Wypowiedź Kornela Morawieckiego w sprawie przyjęcia 7 tys. imigrantów stała się sensacją dnia. Właściwie nie jest nowością - lider Wolnych i Solidarnych podobne poglądy głosi od dawna. Teraz nie jest jednak zwykłym posłem, do tego nie należącym do większości sejmowej; teraz jest ojcem premiera Rzeczypospolitej, i jego słowa mają już swoją wagę. Tym razem, że to on np. jako pierwszy wskazywał, iż Mateusz Morawiecki powinien zostać szefem rządu, co chwilę później rzeczywiście nastąpiło.
Wyczulenie opinii publicznej na jakiekolwiek oznaki zachwiania stanowiska obozu rządzącego w sprawie muzułmańskiej imigracji uważam za rzecz dobrą i jak najbardziej zasadną. Presja potężnych sił w tej sprawie jest tak silna, że należy być wyjątkowo czujnym. Co więcej, tej presji mogą towarzyszyć rozmaite pokusy, które mogą rodzić myśl o pozornie drobnych ustępstwach, za które można dostać jakieś cukierki, np. złagodzenie presji na innym polu czy też obietnicę funduszy unijnych na przyzwoitym poziomie.
Z pewnością w obozie władzy są różnice w tej sprawie. Choć nie mają one charakteru zasadniczego, mogą prowadzić do rozdźwięków o trudnych do przewidzenia skutkach. Niektórzy politycy deklarują jasno, że są za kontynuacją dotychczasowej linii w tej sprawie. W tym tonie wypowiedzieli się Beata Szydło, Mariusz Błaszczak, Beata Kempa. Pojawiły się jednak również głosy ograniczające polski sprzeciw do „niezweryfikowanych uchodźców”, bądź akcentujące konieczność przyjęcia uchodźców chrześcijańskich. Stale trwa też silna presja na uruchomienie tzw. korytarzy humanitarnych. Idea brzmi szlachetnie, ale za uzasadnione uważam obawy, że zostanie wykorzystana jako taran, za którym pójdą inne działania. Tym bardziej, że zwolennicy korytarzy nie ukrywają, iż leczeni u nas uchodźcy ostatecznie pozostaliby w kraju.
Korytarze humanitarne mają sens tylko w warunkach elementarnego zaufania; a tego zaufania dziś brakuje. Patrząc na działania wielu środowisk, staje się jasne, że szukają one sposobu do złamania oporu opinii publicznej w sprawie w swej istocie ideologicznej, a nie możliwości niesienia realnej pomocy.
Pozostaje też pytanie, czy w związku z wyraźnie gasnącą wojną w Syrii sens mają jakiekolwiek działania zmierzające do przyjmowania przybyszów? Wydaje się, że jest to czas, w którym należy jeszcze bardziej zintensyfikować pomoc dla potrzebujących na miejscu, co Polski rząd czyni do wielu miesięcy. Wyrywanie ludzi z ich miejsca urodzenia jest przecież de facto działaniem niezwykle brutalnym, które powinno być ostatecznością, a nie normą.
W sprawie imigracji intuicja większości Polaków jest jasna: raz uchylonych drzwi już nie zamkniemy. Możemy to obserwować na przykładzie państw zachodnich. Najpierw niewielka grupa, później łączenie rodzin, później stały, mały strumyczek, a w końcu rzeka, nad którą nikt nie panuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374040-w-sprawie-imigracji-intuicja-wiekszosci-polakow-jest-jasna-i-sluszna-raz-uchylonych-drzwi-juz-nie-zamkniemy