Kiedy w szeregach obozu rządzącego dochodzi do wyraźnego przetasowania, a może i resetu głębszego niż się wielu wydaje, siłą rzeczy opinii publicznej umykają nieco gry po stronie opozycyjnej. A i tam dzieje się naprawdę sporo, choć niektórzy - nieco złośliwie - nazywają to ruchami robaczkowymi. Ale warto odnotować i te zmagania, od ich wyniku bowiem zależy kształt politycznej układanki w najbliższych miesiącach, a może i latach.
W tle różnych odśrodkowych ruchów po stronie opozycyjnej pojawiają się mniej lub bardziej niedopowiedziane pretensje części wyborców. Z jednej strony to dość otwarcie wyrażane wyrzuty do Katarzyny Lubnauer, że ta - w roli nowego lidera (liderki?) Nowoczesnej - nie przyjęła propozycji Grzegorza Schetyny w sprawie powołania wspólnego prezydium PO i Nowoczesnej. Chodzi o apel szefa PO o „natychmiastowe zacieśnienie współpracy” w parlamencie i poza nim.
Tymczasem Lubnauer wykazała się, dość nieoczekiwanie, całkiem niezłym wyczuciem politycznym, słusznie odczytując propozycję Schetyny jako próbę wymuszenia na Nowoczesnej oddania kolejnego pola gry, złożenia kolejnego hołdu (po wsparciu warszawskiej kandydatury Rafała Trzaskowskiego). Liderzy partii opozycyjnych wiedzą bowiem doskonale, że ich wyborcy oczekują zjednoczenia, ścisłej współpracy, sygnału o braku podziałów. Na tych sentymentach i emocjach sprytnie, może nawet cwaniacko zagrał Schetyna, ale Lubnauer ograć się nie dała. Nie dała, mimo że nawet w jej partii były niemal otwarte głosy (Ryszard Petru), by propozycję szefa PO przyjąć.
To ciekawy sygnał wysłany przez nowe kierownictwo tej partii. Gdyby to Ryszard Petru pozostał w fotelu szefa ugrupowania, Nowoczesna zapewne zostałaby skonsumowana przez większego partnera. Schetyna nie miał, nie ma i mieć nie może litości i współczucia dla mniej doświadczonych kolegów z Nowoczesnej. Ale Lubnauer rzuciła mu rękawicę. I trudno mieć o to do niej pretensje, nawet jeśli trzyma się z całej kciuki za zjednoczenie opozycji, wspólne listy i roztopienie partii w jednym antypisowskim obozie.
Chcieli nas zjeść? No to będą mieć niestrawność choćby po jednym kęsie
— mówi mi ważny polityk Nowoczesnej.
Tak jak trudno mieć pretensje do Lubnauer, że walczy o swoje, tak nietrafione są również żale do polityków ugrupowania Kukiz‘15 o to, że nie głosują ramię w ramię z rządem Mateusza Morawieckiego i klubem Prawa i Sprawiedliwości. A takie oczekiwania pojawiają się regularnie wśród wyborców szeroko rozumianej prawicy.
Niemal każda próba wybicia się Kukiz‘15 na niepodległość jest często traktowana jako stanięcie w jednym szeregu z Platformą i Nowoczesną. Bo przecież - dopowiada się półgębkiem - Kukiz, Jakubiak, Tyszka i spółka powinni wesprzeć PiS, a nie iść razem z totalną opozycją. Co ciekawe, najbardziej ostre oceny w tej sprawie formułują politycy, którzy jeszcze całkiem niedawno deklarowali, że za K‘15 daliby się pokroić. Znamienne.
Klub Kukiz‘15 jest w ostatnim czasie obgryzany przez większość parlamentarną - bezpośrednio lub pośrednio za pomocą koła Wolni i Solidarni. Po Nowym Roku zanosi się zresztą na kolejne transfery i próby politycznych negocjacji. Można się było tego spodziewać, ale obrażanie się na Kukiza, że robi, co może, by nie dać się do końca zjeść - to obrażanie się na naturę polityki. Tym bardziej, że w badaniach zaufania Kukiz‘15 utrzymuje się na całkiem niezłym poziomie.
Sam Paweł Kukiz zbyt często daje się ponieść emocjom, podczas wystąpienia w trakcie debaty nad wotum zaufania dla Mateusza Morawieckiego załamał mu się nawet głos, a jego wypowiedzi poza kamerami i dyktafonami nie nadawałyby się do zacytowania nawet po godzinie 23:00. Brakuje mu parlamentarnego obycia, jest tak po prostu trudny do przyjęcia, nieprzewidywalny, bez realnego szerokiego programu (powtarzane jak mantra postulaty o JOW trudno nazwać sprecyzowanymi oczekiwaniami), ale w wielu przypadkach po prostu ma swoje racje.
To choćby oczekiwania polityków Kukiz‘15, by byli traktowani przez PiS jako bardziej poważni partnerzy: dobrze pokazywał to przykład próby szukania wspólnych kandydatur sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa. Ze strony partii rządzącej nie było nawet próby kontaktu z K‘15, niechby nawet nieudanych, zakończonych fiaskiem rozmów. Po prostu nie. Politycy K‘15 są sfrustrowani, że niemal każda ich poprawka do pomysłów PiS (czasem tylko korygująca w drobny sposób plany PiS) przepada. W takim klimacie - mówią nie bez racji politycy K‘15 - trudno oczekiwać, by lojalność wobec PiS stała się jakimkolwiek argumentem.
Nowoczesną i Kukiz‘15 dzieli bardzo dużo - ich liderów chyba jeszcze więcej niż same kluby i ugrupowania. Ale łączy coś przynajmniej coś jednego - nie chcą zostać zjedzeni przez swoich większych - ciągle tylko potencjalnych - partnerów, niedoszłych (jeszcze?) koalicjantów. Trudno mieć pretensje do Lubnauer, że nie chce, by jej partia została szybko okiwana i zjedzona przez tłustych misiów z Platformy. Trudno też oczekiwać, że Kukiz‘15 złoży hołd lenny Prawu i Sprawiedliwości, a sam Kukiz będzie podnosił rękę za każdą ustawą złożoną przez PiS. I wyborcy opozycji, i sympatycy koalicji rządzącej powinni to zrozumieć.
Zupełnie inną sprawą jest to, czy te wysiłki Kukiz‘15 i Nowoczesnej przyniosą realne rezultaty. Moim zdaniem szanse są na to nikłe. Katarzyna Lubnauer i Paweł Kukiz nie mają w rękach mocnych kart. Nowoczesna jest pozbawiona pieniędzy (w porównaniu do PO), silnych struktur, samorządowców - Grzegorz Schetyna doskonale wie (co kiedyś zasugerował w wywiadzie), że .N to partia medialna, istniejąca trochę jak efemeryda. Jedynym czynnikiem, który działa na ich korzyść jest aktywność, pomysłowość, siła przebicia. Ale i o to w ostatnich tygodniach było trudniej; głównie ze względu na Ryszarda Petru. Z kolei przy ruchu Pawła Kukiza po stronie wad wspomnianych przy Nowoczesnej należy dopisać brak spójności klubu parlamentarnego i nieustannie ponawiane pokusy ze strony PiS, by wydłubywać z tortu K‘15 co bardziej smaczne kąski. Bez głębszego tąpnięcia i załamania po stronie ekipy rządzącej trudno będzie Kukizowi przedstawić się jako klarowna alternatywa.
I Lubnauer, i Kukiz wybrali trudny i długi marsz, w którym nie ma żadnej gwarancji, że na jego końcu jest jakiś pozytywny finał. Trudno jednak mieć do nich pretensje, że nie wchodzą w bliską współpracę z - odpowiednio - PO i PiS, że nie dają się zjeść większym. To pretensje do karpia, że nie czeka z utęsknieniem na Boże Narodzenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372613-pretensje-do-lubnauer-i-kukiza-ze-nie-daja-sie-zjesc-wiekszym-to-pretensje-do-karpia-ze-nie-czeka-na-boze-narodzenie