Jeżeli urzędnicy unijni odwołują się do prawa, to nie mają prawa czynić tego wybiórczo i w sposób preferencyjny np. w stosunku do anomalii seksualnych (choćby sami je posiadali) lub politycznych korzyści hegemona. Unia żąda od swych członków poszanowania sprawiedliwości, ale jej przedstawiciele co rusz naruszają jej zasady, tak samo jak zasady równości, wolności, demokracji, praworządności, solidarności, tolerancji. Solidarnym wg UE trzeba być, owszem, ale – z hegemonem. Tolerancyjnym – w stosunku nawet do zoofilii, na pewno nie wobec katolików itd. Czym naprawdę inspirują się atakujący nas eurokraci? Upodobaniami seksualnymi, nakazami hegemonów, korzyściami własnymi. Domagają się poszanowania państwa prawnego, słusznie, ale stawiają warunek nie do przyjęcia przez suwerenny kraj: musi to być państwo prawa ustanowionego pod dyktando eurokratów. W przeciwnym razie mamy do czynienia nie tylko z bezprawiem, ale z – faszyzmem. Ot, brukselska logika. Eurokraci w pędzie do poszanowania „praw osób należących do mniejszości” dochodzą do naprawdę groźnych koncepcji: okazuje się, że nie wolno czegokolwiek odbierać komunistom, bo to jest właśnie ta biedna, krzywdzona mniejszość. Jeden z lewaków z Europarlamentu zawyrokował oficjalnie, że trzeba wystąpić zdecydowanie przeciwko „środkom represji i aktom prześladowania politycznego ze strony władz Polski, wymierzonym przeciwko komunistom, antyfaszystom i innym demokratom”. To jest bolszewizm w czystej postaci. Przeciwko temu powinien być ostry sprzeciw państwa, najważniejszych polityków, w tym prezydenta – a nie ma czegoś takiego. Jeżeli oficjalnie honoruje się w Brukseli i Strasburgu komunizm, jeżeli manipuluje się prawem unijnym, by nas totalnie zdeprecjonować, jeżeli wyzywa się z wysokich trybun polskich patriotów od faszystów, jeżeli głosi się, że Niemcy nie muszą płacić Polsce odszkodowań wojennych, mają natomiast obowiązek bronić wolności Polaków, w razie potrzeby także przeciwko ich własnemu rządowi („Süddeutsche Zeitung”) – to odpór nasz powinien być potężny! Zwłaszcza głos prezydenta w takiej sprawie zostanie usłyszany przez miliony ludzi w zachodniej Europie, zwłaszcza katolików, którzy patrzą na Polskę z nadzieją. Z nadzieją, że przynajmniej ona nie ulegnie politycznej poprawności i multi-kulti, że stąd faktycznie wyjdzie ta iskra, o której pisała św. Siostra Faustyna.
Podważać, odwoływać się i zwalczać
Traktaty unijne zostały opatrzone w bardzo wiele gołosłowia, stwarzając tym samym mnóstwo możliwości interpretacyjnych. Po wszystkich paragrafach porozrzucane są pojęcia odwołujące się do wartości, którym brak definicji. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji prawnej jakiś eurodeputowany w Brukseli bezkarnie zrównuje komunistów z prawdziwymi demokratami, że w unijnej praktyce szanuje się wolność, ale nie chrześcijan, lecz seksualnych dewiantów itd. Skoro jednak tak jest, to dlaczego Polska – a dokładnie rzecz biorąc, stosowni urzędnicy państwowi od najwyższych poczynając – nie biorą sprawy w swoje ręce? Wolno innym interpretować według swego mniemania, wolno i nam! Niestety słabość merytoryczna, połączona z dobrze skrywanym po departamentach skumplowaniem wyższego i średniego szczebla urzędniczego z nową targowicą, czyni ministerstwa i najwyższe urzędy bezsilnymi wobec zewnętrznych i wewnętrznych antypolskich ataków. Na dodatek wszystkie błędy urzędników puszczane są płazem, nie wyciąga się żadnych nauk z poniesionych szkód. (…)
Trzeba sprawy brać we własne ręce. Nie szukać ratunku u jakichś komisji weneckich lub innych szalbierzy. Prawo unijne jest również dla nas – nie pozwalajmy, aby je nieustannie interpretowano przeciwko nam. Rząd i ministerstwa potrzebują silnej ochrony prawnej o specjalizacji europejskiej i koniecznie o patriotycznym zacięciu. Zapewne trzeba sięgnąć po posiłki z zagranicy, np. Węgrzy mają w tym względzie duże doświadczenie. Nie możemy bez końca ustawiać się w pozycji chłopca do bicia i na dodatek do tego bicia wystawiać – kobietę. Czas na europejską ofensywę Polski; jest łatwiejsza niż się pozornie wydaje albo niż przedstawiają to „państwowcy”. Enigmatyczność unijnego prawa wyraża się również w przywoływanym przez Europarlament artykule 7. Jego ust. 3 formułuje pełną dowolność kary: Rada może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów dla tego Państwa Członkowskiego, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela rządu tego Państwa Członkowskiego w Radzie. A więc nie jest wyraźnie określone ani jakiej kary można się spodziewać, ani ile tych kar będzie, czyli jakiego prawa lub jakich praw (kilku naraz) usiłuje się nas pozbawić. Takie paragrafy trzeba kwestionować, podważać, odwoływać się i zwalczać.
Należy natomiast powoływać się np. na art. 3 TUE, który stwierdza, że Unia: Szanuje swoją bogatą różnorodność kulturową i językową oraz czuwa nad ochroną i rozwojem dziedzictwa kulturowego Europy. Co, jak co, ale bogata różnorodność kulturowa Europy na pewno nie jest przez Unię przestrzegana. Dzięki presji berlińskiego hegemona różnorodność kulturowa naszego kontynentu została stłamszona różnorodnością totalnie pozaeuropejską, czego nie zaleca żaden unijny paragraf. Unijnym władcom można i trzeba także stawiać zarzuty, w tym prawne, a nie ciągle przyklękać przed brukselskimi hochsztaplerami.
Przede wszystkim trzeba mieć pełną świadomość, że Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej stwierdza jednoznacznie (art. 3/1) ograniczenia kompetencyjne UE: 1. Unia ma wyłączne kompetencje w następujących dziedzinach: a) unia celna; b) ustanawianie reguł konkurencji niezbędnych do funkcjonowania rynku wewnętrznego; c) polityka pieniężna w odniesieniu do Państw Członkowskich, których walutą jest euro; d) zachowanie morskich zasobów biologicznych w ramach wspólnej polityki rybołówstwa; e) wspólna polityka handlowa.
Wyłączność tylko w tych obszarach – i koniec, kropka. UE nie ma żadnych kompetencji w kwestii ustanawiania jak ma funkcjonować system prawny w poszczególnych krajach członkowskich, co właśnie uzurpuje sobie w stosunku do Polski. Powoływanie się w tej uzurpacji na cytowany na początku art. 2 TUE ma się nijak do rzeczywistości. W jaki to niby sposób zmiana sposobu wybierania sędziów miałaby wpłynąć na równość, demokrację, wolność czy godność osoby ludzkiej? Niechże eurokraci przemówią choć raz konkretnie. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to prawie zawsze chodzi o pieniądze. Niewykluczone, że zamierza się cofnąć Polsce jakieś unijne dotacje; były już takie szantaże. (…) * Tu znów jak bumerang wraca pytanie: kto nagłośni nasze interpretacje unijnego prawa, nasze stanowisko w kwestii reparacji, demokracji, wolności itd.? Kto nagłośni nieprzestrzeganie prawa unijnego przez samą Unię? Chyba nie niemiecki od kilku lat RMF, któremu ostatnio sam prezydent był uprzejmy dać wywiad. Kilka miesięcy po kupieniu tej stacji przez Bauera rozmawiałem z jednym z czołowych wówczas jej redaktorów. Na pytanie, jak im się wiedzie pod nowym właścicielem, odpowiedział wprost: Jest o tyle inaczej, że o Niemcach możemy teraz powiedzieć dwa razy źle: pierwszy i ostatni raz… Kupujemy amerykańskie Patrioty, zbroimy się – i dobrze! Żeby jednak nie musiały przemówić prawdziwe armaty, trzeba jak najszybciej uzbroić się w działa wielkiego kalibru, pancerniki i rakiety medialne. Same kutry torpedowe nie wystarczą. Skoro innym nie wychodzi nic poza seryjnym głoszeniem felietonów, może minister Antoni Macierewicz, zresztą kiedyś człowiek mediów, powinien pomyśleć także o dozbrojeniu medialnym?
Leszek Sosnowski
Cały artykuł ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika Wpis (12/2017). Więcej na https://bialykruk.pl/
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeżeli urzędnicy unijni odwołują się do prawa, to nie mają prawa czynić tego wybiórczo i w sposób preferencyjny np. w stosunku do anomalii seksualnych (choćby sami je posiadali) lub politycznych korzyści hegemona. Unia żąda od swych członków poszanowania sprawiedliwości, ale jej przedstawiciele co rusz naruszają jej zasady, tak samo jak zasady równości, wolności, demokracji, praworządności, solidarności, tolerancji. Solidarnym wg UE trzeba być, owszem, ale – z hegemonem. Tolerancyjnym – w stosunku nawet do zoofilii, na pewno nie wobec katolików itd. Czym naprawdę inspirują się atakujący nas eurokraci? Upodobaniami seksualnymi, nakazami hegemonów, korzyściami własnymi. Domagają się poszanowania państwa prawnego, słusznie, ale stawiają warunek nie do przyjęcia przez suwerenny kraj: musi to być państwo prawa ustanowionego pod dyktando eurokratów. W przeciwnym razie mamy do czynienia nie tylko z bezprawiem, ale z – faszyzmem. Ot, brukselska logika. Eurokraci w pędzie do poszanowania „praw osób należących do mniejszości” dochodzą do naprawdę groźnych koncepcji: okazuje się, że nie wolno czegokolwiek odbierać komunistom, bo to jest właśnie ta biedna, krzywdzona mniejszość. Jeden z lewaków z Europarlamentu zawyrokował oficjalnie, że trzeba wystąpić zdecydowanie przeciwko „środkom represji i aktom prześladowania politycznego ze strony władz Polski, wymierzonym przeciwko komunistom, antyfaszystom i innym demokratom”. To jest bolszewizm w czystej postaci. Przeciwko temu powinien być ostry sprzeciw państwa, najważniejszych polityków, w tym prezydenta – a nie ma czegoś takiego. Jeżeli oficjalnie honoruje się w Brukseli i Strasburgu komunizm, jeżeli manipuluje się prawem unijnym, by nas totalnie zdeprecjonować, jeżeli wyzywa się z wysokich trybun polskich patriotów od faszystów, jeżeli głosi się, że Niemcy nie muszą płacić Polsce odszkodowań wojennych, mają natomiast obowiązek bronić wolności Polaków, w razie potrzeby także przeciwko ich własnemu rządowi („Süddeutsche Zeitung”) – to odpór nasz powinien być potężny! Zwłaszcza głos prezydenta w takiej sprawie zostanie usłyszany przez miliony ludzi w zachodniej Europie, zwłaszcza katolików, którzy patrzą na Polskę z nadzieją. Z nadzieją, że przynajmniej ona nie ulegnie politycznej poprawności i multi-kulti, że stąd faktycznie wyjdzie ta iskra, o której pisała św. Siostra Faustyna.
Podważać, odwoływać się i zwalczać
Traktaty unijne zostały opatrzone w bardzo wiele gołosłowia, stwarzając tym samym mnóstwo możliwości interpretacyjnych. Po wszystkich paragrafach porozrzucane są pojęcia odwołujące się do wartości, którym brak definicji. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji prawnej jakiś eurodeputowany w Brukseli bezkarnie zrównuje komunistów z prawdziwymi demokratami, że w unijnej praktyce szanuje się wolność, ale nie chrześcijan, lecz seksualnych dewiantów itd. Skoro jednak tak jest, to dlaczego Polska – a dokładnie rzecz biorąc, stosowni urzędnicy państwowi od najwyższych poczynając – nie biorą sprawy w swoje ręce? Wolno innym interpretować według swego mniemania, wolno i nam! Niestety słabość merytoryczna, połączona z dobrze skrywanym po departamentach skumplowaniem wyższego i średniego szczebla urzędniczego z nową targowicą, czyni ministerstwa i najwyższe urzędy bezsilnymi wobec zewnętrznych i wewnętrznych antypolskich ataków. Na dodatek wszystkie błędy urzędników puszczane są płazem, nie wyciąga się żadnych nauk z poniesionych szkód. (…)
Trzeba sprawy brać we własne ręce. Nie szukać ratunku u jakichś komisji weneckich lub innych szalbierzy. Prawo unijne jest również dla nas – nie pozwalajmy, aby je nieustannie interpretowano przeciwko nam. Rząd i ministerstwa potrzebują silnej ochrony prawnej o specjalizacji europejskiej i koniecznie o patriotycznym zacięciu. Zapewne trzeba sięgnąć po posiłki z zagranicy, np. Węgrzy mają w tym względzie duże doświadczenie. Nie możemy bez końca ustawiać się w pozycji chłopca do bicia i na dodatek do tego bicia wystawiać – kobietę. Czas na europejską ofensywę Polski; jest łatwiejsza niż się pozornie wydaje albo niż przedstawiają to „państwowcy”. Enigmatyczność unijnego prawa wyraża się również w przywoływanym przez Europarlament artykule 7. Jego ust. 3 formułuje pełną dowolność kary: Rada może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów dla tego Państwa Członkowskiego, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela rządu tego Państwa Członkowskiego w Radzie. A więc nie jest wyraźnie określone ani jakiej kary można się spodziewać, ani ile tych kar będzie, czyli jakiego prawa lub jakich praw (kilku naraz) usiłuje się nas pozbawić. Takie paragrafy trzeba kwestionować, podważać, odwoływać się i zwalczać.
Należy natomiast powoływać się np. na art. 3 TUE, który stwierdza, że Unia: Szanuje swoją bogatą różnorodność kulturową i językową oraz czuwa nad ochroną i rozwojem dziedzictwa kulturowego Europy. Co, jak co, ale bogata różnorodność kulturowa Europy na pewno nie jest przez Unię przestrzegana. Dzięki presji berlińskiego hegemona różnorodność kulturowa naszego kontynentu została stłamszona różnorodnością totalnie pozaeuropejską, czego nie zaleca żaden unijny paragraf. Unijnym władcom można i trzeba także stawiać zarzuty, w tym prawne, a nie ciągle przyklękać przed brukselskimi hochsztaplerami.
Przede wszystkim trzeba mieć pełną świadomość, że Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej stwierdza jednoznacznie (art. 3/1) ograniczenia kompetencyjne UE: 1. Unia ma wyłączne kompetencje w następujących dziedzinach: a) unia celna; b) ustanawianie reguł konkurencji niezbędnych do funkcjonowania rynku wewnętrznego; c) polityka pieniężna w odniesieniu do Państw Członkowskich, których walutą jest euro; d) zachowanie morskich zasobów biologicznych w ramach wspólnej polityki rybołówstwa; e) wspólna polityka handlowa.
Wyłączność tylko w tych obszarach – i koniec, kropka. UE nie ma żadnych kompetencji w kwestii ustanawiania jak ma funkcjonować system prawny w poszczególnych krajach członkowskich, co właśnie uzurpuje sobie w stosunku do Polski. Powoływanie się w tej uzurpacji na cytowany na początku art. 2 TUE ma się nijak do rzeczywistości. W jaki to niby sposób zmiana sposobu wybierania sędziów miałaby wpłynąć na równość, demokrację, wolność czy godność osoby ludzkiej? Niechże eurokraci przemówią choć raz konkretnie. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to prawie zawsze chodzi o pieniądze. Niewykluczone, że zamierza się cofnąć Polsce jakieś unijne dotacje; były już takie szantaże. (…) * Tu znów jak bumerang wraca pytanie: kto nagłośni nasze interpretacje unijnego prawa, nasze stanowisko w kwestii reparacji, demokracji, wolności itd.? Kto nagłośni nieprzestrzeganie prawa unijnego przez samą Unię? Chyba nie niemiecki od kilku lat RMF, któremu ostatnio sam prezydent był uprzejmy dać wywiad. Kilka miesięcy po kupieniu tej stacji przez Bauera rozmawiałem z jednym z czołowych wówczas jej redaktorów. Na pytanie, jak im się wiedzie pod nowym właścicielem, odpowiedział wprost: Jest o tyle inaczej, że o Niemcach możemy teraz powiedzieć dwa razy źle: pierwszy i ostatni raz… Kupujemy amerykańskie Patrioty, zbroimy się – i dobrze! Żeby jednak nie musiały przemówić prawdziwe armaty, trzeba jak najszybciej uzbroić się w działa wielkiego kalibru, pancerniki i rakiety medialne. Same kutry torpedowe nie wystarczą. Skoro innym nie wychodzi nic poza seryjnym głoszeniem felietonów, może minister Antoni Macierewicz, zresztą kiedyś człowiek mediów, powinien pomyśleć także o dozbrojeniu medialnym?
Leszek Sosnowski
Cały artykuł ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika Wpis (12/2017). Więcej na https://bialykruk.pl/
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372907-nie-lekajcie-sie-takze-unii-europejskiej-sam-art-7-ktory-teraz-cieniem-kladzie-sie-na-polske-mozna-i-nalezy-kwestionowac?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.