Znane są nazwiska donosicieli na Polskę z kręgów politycznych i dziennikarskich. Ci pierwsi robili wszystko, by zaszkodzić Polsce w Komisji Europejskiej, europarlamencie czy Radzie Europy. W większości pokątnie, do ucha Fransa Timmermansa, Guya Verhofstadta czy Sophie in’t Veld, ale też otwarcie, podczas seansów nienawiści urządzanych w Parlamencie Europejskim.
A szczególnie wyróżniali się w tym względzie Janusz Lewandowski, Michał Boni i Barbara Kudrycka. Z kolei dziennikarze byli autorami paskudnych tekstów, które potem funkcjonowały jako głos „New York Times’a”, „Washington Post”, „Le Monde”, „Le Soir” czy „Die Zeit”, a nie konkretnych polskich donosicieli. Są jednak osoby znacznie bardziej od polityków i dziennikarzy szkodzące Polsce i donoszące na nią. Tyle że o nich się głośno nie mówi. To prawnicy, przede wszystkim profesorowie, w tym pracujący w sądowych instytucjach europejskich. Nie występują pod własnymi nazwiskami, lecz to oni dostarczają amunicji Komisji Europejskiej, europarlamentowi, Komisji Weneckiej czy Zgromadzeniu Parlamentarnemu Rady Europy. Właściwie wszystkie dokumenty, jakie te instytucje sformułowały na temat Polski opierają się w 99 proc. na gotowcach przekazywanych przez tych znanych prawników. Ten pozostały 1 proc. to rodzaj spoiwa łączącego poszczególne donosy uchodzące za prawnicze analizy. Ale ponieważ ci, którzy różne donosy sklejają, słabo znają polskie prawo, ten margines własnej narracji sprawia, że dokumenty są niespójne, a często zawierają kuriozalne wnioski.
Gdyby przeanalizować poszczególne rekomendacje Komisji Europejskiej dla Polski czy opinie Komisji Weneckiej, widać w nich tylko kompilację donosów (uchodzących za prawnicze analizy) autorstwa polskich profesorów i doktorów habilitowanych prawa. Tyle że oni się pod tymi donosami nie podpisują, choć dość łatwo po języku, stylu i argumentacji wskazać konkretne nazwiska. Jednak anonimowość donosów sprawia, że ci znani prawnicy gotowi są ścigać sądownie każdego, kto wskazałby ich z nazwiska. I znając polskie sądy byłoby bardzo trudno wygrać procesy z tymi schowanymi za anonimowością profesorami. Dlatego nie podaję ich nazwisk. Ale gdy się rozmawia z wtajemniczonymi urzędnikami unijnych instytucji, nie mają oni wątpliwości, że autorami donosów (uchodzących za analizy i opinie prawne) są Polacy z europejskich instancji sądowych oraz profesorowie uczelni w Polsce, w tym byli i obecni sędziowie Trybunału Konstytucyjnego oraz Sądu Najwyższego. Szkoda, że brakuje im odwagi, by te swoje donosy firmować, skoro często w Polsce w różnych telewizjach, na portalach i w gazetach mówią właściwie to samo. Prawdopodobnie jednak zdają sobie sprawę z odbioru swoich donosów na Polskę do zagranicznych instytucji i choć trochę obawiają się infamii.
Działalność prawników donoszących na Polskę jest jeszcze bardziej szkodliwa niż w wypadku polityków czy dziennikarzy, gdyż jest ubrana w szaty ekspertyz i analiz, co sprawia, że nie tylko są one przyjmowane jako prawdy objawione, ale też stanowią podstawę konkretnych działań przeciwko Polsce. I znani profesorowie robią to wszystko na chłodno, w pełni zdając sobie sprawę ze szkodliwości swoich donosów. A nawet dlatego donoszą, żeby jak najbardziej zaszkodzić Polsce rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość. W tym towarzystwie dominuje filozofia spalonej ziemi. Po nich choćby potop, choć obiektywnie szkodzi to przecież nie rządowi PiS, lecz wszystkim Polakom. Ci znani prawnicy są tak zafiksowaniu na zwalczaniu obecnej władzy w Polsce, że kompletnie nie mają dla nich znaczenia takie zasady jak apolityczność, obiektywizm, niezawisłość czy etyka, zapisane w polskiej konstytucji oraz w ustawach. Te wszystkie zasady są wielokrotnie i celowo łamane, byleby „przywalić” nielubianej władzy, byleby zagranicę nastawić do niej wrogo, a wręcz wymusić jakieś kary czy sankcje.
Obecnie prawnicy donosiciele na Polskę to najpoważniejszy problem, bo to oni nakręcają przeciwko naszemu krajowi kolejne kampanie oskarżeń i oszczerstw, kolejne nagonki zmierzające do karania naszego kraju. I na razie są oni bezkarni. Nie tylko dlatego, że są anonimowi, ale to w większości prawnicze „autorytety”, ludzie wyćwiczeni w stosowaniu prawniczych kruczków, w dodatku mający rzesze uczniów, wychowanków i zwolenników w polskich sądach czy stowarzyszeniach prawniczych. Część z nich to czynni sędziowie bądź sędziowie w stanie spoczynku, których obowiązuje zasada apolityczności i unikanie tego wszystkiego, co podważałoby ich niezawisłość. Jednak nikomu z nich włos nie spadł z głowy, bo nawet w procesie dyscyplinarnym trudno byłoby im udowodnić, że są autorami donosów do europejskich instytucji i polityków. Ale ta bezkarność tylko ich zachęca do kolejnych donosów i kolejnych ataków, czyli mamy błędne koło.
Być może jednym z celów premiera Mateusza Morawieckiego powinno być uświadomienie jego europejskim i unijnym rozmówcom, że ataki na Polskę opierają się na donosach prawników mających za nic zasady obowiązujące sędziów czy choćby profesorów uniwersytetu. Może jego sztab powinien te donosy porównać z innymi „dziełami” donosicieli, często w Polsce publikowanymi? Na takiej zasadzie, na jakiej wykrywa się plagiaty prac akademickich. Nawet jeśli nie wszystkich to przekonana, uświadomi, że mają do czynienia ze złamaniem wszystkich możliwych zasad obowiązujących sędziów i profesorów prawa, z politycznym zaślepieniem i antypisowską krucjatą.
Choćby pozbawienie prawniczych „autorytetów” aureoli, wizerunku niezawisłych prawniczych mędrców czy wręcz bóstw może częściowo zmienić nastawienie do reform sądownictwa, przeprowadzanych w Polsce. Bo ci ludzie są największą przeszkodą do przywrócenia sądownictwa Polakom. I to oni decydują o bezprzykładnej nagonce na Polskę z zagranicy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374179-prawnicy-donoszacy-na-polske-sa-grozniejsi-i-bardziej-szkodliwi-od-donoszacych-politykow-czy-dziennikarzy