Separatyści będą rządzić Katalonią, choć zdobyli mniej głosów niż unioniści, opowiadający się za pozostaniem Katalonii w składzie Hiszpanii. Ale to oni są w stanie zbudować rządzącą koalicję. Katalonia podzielona jest na pół, porozumienie wydaje się niemożliwe.
Państwo hiszpańskie zostało pokonane
— oświadczył triumfujący lider separatystów, były prezydent Katalonii, Carles Puigdemont. Nadal przebywa w Brukseli, gdzie udał się natychmiast, gdy prokurator generalny Hiszpanii wezwał go na przesłuchanie po katalońskim referendum w sprawie niepodległości. Jak określają to separatyści, Puigdemont jest prezydentem na wygnaniu. Przeciwnicy nazywają to inaczej — mówią, że po prostu uciekł. Teoretycznie to Puigdemont, który był jedynką listy wyborczej proniepodległościowego bloku Razem dla Katalonii, ma stanąć na czele katalońskiego rządu. Musi jednak odebrać mandat osobiście, czyli wrócić do kraju. A to stoi pod znakiem zapytania, bo ciąży na nim nakaz aresztowania i zostanie zatrzymany natychmiast, gdy przekroczy granicę.
Wyniki czwartkowych wyborów w Katalonii są paradoksalne: najwięcej głosów i mandatów zdobyła liberalna partia Ciudadanos (Obywatele), najmocniej protestująca przeciwko oderwaniu Katalonii. Ale to niepodległościowcy mają w sumie tyle mandatów, by rządzić. Ich koalicja będzie dość zaskakująca — wejdzie w jej skład także skrajnie lewacka partia CUP.
Separatyzm kataloński zaczął się zresztą od ruchów lewackich — w tym wypadku określenie „lewacki” absolutnie nie jest na wyrost. Najpierw było hasło zbudowania niepodległej i marksistowskiej Katalonii, w latach osiemdziesiątych działała też lewicowa organizacja terrorystyczna Terra Lliure, a partie prawicowe podjęły hasła separatystyczne stosunkowo niedawno.
Kiedy byłam w Barcelonie dwa tygodnie temu, uderzyło mnie jak umiejętnie separatyści katalońscy prezentują światu swoją narrację o szlachetnym ruchu niepodległościowym. Trudno to określić inaczej niż jako propagandę — zaczyna się już na poziomie turystycznym, kiedy dostaje się bezpłatny plan Barcelony zawierający informację o mającym wielowiekowe tradycje „narodzie katalońskim” .
Jestem wściekła na zagranicznych dziennikarzy. Przekazują tak jednostronne informacje, jakby rozmawiali wyłącznie z separatystami
— mówiła mi Maria, 52 letnia księgowa, którą spotkałam na demonstracji w obronie jedności Katalonii z Hiszpanią.
Tak często bywa w krajach, w których jest wewnętrzny konflikt — jedna opcja ma znacznie lepsze przełożenie na media. Separatyści przecenili jednak znaczenie sympatii, którą wśród części światowej opinii publicznej wywoływały ich dążenia. Ostra i zdecydowana reakcja rządów, które uznały, że sprawa Katalonii jest wewnętrzną sprawą Hiszpanii, była dla nich zimnym prysznicem.
Dzisiaj separatyści jak mantrę powtarzają, że byli naiwni — niekoniecznie brzmi to jak samokrytyka, raczej jako wyrzut pod adresem świata, że nie poparł, choć powinien, ich walki.
Za dążenie do secesji Katalonia musi płacić nie tylko polityczną cenę.
Już poczuliśmy gospodarcze skutki. Największy bank Katalonii, Caixa, natychmiast po referendum w sprawie niepodległości przeniósł swoją centralę do Walencji, podobnie inne duże firmy. Kurczą się rynki zbytu, towary wytwarzane w Katalonii są bojkotowane w całej Hiszpanii, nie chcą już nawet kupować cavy, naszego słynnego wina musującego
— opowiadała mi Olga Grau, dziennikarka gazety „El Periodico”, z którą rozmawiałam pisząc reportaż „Wojna flag” opublikowany w ostatnim numerze „Sieci”.
Przez całe lata separatyści przekonywali Katalończyków, że pozostawanie w składzie Hiszpanii przynosi im tylko straty. „Hiszpania kradnie” było chwytliwym hasłem. Wierzono, że bogata Katalonia finansuje uboższe regiony i jeśli się od centrum odetnie, zapanuje tu jeszcze większy dobrobyt.
Być może to rozczarowanie skutkami, jakie przyniosło referendum w sprawie niepodległości, spowodowało, że wyborczy wynik proniepodległościowego bloku wyborczego był trochę gorszy, niż oczekiwano. Nie wiadomo też, jak będzie wyglądała najbliższa polityczna przyszłość Katalonii Hiszpania zawieszając jej autonomię na mocy artykułu 155 konstytucji, zapowiadała, że będzie to obowiązywać aż do czasu, kiedy zapanują warunki gwarantujące normalizację sytuacji i demokrację. Jest dość wątpliwe, czy uzna, że rząd dążący do secesji taką stabilność zapewni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/373306-po-czwartkowych-wyborach-katalonia-podzielona-jest-na-pol-porozumienie-wydaje-sie-niemozliwe