Na miejscu Waldemara Pawlaka siedziałbym cicho. Unikałbym wywiadów, odmawiał jakichkolwiek komentarzy dotyczących umowy gazowej z 2010 r. Całą publiczną aktywność konsultowałbym z adwokatem.
Pawlak nie jest głupi, więc być może jednak milczy, skoro przez „ponad miesiąc” nie autoryzował wywiadu dla Onetu, nie odpowiadał na sms-y ani maile. Nie dziwię mu się. Trwa śledztwo, wszczęte ws. „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w 2010 r., w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki oraz innych funkcjonariuszy publicznych w związku z negocjowaniem i podpisaniem niekorzystnej dla Polski oraz sprzecznej z prawem Unii Europejskiej umowy międzynarodowej o dostawach rosyjskiego gazu do Polski i działania w ten sposób na szkodę interesu publicznego”. Czyli podejrzenie wzięcia łapówki, za co w tym przypadku grozi 10 lat więzienia.
Ale zanim Pawlak poszedł po rozum do głowy zdążył nakłamać na swoim facebookowym profilu, a później w rozmowie z Andrzejami Gajcym i Stankiewiczem. Ci wywiad opublikowali, kolejna szklanka mleka się rozlała, a że jest to – jak wszystkie w tym temacie wynurzenia Pawlaka – ciekawa lektura, warto się do niej odnieść.
Zasadnicza linia obrony Pawlaka jest taka: nie liczy się to, co działo się w trakcie negocjacji, ale to, co ostatecznie zostało zapisane w umowach z Rosjanami. Podzielmy to stanowisko na dwie części.
Po pierwsze – co ostatecznie podpisano. Pawlak się tym chwali i przekonuje, że obronił polskie interesy. Guzik prawda. 6 listopada w szczegółach odświeżył fakty na wPolityce.pl Janusz Kowalski.
Przypomnę fragment tego tekstu:
Na mocy nowej umowy jamalskiej z 2010 r. m.in.:
— Polska straciła kontrolę na EuRoPol Gaz S.A.– każda decyzja zarządu spółki wymaga już zgody Gazpromu,
— w niewyjaśnionych okolicznościach „umorzono” ponad 1 mld zł zobowiązań Gazpromu wobec EuRoPol Gaz za przesył gazu w latach 2006-2009,
— została utrzymana formuła cenowa z 2006 r., pomimo tego, że w całej Europie Gazprom zmuszony był do obniżki ceny surowca,
— zwiększono uzależnienie od rosyjskiego gazu wpisując brakujące 2 mld metr. sześc. surowca do. umowy jamalskiej obowiązującej do 31.12.2022 r. (na podstawie formuły cenowej z 2006 r.!, której nie próbowano zmienić),
— zrezygnowano z dochodzenia wobec Gazpromu roszczeń za niedostarczony przez RosUkrEnergo surowiec,
— administracyjnie ograniczono roczny zysk EuRoPol Gaz do 21 mln zł netto (w 2005 r. zysk netto wyniósł np. 160 mln zł, a w 2004 r. – 918 mln).
Dodajmy do tego jeszcze, że nie Pawlakowi zawdzięczamy „tylko” te efekty negocjacji. Gdyby nie Komisja Europejska, ówczesny MSZ i Pałac Prezydencki, umowa z Rosjanami byłaby zdecydowanie bardziej niekorzystna dla Polski.
I tu dochodzimy do kwestii drugiej – owszem, jest absolutnie kluczowe, co działo się w trakcie negocjacji, bo to pokazuje, jak bardzo polskie interesy chciał od Rosjan uzależnić (a może im sprzedać) były wicepremier. To dlatego sprawą zainteresowała się prokuratura. To dlatego kierowana przez byłego polityka tamtego obozu władzy Najwyższa Izba Kontroli sporządziła druzgocący dla Pawlaka raport.
Przebieg negocjacji dowodzi, że Moskwa miała swojego w Warszawie. Nie udało mu się wykonać 100 proc. planu, ale bardzo się starał.
Zerknijmy na kilka fragmentów wywiadu Pawlaka w Onecie.
FAŁSZ NR 1 – kto zaproponował przedłużenie kontraktu jamalskiego.
Onet: A skąd się pojawiły daty 2037 r. i 2045 r.?
Pawlak: W tamtym czasie firmy niemieckie właśnie przedłużyły swe kontakty o 20 lat. Rosjanie też uznawali takie daty za optymalne ze względów technicznych, jako że rurociąg jamalski ma swoją trwałość do ok 2040–2050 r. Rosjanie mówili: skoro Niemcy przedłużają swoje kontrakty, to z wami też możemy na ten temat porozmawiać. Ale po polskiej stronie była wyraźna dyspozycja, żeby przedłużenia kontraktu nie było, więc go ostatecznie nie ma.
Onet: Pierwotnie, w negocjowanej przez pana wersji, takie daty padały. Sprzeciwili się Tusk i Sikorski, a wsparła ich Komisja Europejska.
Pawlak: Te rozmowy z Rosjanami miały utrzymać dostawy do Polski w sytuacji, gdy nie mieliśmy na to żadnej umowy. I trzeba było w czasie negocjacji stosować różne manewry, żeby ten gaz do Polski płynął.
Sprzeciwił się temu też Lech Kaczyński (w jego kancelarii funkcjonował zespół ds. bezpieczeństwa energetycznego starający się – na tyle, na ile otrzymywał prawdziwe informacje od rządu – monitorować negocjacje gazowe) i posłowie ówczesnej opozycji z PiS (po tajnym posiedzeniu sejmowej komisji gospodarki, na której poznali plany Pawlaka). Ale to w tym przypadku szczegół. Ważniejsze jest ordynarne kłamstwo Pawlaka. Mówi on, że wydłużenie kontraktu zaproponowali Rosjanie. Zacytuję więc fragment artykułu „Człowiek Moskwy w Warszawie”, który z Marcinem Wikłą opublikowaliśmy w listopadzie:
Były wicepremier chciał przedłużenia kontraktu jamalskiego aż do 2037 roku. Trudno w to uwierzyć, ale dbał o interes rosyjski w tej kwestii lepiej niż sami Rosjanie. „Odnosząc się do propozycji W. Pawlaka na temat przedłużenia kontraktu do 2037 roku zarówno A. Sheykin i S. Szmatko wyrazili wątpliwości co do potrzeby konstrukcji takich zapisów” - to szokujący cytat z oficjalnego „Sprawozdania ze spotkania w rosyjskim Ministerstwie Energetyki w dniu 07.10.2009”. W dalszej części czytamy, że Pawlak przekonał Rosjan swoją „jednoznaczną postawą”.
To cytat sporządzony przez urzędnika polskiego rządu. Wiele innych dokumentów, do których dotarliśmy, potwierdza, że to polska strona (w śledztwie Pawlak będzie chciał zapewne zrzucić odpowiedzialność na ówczesny zarząd PGNiG – który faktycznie jest tu współwinny) dążyła do wydłużenia umowy co najmniej o 15 lat! Dalszy fragment cytowanego wyżej dokumentu miał być jeszcze lepszy. Ostatecznie został wykreślony. Ale jeden z naszych informatorów zachował kopię pierwotnej notatki. Pisaliśmy w „Sieci”:
Dotarliśmy także do roboczej wersji tego dokumentu. Dowiadujemy się z niego nieco więcej. Do ostatecznej wersji nie wpisano na przykład rozmowy o tym, że skoro Pawlak tak bardzo prze do podpisania niedorzecznie długiej umowy, to Rosjanie będą chcieli zapewnić mu PR-ową osłonę. Minister Szmatko „w ramach budowy nowych pozytywnych relacji zasugerował możliwość pomocy w takim przedstawieniu nowego kontraktu, aby polska strona została uznana przez media jako wyraźny zwycięzca”. Każdy z rozmówców czuł, że to, co proponuje polski wicepremier, będzie wymagało karkołomnego tłumaczenia.
FAŁSZ NR 2 – oddanie 1 mld zł to żadna zdrada.
Onet: Dlaczego na stole negocjacyjnym pojawiła się kwestia umorzenia długu Gazpromu wobec EuroPolGazu, czyli polsko-rosyjskiej spółki, do której należy Jamał? Chodzi o ogromne pieniądze – ponad 1 mld zł. To element badany przez prokuraturę.
Pawlak: O długu możemy mówić wtedy, kiedy zobowiązanie uznają obie strony.
(…) Onet: To był pański pomysł, żeby włączyć ten wątek do negocjacji?
Pawlak: To Rosjanie chcieli rozwiązać zaszłości, które rzutowały na złe relacje.
Po pierwsze mamy tu przyznanie się do narzucenia przez Rosjan tematu umorzenia długu. Nie chodzi wcale o jakieś „zaszłości”, tylko żywą gotówkę, którą Rosjanie winni byli spółce EuRoPol Gaz, a w ślad za nią setki milionów złotych, które w postaci podatku CIT powinny były trafić do polskiego budżetu.
Po drugie – daj Boże każdemu negocjatorowi po drugiej stronie takiego św. Mikołaja jak Pawlak w tej kwestii. Cóż to za bajdurzenie, że „dług jest wtedy, gdy zobowiązanie uznają obie strony”. Człowiek wygadujący takie rzeczy był wiceszefem polskiego rządu! Dług jest wtedy, gdy ktoś nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. A jeśli jest na tym tle spór – idzie się do sądu. I Polska poszła. I wygrała! I to w Moskwie! Rzecz dotyczyła zaległości za rok 2006, ale analogiczne werdykty najprawdopodobniej zapadłyby odnośnie lat kolejnych. Pawlak z tego zrezygnował. Ot, taki dobry wujek dla Aleksieja Millera i jego politycznych zwierzchników…
FAŁSZ NR 3 – Pawlak podjął temat elektroenergetyki, by dobrze ponegocjować ws. gazu.
Onet: Chcemy zapytać więc wprost: czy równolegle z negocjacjami gazowymi prowadził pan negocjacje dotyczące porozumienie energetycznego z Rosją, zakładające budowę mostu elektroenergetycznego z Obwodem Kaliningradzkim?
Pawlak: Były rozważane różne dyskusje po to, aby utrzymać dostawy gazu do Polski, ale koniec był taki, że podpisaliśmy tylko porozumienie, w którym utrzymano dostawy na wysokości 11 mld m3 gazu, czyli na poziomie wystarczającym na nasze potrzeby. Od strony bezpieczeństwa gazowego to dzięki tamtym porozumieniom dzisiaj mamy fizyczne możliwości w pełni niezależnego zaopatrywania się w gaz.
Onet: Ale nie odpowiedział pan na pytanie. Jest różnica między prowadzeniem rozmów z Rosjanami o połączeniu elektroenergetyczną z Kaliningradem jako elementu negocjacji ws. gazu a przygotowaniem odrębnego porozumienia w tej sprawie, które zostaje w ostatniej chwili zablokowane.
Pawlak: Liczy się to, co zostało podpisane.
Onet: Znowu pan ucieka z odpowiedzią.
Pawlak: Nie. Tak jak powiedziałem wcześniej, w tych negocjacjach używaliśmy różnych rozwiązań i musieliśmy brać na siebie też niewdzięczne role, które były niezbędne do tego, żeby doprowadzić do finału w jednej prostej rzeczy.
Prawda jest taka, że Rosjanie doskonale wiedzieli, jak bardzo sprzyja im polski wicepremier. Postanowili więc – za jego natychmiastową zgodą – upiec na jednym ogniu dwie pieczenie energetyczne. Aby przypomnieć, jak zaczęła się historia mostu elektroenergetycznego z Obwodem Kaliningradzkim, znów przypomnę fragment naszego artykułu:
Ta opowieść przez lata była tajemnicą. W ministerstwie gospodarki znało ją wąskie grono osób. Brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego:
— Na początku 2008 r. w Moskwie odbywało się coroczne posiedzenie grupy roboczej ds. paliwowo-energetycznych Polsko-Rosyjskiej Międzyrządowej Komisji ds. Współpracy Gospodarczej. Zawsze wysyłaliśmy na te spotkania ludzi z niższego szczebla, niedecyzyjnych, aby w rozmowach z trudnym „partnerem” nie mogli niczego „klepnąć”, co najwyżej wysłuchać i przekazać do centrali. Pojechał więc m.in. bardzo młody urzędnik. To była jedna z jego pierwszych służbowych podróży zagranicznych. Po obradach wziął go na bok postawny mężczyzna, Dangiras Mikalajunas, i zapytał: „Czy ty jesteś od Waldemara?”. Chłopak pomyślał, że skoro reprezentuje resort gospodarki, to wypada potwierdzić. „No to chodź” - padła nie tyle propozycja, co polecenie. Nasz człowiek się spocił, ale nie wypadało odmówić – w końcu był na oficjalnych rozmowach międzyrządowych. Wyszli z budynku i wsiedli do czekającej limuzyny. Pojechali do restauracji naprzeciwko polskiej ambasady. Mikalajunas zaprowadził go do vip roomu z kominkiem, w którym czekały dwa fotele. Zapytał, czy pali, poczęstował cygarem i whisky. Od razu przeszedł do rzeczy: „Wiem, że nie masz w tej sprawie kompletnie nic do powiedzenia, wiec weź kartkę, notuj, dasz to Waldemarowi.” Nie traktował go jak partnera, raczej jak gońca. Urzędnik sporządził więc niejawny dokument i przekazał wicepremierowi Pawlakowi. Notatka dotyczyła zainteresowania Rosjan budową połączenia elektroenergetycznego z Polską i projektem elektrowni atomowej w Obwodzie Kaliningradzkim (w polskim rządzie i prasie funkcjonowała jako Bałtycka Elektrownia Atomowa). Bohater tej opowieści dołączył też wstępną ocenę rosyjskiej propozycji jako niebezpiecznej z punktu widzenia interesów energetycznych Polski i Litwy. Waldek nawet się do niej ustosunkował – napisał, że… opinia jest niewiarygodna i oparta na artykułach prasowych.
Po wysłuchaniu tej relacji zrozumieliśmy słowa naszego informatora, który spotkanie z nami zaczął od stwierdzenia: „Czekałem na tę rozmowę siedem lat. Wreszcie ktoś się wziął za ten temat. To, co napisaliście o negocjacjach ws. umowy gazowej to nie koniec. Jest jeszcze druga afera - elektroenergetyczna. Nie uwierzycie, jaki był jej finał.
Jej finał to FAŁSZ NR 4 – Pawlaka nikt nie musiał blokować „za pięć dwunasta”.
Onet: Wracając zatem do 28 i 29 października 2010 roku to, co się wówczas stało, że to porozumienie elektroenergetyczne nie zostało podpisane?
Pawlak: Nie było takiej woli, żeby takie porozumienie było zawierane w tamtym czasie.
Onet: Z czyjej strony? Polskiego rządu?
Pawlak: Polskiego rządu w szczególności. Jeżeli patrzymy na tamten czas, to najważniejsze było sfinalizowanie umowy dotyczącej dostaw gazu.
Onet: A nie było wówczas ryzyka, że gdy Rosjanie przyjeżdżają do Warszawy, a pan im mówi, że nie ma zgody na porozumienie energetyczne, to z ich strony padnie także nie dla umowy gazowej?
Pawlak: Panowie, to był mały element, który można potraktować jako wyraz intencji, a nie żadna umowa energetyczna.
Woli nie było ze strony urzędników podległych Pawlakowi. To oni zachowali się prawidłowo. A jak to wszystko przebiegało dokładnie opisaliśmy w „Sieci”:
Czas na finał tej historii, która rozpoczęła się filmowo, dlaczego więc miałaby mieć inne zakończenie? 28 października 2010 roku. Z zasobów Wikileaks dowiadujemy się, że następnego dnia w stolicy Polski może pojawić się Władimir Putin. Waldemar Pawlak jest jeszcze w Moskwie, na ostatnich rozmowach przed podpisaniem przedłużenia kontraktu jamalskiego. Ma się to stać nazajutrz w Warszawie. Do polskiego wicepremiera podchodzi jego rosyjski odpowiednik Igor Sieczin i bierze go na bok. - Gaz dogadany, a jak z połączeniem elektroenergetycznym? Robimy? - pyta. - Ok, robimy - odpowiada Pawlak. Rusza urzędnicza machina, do polskiego Ministerstwa Gospodarki natychmiast dociera… faks z gotową treścią porozumienia wysłany z rosyjskiej ambasady. Wicepremier wsiada już do samolotu.
Pora jest późna, w resorcie wybucha panika. Nie ma nikogo decyzyjnego. Urzędnicy niższego szczebla mają świadomość, że memorandum nie może być podpisane, ale jest też dla nich jasne, że Pawlak nie pozwoli go zablokować. Jedyne, co mogą zrobić, to wymusić na wicepremierze (dzwoniąc do niego w ostatnim momencie) wysłanie pisma do MSZ. - Wydawało nam się, że Sikorski nie pozwoli na taki rympał - słyszymy od informatora. Pawlak zgadza się, ale zastrzega, że ma to być tylko informacja, a nie prośba o opinię. Odlatuje do kraju. Urzędnicy nie do końca wypełniają polecenie szefa, ostatni akapit poufnego pisma zawiera prośbę o ocenę. Pawlak w tym czasie jest już w powietrzu.
W resorcie dyplomacji nie jest już czynna kancelaria tajna, więc pismo zwrotne jest jawne. Podpisuje się pod nim jeden z dyrektorów: „(…) MSZ widzi dodatkowo bezwzględną konieczność przeprowadzenia uprzedniej (przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji) szczegółowej analizy omawianego problemu w kontekście możliwych skutków dla stosunków międzynarodowych”. Warto docenić przytomność urzędnika, który właściwie ocenił, że ta umowa z Rosją zrobiłaby z nas wrogów Litwy, Łotwy i Estonii, tym bardziej, że odręczny dopisek Radosława Sikorskiego (pojawił się na dokumencie już 29 października) pokazuje, że nie można było na niego liczyć w kwestii zablokowania umowy. „Proszę o głębsze rozpoznanie (…) warunków, w jakich połączenie elektroenergetyczne z OK mogłoby być korzystne dla PL. Załóżmy, że deklaracja może być podpisana podczas wizyty prez. Miedwiediewa. R.S.”.
— Do końca wierzyłem, że szef MSZ jednak rozumiał, że ta umowa nie może być podpisana… - nasz rozmówca, któremu pokazujemy notatkę Sikorskiego jest załamany.
Sprawy nabierają jeszcze większego tempa, umowa gazowa, a wraz z nią porozumienie o połączeniu z Obwodem Kaliningradzkim ma być podpisana za kilka godzin. Rano 29 października (w dniu podpisania umów) premier Donald Tusk dowiaduje się o nocnym zamieszaniu i korespondencji między Ministerstwem Gospodarki a MSZ. Pawlak zostaje pilnie wezwany przez szefa rządu, w rozmowie uczestniczy również Jacek Cichocki, Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych. Na korytarzach KPRM mówiło się, że ówczesny szef ludowców miał wtedy usłyszeć, że „to ostatni moment, gdy Ministerstwo Gospodarki wpieprza się w energetykę”.
Nie wyprzedzajmy jednak faktów. To był moment, gdy na Okęciu właśnie lądował rosyjski wicepremier Igor Sieczin, a w Kancelarii Premiera już szykowano pióra, którymi miała dosłownie za chwilę być podpisana umowa gazowa oraz… no właśnie, czy coś jeszcze? Do końca nie byli tego pewni nawet urzędnicy niższego szczebla, którzy przez ponad dwa lata pracowali przy tych sprawach. - Siedzieliśmy przed telewizorem i nie mieliśmy pojęcia, ile dokumentów zostanie podpisanych - mówi nasz rozmówca. - Kuriozalna sytuacja, nie do zniesienia. Potem po prostu poszliśmy na wódkę.
Pawlak w ostatnim momencie musiał powiedzieć Sieczinowi, że uzgodnionego niespełna 24 godziny wcześniej porozumienia jednak nie będzie.
Według naszych rozmówców znających kulisy tych spraw, kwestie elektroenergetyczne były w tej układance ważniejsze niż gaz. To na tym polu realizować się miały strategiczne interesy Kremla w regionie i biznes dużo większy niż „tylko” niezła umowa z Polską na dostawę kilkudziesięciu miliardów metrów sześciennych gazu.
To będzie też wątek szczególnie wnikliwie badany przez prokuraturę.
FAŁSZ NR 5 – Pawlak znalazł „kreta”.
Pawlak wie, że mamy dobre informacje, z dobrych źródeł, że dysponujemy wiedzą nierzadko z pierwszej ręki, że dotarliśmy do wielu dokumentów, które są dla niego bardzo niewygodne. Dlatego spędza mu sen z powiek, kto z ludzi z jego otoczenia rozmawiał z tygodnikiem „Sieci”.
Onet: Ile jest prawdy w tym, co pisze tygodnik „Sieci Prawdy”, że rano 29 października 2010, czyli na kilka godzin przed podpisaniem umów z Rosjanami wezwał pana do siebie premier Donald Tusk i w obecności ministra Jacka Cichockiego stanowczo stwierdził, że to ostatni raz, kiedy ministerstwo gospodarki wtrąca się w sprawy energetyczne?
Pawlak: Nie przypominam sobie nigdy tego typu rozmowy. Znając temperament premiera Tuska, to w każdej chwili mógł te sprawy przekazać dowolnemu ministrowi, czy to Sikorskiemu, czy Gradowi. Tego typu słowa na pewno bym zapamiętał. Były ostre dyskusje na posiedzeniach zespołów ds. energii. Tam jest zresztą bardzo ciekawa i tajemnicza postać informatora, który się w ostatnim artykule pojawia.
Onet: Wie pan, kto nim jest?
Pawlak: Z artykułu wynika, że to była ta sama osoba, która była dyrektorem departamentu ropy i gazu w ministerstwie gospodarki za czasów rządu PiS. Potem przez rok czy półtora, kiedy ja byłem jeszcze ministrem, a potem ten pan został głównym doradcą ds. energii premiera Donalda Tuska. A potem był jeszcze doradcą ministra środowiska i zajmował się gazem łupkowym. Dzisiaj Maciej Woźniak jest wiceprezesem PGNiG i zajmuje się promocją projektu Baltic Pipe. Dziwi mnie to, że ten tajemniczy informator nie poszedł od razu z tym do ABW czy prokuratury.
Pawlak Woźniaka nie znosi. Publicznie występował przeciw niemu już siedem lat temu. Dlatego, że ówczesny doradca premiera na wewnętrznych spotkaniach otwarcie – i słusznie – krytykował plany wicepremiera. Tyle, że wskazując w nim naszego informatora, trafia kulą w płot. Rozmawialiśmy z kilkoma osobami, które miały dobrą orientację w poczynaniach Pawlaka w latach 2008-2010, niektórzy byli bliżej tych spraw niż Maciej Woźniak, wymieniany przez nas w tekście o „człowieku Moskwy” w innym kontekście. Ale ich nazwiska nie padną, co już zapowiadałem odpowiadając Pawlakowi na pierwsze jego zabawy w Sherlocka Holmesa.
Co do ABW, to byłemu premierowi proponuję inny wątek, ściśle związany z energetyką czasach jego i jego następcy:
A od czego cała ta sprawa się zaczęła? Od tych - jak chciałby Pawlak – mało istotnych instrukcji negocjacyjnych, a – jak jest w istocie – dowodów na gotowość zdrady polskich interesów przez wicepremiera:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/373813-pawlak-trzyma-swoja-linie-obrony-ktora-nie-trzyma-sie-kupy