Sędzia Tuleya zrobił swoje. Wchodząc na chwilę w koszulę Platformy, można by powiedzieć tak: - Tu nie ma nic przypadkowego. Decyzja Tuleyi została zgrana dokładnie z terminem rozpoczęcia zeszłorocznego puczu, rozpoczętego okupacją sali posiedzeń Sejmu. Z oczekującymi na podpis prezydenta ustawami o reformie sądownictwa. No i z okresem świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Dzięki nieprzejednanej niezawisłości sędziego Tuleyi opozycja dostała zastrzyk, który pozwoli spędzić jej ten okres w optymistycznym nastroju „jeszcze nie wszystko stracone”. W ślad za odzyskaniem dobrego samopoczucia znowu będzie można o przypomnieć o swojej politycznej potędze i zgłosić wnioski o odwołanie marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego oraz jego zastępcę prof. Stanisława Terleckiego.
Już słyszę z trybuny sejmowej uzasadnienie wniosku wygłaszane w porywającym całą Polskę przemówieniu Grzegorza Schetyny: „Nie może tak być! Nie może, żeby Salę Kolumnową zamieniać na pisowskie posiedzenie Sejmu, podczas gdy my, głodni i zziębnięci, bo Straż Marszałkowska wyłączyła ogrzewanie, protestowaliśmy przeciwko łamaniu prawa i regulaminu. A może kogoś ciekawi, na czyje polecenie Straż Marszałkowska wyłączyła ogrzewanie? Powiem. Bo nie może tak być, żeby Polacy nie wiedzieli, kto chciał doprowadzić do naszego zamarznięcia. Powiem. Nie będę tego ukrywał. To zbyt ważne. Zastanawiam się, czy nie należy też powiadomić władz w Brukseli. Centralne kaloryfery polecił zakręcić marszałek Marek Kuchciński. Już sam ten fakt dyskwalifikuje go w moich oczach. Zakładam, że także w oczach posłów wszystkich ugrupowań”.
Po odrzuceniu różnych podejrzeń o skoordynowanie decyzji sędziego Tuleyi z różnymi okolicznościami, jedna rzecz nie budzi moich wątpliwości. To, że najważniejsza kwestia została ukartowana w kierownictwie sądu okręgowego w Warszawie. Mianowicie to, że sprawę złożonego przez Platformę Obywatelską zaskarżenia na decyzję prokuratury o umorzeniu dochodzenia w sprawie ewentualnego nielegalnego uchwalenia budżetu na 2017 rok, rozpatrzy sędzia Igor Tuleya, znany ze swojego wrogiego nastawienia wobec obecnie rządzącej partii.
Ten wybór przesądził o takim a nie innym sądowym werdykcie, rzekomo w majestacie prawa. Mówię rzekomo, bo Igor Tuleya dawno utracił niezbędna cnotę sędziowską, jaką jest bezstronność. Przestał być sędzia, a stał się politykiem. Będąc mniej radykalny mógłbym powiedzieć: - sędzia z dużą domieszką zangażowania politycznego. Jego przykład pokazuje degenerację całego systemu sędziowskiego, w tym przede wszystkim serca tej struktury, jaką jest Krajowa Rada Sądownictwa. Ludzie pokroju sędziego Igora Tuleyi mogą się pojawiać i swoją postawą rzucać negatywny cień na środowisko. Między innymi dla takich przypadków została powołana KRS. Jej rola to także dbanie o standardy wykonywania zawodu sędziowskiego. A sędzia Igor Tuleya w sposób jaskrawy je naruszał.
I nie chodzi mi o same wyroki we wcześniejszych procesach, którym przewodniczył – kardiochirurga Mirosława Garlickiego, oskarżonego o korupcję i Ryszarda Boguckiego, gangstera-zabójcy, domagającego się odszkodowania za rzekomo nieludzkie warunki odbywania kary w więzieniu. Wyroki były bulwersujące i one też wyrażały jakiś rodzaj deformacji osobowości sędziego Tyleyi. Być może w tę sferę KRS trudno wkraczać.
Istota sprowadza się do tego, że sędzia Tuleya w trakcie uzasadnienia obydwu wyroków wygłaszał coś w rodzaju manifestów politycznych, w których dawał wyraz swojej niechęci do PiS. Te jego skandaliczne wystąpienia nie spotkały się z żadną reakcją KRS. Teraz już wiadomo dlaczego. Gdyż sędzia Tuleya wyrażał postawę, która jest bardzo blisko członkom KRS. Nie tylko zresztą postawę, ale co ważniejsze – poglądy polityczne, które w sądzie należy zamykać w osobistym sejfie. W gruncie rzeczy KRS swoim milczeniem zachęcała sędziego Tuleyę do politycznych manifestów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372745-sedzia-tuleya-i-wsparcie-dla-niego-kluczowa-decyzja-zapadla-w-kierownictwie-sadu-okregowego-w-warszawie