuje, że kierowana przez Ernesta Bejdę służba nie będzie się patyczkować z nikim. Dowodzą tego też działania Biura w spółkach Skarbu Państwa (PKP, Lotos, Azoty, PGZ).
O tym, jak usprawniono działanie organów ścigania świadczy też gigantyczna skala operacji CBA ws. wyłudzeń VAT (23 postępowania, zarzuty dla 374 osób), czy dzikiej reprywatyzacji (Biuro prowadzi 68 śledztw ws. 200 nieruchomości).
W tej ostatniej sprawie uczyniono krok milowy. Komisja weryfikacyjna, którą skazywano na porażkę i ugrzęźnięcie w tonach papierów skomplikowanych spraw, w kilka miesięcy pokazała, że przy sprawnym zespole i determinacji da się nie tylko wyświetlić mechanizmy mafijnego procederu, ale też zlikwidować część jego skutków. Komisja przecięła też wieloletnią niemoc ws. jednego z najsłynniejszych ukradzionych warszawskich adresów i skandaliczne zachowanie prezydent stolicy, której rodzina dorobiła się na szmalcownictwie.
Powoli zbliża się do końca praca innej komisji – prowadzącej sejmowe śledztwo ws afery Amber Gold. Tu mamy przykład niezłej współpracy polityków ponad politycznymi podziałami (wszystkich sił w parlamencie z wyjątkiem PO), aby naprawić państwo. Efekty działania kierowanego przez Małgorzatę Wassermann ciała są druzgocące. Nie jest żadną przesadą stwierdzić, że zobaczyliśmy bowiem, jak bardzo upadło państwo za rządów poprzedniej władzy i jak pozwoliło rozepchnąć się mafii. Nie chciała z nią walczyć właściwie żadna z instytucji – od KNF, ministerstw i innych instytucji centralnych, przez policję, prokuraturę, służby specjalne i sądy, po sam szczyt państwowej administracji, czyli premiera. Raport komisji i jego prokuratorskie konsekwencje powinny być jednym z najcenniejszych porządków w kraju.
Aby on się jednak dokonał, na końcu potrzebne będą sprawiedliwe decyzje sądów, ostatniej tak dobrze zakonserwowanej instytucji państwa PRL-owskiego, której naprawa mimo histerycznych ataków wydaje się jednak możliwa.
Rok nadziei
Wielokrotnie pisałem, że Polska nie będzie państwem podmiotowym, jeśli nie podejmie się rzetelnego ustalenia okoliczności śmierci swojego prezydenta i towarzyszącej mu delegacji. Wreszcie jest nadzieja, że to się stanie. Niezależnie od skutków rozpędzonej przez 5 lat machiny kłamstw i pogardy, niezależnie od bezczelnej postawy obcego mocarstwa, któremu poprzednia władza oddała w ręce wiele sznurków do wyjaśnienia tej tragedii.
Swoją nadzieję opieram przede wszystkim na działaniach prokuratury, która jako pierwsza instytucja tak szeroko sięgnęła po międzynarodową pomoc w tej sprawie. Widziałem to na własne oczy w rzymskim laboratorium, które – obok trzech innych najwyższej klasy europejskich ośrodków – podjęło się współpracy z naszymi śledczymi w badaniu katastrofy smoleńskiej. Niebawem zobaczymy wszyscy jeszcze wyraźniej, gdy ukonstytuuje się międzynarodowy zespół ekspertów powołanych do sporządzenia interdyscyplinarnej opinii o przyczynach tragedii. A będzie to już trzecie etap umiędzynarodowienia sprawy, bo od miesięcy w badaniach poekshumacyjnych uczestniczą najlepsi na kontynencie specjaliści z zakresu medycyny sądowej.
Decyzja o ekshumacjach wszystkich ofiar była też krokiem ku przywróceniu godności tym, którzy zginęli i – wbrew propagandzie – również ich bliskim. Doniesienia o znaleziskach w grobach są tego najlepszym dowodem. Dlatego też coraz mniej rodzin protestuje, a część z tych, która sprzeciwiała się ekshumacjom, jest dziś wdzięczna śledczym za wykonaną pracę.
Mniej wdzięczni będą urzędnicy państwowi, którzy usłyszą prokuratorskie zarzuty za swoje działania przed i po 10 kwietnia. Nie wyobrażam sobie, by stało się inaczej. I myślę, że doczekamy się tego już w nadchodzącym roku.
Nie liczę za to na raport końcowy podkomisji działającej przy MON. Wręcz przeciwnie – chciałbym, aby jeszcze nie powstawał. Komisja wciąż ma bowiem sporo do zrobienia, wiele jej badań (w tym we współpracy z instytucjami zagranicznymi) nie zostanie ukończonych do kwietnia, a pośpiech i polityczne decyzje nie mogą determinować końca pracy. Czekamy blisko 8 lat, poczekamy kolejny rok, dwa, a może i trzy. To już nie ma już większego znaczenia. Raport musi być maksymalnie rzetelny, oparty na wszystkich możliwych do przeprowadzenia badaniach, bez hipotez, a z udowodnionymi tezami. Mam wielką nadzieję, że tak się stanie.
Rok chwiejności
Aby nie było zbyt różowo, warto mieć w pamięci te momenty, w których rządząca dziś Polską ekipa nie podołała stawianym im zadaniom bądź sama zgotowała sobie chwiejne chwile. Mam tu na myśli zarówno wciąż niezrealizowane obietnice wyborcze (program mieszkanie+, czy pomoc „frankowiczom”), jak i powielanie błędów poprzedników – świadczące o arogancji synekury dla ludzi niekompetentnych (choć, przyznajmy uczciwie, na inną skalę niż w poprzednich dekadach).
Mieliśmy odbierającą państwu nieco powagi serię wypadków z udziałem rządowych limuzyn (jak można w ciągu roku nie wyjaśnić wypadku drogowego z udziałem szefowej rządu?!), ale i kiepsko wyglądającą, nieprzygotowaną batalię o stanowisko szefa Rady UE, przegraną z kretesem.
Mieliśmy wreszcie (i częściowo wciąż mamy) konflikt pomiędzy pałacem prezydenckim a środowiskiem politycznym, z którego wywodzi się głowa państwa.
To w tej chwili chyba największe zagrożenie dla obozu władzy i największa nadzieja dla opozycji. Dlatego wypada w Nowym Roku życzyć „dobrej zmianie” jedności. Zwłaszcza, że Polska będzie wciąż mocno ostrzeliwana z Brukseli, a za naszą wschodnią granicą panoszył się będzie w swoim imperium pułkownik KGB po raz czwarty biorący sobie prezydenturę i prowadzący coraz agresywniejsze działania wojenne. Za sprawą wpuszczenia milionów imigrantów niespokojnie jest niemal w całej Europie, na Bliskim Wschodzie – gdzie NATO oddało pole Rosji – i w Korei Płn., z której płynie zagrożenie dla całego świata.
Polska musi więc mieć stabilną, nieskonfliktowaną, władzę, realizującą program wzmacniania państwa wewnątrz i budowania jego siły na coraz bardziej nieprzewidywalnej arenie międzynarodowej.
Rok Fratrii
Będziemy tego pilnować również my – na stronach portalu wPolityce.pl, na łamach tygodnika „Sieci” i we wPolsce.pl.
Bo to był również rok Fratrii. Nasze media rosły w siłę, udało się uruchomić i rozwinąć nowy projekt telewizyjny, który po sześciu miesiącach istnienia wchodzi w Nowy Rok ze zdecydowanie lepszą jakością i dużo większymi możliwościami dotarcia do widzów. Mogę obiecać, że będziemy ciężko pracować, by stawać się jeszcze lepsi – dla Państwa i dla Polski.
Życzę Państwu zdrowia, spokoju, wielu powodów do radości, łatwości oddzielania rzeczy ważnych od miraży. A także poczucia dumy z Polski. Niech rządzący nam w tym pomagają. A piłkarze niech przywiozą z Moskwy Puchar Świata!
Dobrego Roku!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374286-rok-naprawy-panstwa-i-kompromitacji-opozycji-rok-sprawiedliwosci-i-nadziei