W ostatnich tygodniach wiele usłyszeliśmy słów i deklaracji w sprawie wzmocnienia polskiej siły dyplomatycznej i poprawy wizerunku naszego państwa za granicą. Zmiana na stanowisku premiera - słyszeliśmy - była umotywowana chęcią i potrzebą pewnego resetu na linii Warszawa - Bruksela (plus kilka innych zachodnich stolic). Nie ma co kryć: zadanie postawione przed premierem Mateuszem Morawieckim jest bardzo trudne, wymagające działań (i zmian) w wielu wymiarach równocześnie.
Sprawy nie ułatwia rozpoczęcie przez Komisję Europejską procedury wymierzonej w nasz kraj. Nowy szef rządu na dzień dobry musi gasić pożar, a jego potencjalna ofensywa dyplomatyczna będzie nieustannie obarczona wiszącą nad Warszawą kwestią wytłumaczenia się z reformy wymiaru sprawiedliwości.
Pierwszym testem dla nowego premiera i odświeżonej (?) dyplomacji będzie głosowanie ws. procedury na forum Rady Unii Europejskiej. Polsce potrzeba siedmiu głosów ministrów ds. UE innych państw członkowskich, by uruchomiona przez KE dynamika nie nabrała rozpędu i nie dotarła do etapu głosowania nad sankcjami.
Polska będzie się dopominać, aby każda europejska stolica bardzo rzetelnie podeszła do każdego aspektu bardzo skomplikowanych, wieloaspektowych reform wymiaru sprawiedliwości, do których Polska ma po prostu prawo
— mówił w rozmowie z wPolsce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.
ZOBACZ CAŁOŚĆ WIDEO:
Trudno oprzeć się wrażeniu, będzie to swojego rodzaju test na skuteczność nowej ekipy, pierwszy tak poważny crash test premiera Morawieckiego na polu, gdzie wszyscy spodziewali się niemal natychmiastowej poprawy. Gdyby Warszawie udało się dopiąć swego, byłby to duży sukces nowego szefa rządu. Polacy mają w swoich rękach szereg rzeczowych argumentów: o bezprawnych ruchach KE (pozatraktatowych), o przypomnieniu innym krajom, że po Polsce przyjdzie czas na inne państwa, o wyłożeniu kawa na ławę szczegółowych kwestii w sprawie zmian w polskim sądownictwie (bo te przypominają przecież rozwiązania z innych krajów UE, którymi KE w ogóle się nie zajmuje).
Oczywiście, przypomni ktoś nie bez racji, że w tle decyzji KE są interesy coraz słabszych grup politycznych, które drżą przed wyborczą weryfikacją w eurowyborach w roku 2019. Doda ktoś przytomnie o podwójnych standardach unijnych elit i presji wywieranej na mniejsze kraje (jak na przykład Grupy Wyszehradzkiej). Co odważniejsi powiedzą wprost: to także szantaż w kontekście zmian gospodarczych nad Wisłą i negocjowania budżetu unijnego na lata 2020-2026. To niezwykle trudne warunki gry.
Wszystko to - przynajmniej w pewnej części - jest prawdą. Ale moralna racja i przekonanie o słuszności argumentacji nie wystarczy. Grillowanie Polski w najbliższych miesiącach musi przełożyć się na (i tak trudne) negocjacje w sprawie pieniędzy dla Warszawy z nowego, okrojonego budżetu unijnego. Trudno też spodziewać się, by wahający się inwestorzy (na przykład między Warszawą a Talinnem czy Berlinem) nie brali pod uwagę zagrożonej praworządności nad Wisłą (nawet jeśli założenie to jest fałszywe). Tutaj także rzeczywistość szybko zweryfikuje, jak bardzo przekładają się „bankowe” znajomości nowego premiera na konkrety (oby przełożyły się jak najbardziej). Tak czy inaczej Polska dyplomacja przynajmniej w dużej części będzie musiała poświęcić się zaangażowaniu w tłumaczenie naszym partnerom, że nie jesteśmy wielbłądami.
A że jest w tym zła wola, a może i drugie polityczne dno unijnych elit, a pewnie i co bardziej cwanych polityków niektórych stolic zachodniej UE? Z pewnością. Że postępowanie jest stronnicze, a rzekomo niezależny arbiter z Brukseli nie tylko jest stronniczy, ale może i kupiony? Zapewne. Ale - jak napisał niedawno Piotr Skwieciński - innego Zachodu nie ma. Musimy poruszać się w takich realiach, jakie mamy na koniec roku 2017 (być może po wyborach do PE w 2019 będzie to inna rzeczywistość).
Teraz nie można się cofnąć. Ale tej sytuacji z art. 7 można było uniknąć
Mateusz Morawiecki rozpocznie rok 2018 od ofensywy dyplomatycznej - spotka się między innymi z Jean-Claudem Junckerem i Viktorem Orbanem. Pojawi się też w Davos. To dobre okazje, by przygotować się do jednego z pierwszych poważnych crash testów, jakie czekają go w roli premiera - głosowania na forum Rady UE. Jeśli Morawieckiemu uda się zatrzymać procedurę KE na tym etapie, trzeba będzie odtrąbić duży i wyraźny sukces nowego szefa rządu. A jeśli nie? Trzeba będzie liczyć na Budapeszt. No i na zmiany polityczne w roku 2019, które zresztą poza wyrzuceniem Junckera i spółki mogą przynieść wiele innych niewiadomych i zagrożeń. Jakkolwiek nie spojrzeć, zagraniczna skuteczność nowego premiera bardzo szybko doczekała się pierwszego sprawdzianu.
Aktywny styczeń premiera na arenie międzynarodowej. Morawiecki odwiedzi Budapeszt, Davos i Brukselę
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374061-moralna-slusznosc-nie-wystarczy-jednym-z-pierwszych-crash-testow-nowego-premiera-bedzie-glosowanie-ws-procedury-ke-przeciw-polsce