Po przejrzeniu wpisów Marii Nurowskiej sprawdziłem jej datę urodzenia, żeby się upewnić, czy nie mam do czynienia z „podjaraną” gimnazjalistką.
Czy pisarzami w Polsce zostają tylko ludzie do szpiku kości banalni, a często wręcz przerażająco trywialni i intelektualnie płascy? – takie m.in. pytanie padło przy „moim” świątecznym stole. Oczywiście bez trudu znalazłem przykłady pisarzy niebanalnych, choćby Leopolda Tyrmanda, ale rzeczywiście nawet wybitni twórcy bardzo często raczyli i raczą publiczność „złotymi myślami z bakelitu”, a nawet z porcelitu. Niestety są też tacy, którzy niczego innego poza „sadzeniem banałów” nie robią, np. pisarka Maria Nurowska. Często zresztą w kiczowatym, pretensjonalnym bądź nieuroczo pensjonarskim stylu. Choć okropnie słuchało się kilka dni temu Adama Zagajewskiego, wypytywanego przez Dorotę Wysocką-Schnepf (dla gazety Michnika), zdobył się on jednak na pewien dystans, przekorę, pastiszowość. Niestety uległ prowadzącej, domagającej się jakichś żenujących, szczególnie dla poety i pisarza, deklaracji. I mówił o Jarosławie Kaczyńskim jako o „histeryku”, którego narzędziem komunikacji jest „obrzydliwy słownik histerycznego dziecka”. Dlatego dziwił się, „że ktoś taki może wciąż cieszyć się szacunkiem”. Dlatego o Marszu Niepodległości powiedział: „To, że ktoś w Polsce hajluje, to jest głupota wstrząsająca, wygląda to strasznie, ten marsz, te dymiące pochodnie, to tak jak Hitlerjugend, to są obrazy, które pamiętamy z lat 30., finał był tragiczny”. Zagajewskiego „strasznie boli, że aura prawdziwości została w Polsce zaburzona”, dlatego będzie „walczył z kłamstwem”, nie schowa się „przed obywatelskim obowiązkiem”. Jednak ton tej rozmowy był trochę kpiarski w wykonaniu Adama Zagajewskiego, co osłabiało jego deklaracje, a czego prowadząca zdaje się w ogóle nie zauważyła, skupiona na tym, żeby poeta stosownie i dostatecznie mocno „przyłożył” komu trzeba. Ten kpiarski ton pozwala żywić nadzieję, że Zagajewski pozostanie jednak głównie poetą, a nie kolejnym wzmożonym moralnie i estetycznie fenomenologiem trywialności.
Żadnych problemów z „podprowadzaniem” w stronę właściwych i mocnych „złotych myśli z bakelitu”, a nawet z porcelitu Dorota Wysocka-Schnepf nie miałaby z Marią Nurowską. Jej nie trzeba zresztą podprowadzać, gdyż sama raczy publiczność Facebooka myślami (?) tak płaskimi, że mogłyby rywalizować z holenderskimi polderami. Kilka dni temu Nurowska napisała na przykład akt strzelisty, którego podmiotem lirycznym jest sędzia Igor Tuleya: „Jako że jestem pisarką, chciałabym złożyć Panu pisemnie wyrazy mojego najgłębszego podziwu. W tym czasie, kiedy nasza wspólna Ojczyzna przechodzi trudne chwile, kiedy odbiera się nam tak trudno wywalczoną wolność, kiedy deptana jest Konstytucja, Pańska odwaga nabiera szczególnego znaczenia. W państwie policyjnym, jakim staje się Polska, ludzi niewygodnych może spotkać wszystko, włącznie ze śmiercią. Rządzącym udało się zastraszyć obywateli, wielu z nich boi się przyznawać do swoich przekonań (wiem to z listów czytelników). W sytuacji, gdy senat właśnie wprowadził haniebne zmiany w ordynacji wyborczej, ulice są puste. Protestuje niewielka garstka… Młodzi ludzie, którzy nie pamiętają PRL-u nie zdają sobie sprawy, w jak niebezpiecznej sytuacji znaleźliśmy się my wszyscy. PiS roztrwania kapitał, jaki udało się nam zgromadzić po 1989 roku. Nasza Ojczyzna była szanowana i podziwiana , teraz staje się pośmiewiskiem świata”. Demokracja pada, a ulice są puste, więc cała nadzieja w bohaterskich jednostkach, takich jak sędzia Tuleya. I jako że pani Nurowska jest pisarką, musiała napisać. Gdyby była spawaczką, stosowny akt strzelisty by wyspawała, a jako włókniarka, zapewne by utkała. To już wolę Nikodema Dyzmę, który „co miał do powiedzenia, przeczytał”, a nie tylko napisał, zachowując gatunkową czystość.
Po przejrzeniu kilkunastu wpisów Marii Nurowskiej sprawdziłem jej datę urodzenia, żeby się upewnić, czy nie mam do czynienia z „podjaraną” gimnazjalistką bądź inną pensjonarką. Ale daty się zgodziły, więc pani pisarka tylko wciela się w role gimbazy i pensjonarki. Na przykład wtedy, gdy wpada w zachwyt nad Aleksiejem Nawalnym, rosyjskim opozycjonistą, któremu Putin uniemożliwił start w wyborach prezydenckich. Pani Maria „cały dzień” o nim „myśli”. Bo „cóż to za odważny człowiek. Żelazny charakter plus inteligencja, to dwa składniki, które tworzą prawdziwego wodza. On zdaje sobie sprawę, że za każdym rogiem czeka na niego śmierć, ale się nie cofnie. Gdybyśmy mieli kogoś takiego, PiS już dawno byłby na śmietniku historii”. Nie mamy kogoś takiego, ale pani Maria zawsze może podziwiać go i adorować na miejscu. Lepiej bowiem być realną groupie niż tylko korespondencyjną. Niestety Maria Nurowska do Moskwy się nie wybiera, więc musi znosić codzienne upokorzenia i mimowolnie się upodlać. Na przykład wskutek obserwowania polskich senatorów: „Po raz pierwszy partia rządząca wprowadziła do senatu motłoch! Panie i panowie senatorowie nie rozumieją za czym podnoszą rękę, ściśle trzymając się odgórnych wytycznych. Na ich twarzach nie ma żadnych uczuć. Szczególnie dotyczy to pań, także w ławach sejmowych. Ale to pół biedy, senatorowie nie znają języków, włączając w to język ojczysty, robią żenujące błędy, włącznie ze swoim szefem partii”. I wrażliwa dusza pani Marii kulturalnej, wyrafinowanej do granic fizycznego bólu, musi te okropieństwa znosić.
Nie dziwota, że w stanie desperacji, we śnie Marię Nurowską odwiedza Oriana Fallaci: „Rozsiadła się w fotelu i zapaliła papierosa: - Wiedziałam - zaczęła - wiedziałam, że tak się to skończy, Wy Polacy nie umiecie być wolni. bo w genach odziedziczyliście poddaństwo. (…) A jak wreszcie Europa przyjęła was do rodziny wolnych narodów, to robicie wszystko, aby z niej się wypisać! - Nie wszyscy! -zaoponowałam - podzieliliśmy się na pół! (…) Wy wystąpcie o autonomię, która pozwala rozstrzygać samodzielnie sprawy wewnętrzne i stosować prawo, które jest zgodne z Konstytucją. A ta druga strona, skoro lubi mieć nad sobą Cara w osobie tego Małego Człowieczka, niech sobie ma… (…) Wy bierzecie tereny od Warszawy na północ, do morza, a elektorat Małego Człowieczka na południe po góry… Obudziłam się, nikogo nie było, ale wyraźnie czułam woń papierosa. - Może to wcale nie jest takie głupie – pomyślałam”. Nie, szczypanie nic nie da, tego nie napisała pensjonarka czy modelowa przedstawicielka gimbazy, tylko ktoś, kto uważa się za wybitną pisarkę, podziwianą na świecie, a może nawet w innych galaktykach. I taka osoba zamieściła taki wpis przed świętami: „Polacy życzą sobie wesołych świąt mimo wszystko! Tak jak w latach 1939-1945”. Skąd wspomnienie niemieckiej, zbrodniczej okupacji? Ano stąd, że „Senat zatwierdził zmiany w ordynacji wyborczej, co umożliwia fałszerstwa, a co za tym idzie partii wiodącej wygranie wyborów. I co? I nic? Pusto na ulicach, bo ci bandyci celowo wybrali na głosowanie okres przedświąteczny”.
Żeby Maria Nurowska nie czuła się osamotniona, postanowiła ją wesprzeć pisarka Joanna Szczepkowska. Jest wnuczką pisarza Jana Parandowskiego, sama napisała jakieś sztuki, wiersze, opowiadania, powieść, autobiografię i liczne felietony, więc może się uważać za pisarkę pełną gębą, mimo że uchodzi za aktorkę. Pisarka Szczepkowska popełniła taki błąd, że kilka lat temu zadarła z salonem. I została przezeń idealnie wręcz zmarginalizowana. Ale żyć trzeba i pisarka Szczepkowska musiała się jakoś w łaski salonu ponownie wkupić. Zapisanie się do komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego w wyborach w 2010 i 2015 r. nie wystarczyło, więc z każdym rokiem się radykalizowała w swoich ocenach politycznych. Znacznie poważniejszych, niż w tej z 28 października 1989 r., gdy w „Dzienniku Telewizyjnym” ogłosiła (z wsteczną datą 4 czerwca 1989 r.) koniec komunizmu. Tamto było bezmiernie pretensjonalne i kiczowate, ale pisarka Joanna uważa, że powinno trafić do podręczników historii. A gdy nie trafia, znaczy to, że ktoś cenzuruje najnowsze dzieje Polski: „Nie milczałam, kiedy historyk liberalnej lewicy Norman Davies dla towarzyskich korzyści usunął ze swojej faktografii cały mój epizod z Dziennika Telewizyjnego”. Tym bardziej nie może pisarka Szczepkowska milczeć teraz. I nie milczy, a nawet wali z grubej pisarskiej rury: „Towarzyszu Ministrze Błaszczak - przyboczny grabarzu demokracji, który własnego zdania sklecić nie umie, tylko ściąga z lekcji historii i powtarza bez zrozumienia [genialne słowa pisarki Szczepkowskiej w DTV o końcu komunizmu]. Żeby takie zdanie wybrzmiało i miało sens, trzeba je mówić z pozycji ryzyka, a nie ze stołka w rządzie. Trzeba osobistej , samotnej odwagi, a nie władzy nad policją”. Ciekawe, czym pisarka Szczepkowska ryzykowała pod koniec października 1989 r., bo jakoś żadne represje wtedy na nią nie spadły. Ale zapewne jakąś grozę przeżyła, stąd obecnie demonstrowana trauma. I słuszna złość: „Policyjny piesku [to do ministra Mariusza Błaszczaka]. Jedyne co umiesz to łasić się i podawać lapę. Nie masz własnych myśli, nie masz własnego zdania, możesz tylko ściągać i powtarzać cudze słowa jako swoje”. Dodajmy, genialne słowa pisarki Szczepkowskiej o końcu komunizmu. Dlatego słusznie poucza: „Nie ściągaj chłopcze, nie kopiuj, myśl sam, a może nagle wymyślisz posadę na miarę swojego rozumu i płochliwego charakteru”. Genialna pisarka Szczepkowska już wymyśliła, ponad 28 lat temu, więc teraz może odcinać kupony (tantiemy) od swego geniuszu.
Z pozycji pisarki nawet wybitniejszej od Marii Nurowskiej (zauroczonej Aleksiejem Nawalnym jako wodzem), Joanna Szczepkowska snuje myśli historiozoficzne na miarę Georga Wilhelma Friedricha Hegla: „Tworzycie nową formę komunizmu. Rosja nie musi tu przychodzić. To Wy tworzycie Rosję u nas. Komunizm się skończył w 1989 roku, a w 2017 Polska za Waszą przyczyną stała się częścią Wschodu. Nie pozwolimy na to . Któregoś dnia powiemy – tydzień temu skończył się w Polsce komunizm. Władza PiS skończy marnie i to zdanie towarzyszu ministrze Błaszczak powtarzajcie sobie co wieczór, żebyś w razie czego nie zapomniał”. Czy po to, żeby odzyskać zaufanie salonu, trzeba się aż tak upodlać, pani pisarko Joanno Szczepkowska? Czy na pewno pani złote myśli z porcelitu upewniają czytelników, że jest pisarką, a nie podjaraną pensjonarką pani Mario Nurowska? Czy warto rozmieniać porządny dorobek poetycki na zaspokojenie ideologicznych potrzeb gazety Michnika, panie Adamie Zagajewski?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/373924-nurowska-szczepkowska-i-zagajewski-uraczyli-nas-na-koniec-roku-zlotymi-myslami-z-porcelitu-po-co