Nie jest przypadkiem, że kanclerz Angela Merkel i prezydent Emmanuel Macron podczas ostatniej Rady Europejskiej (14-15 grudnia 2017 r.) ogłosili, iż wesprą Komisję Europejską, jeśli ta uruchomi przeciwko Polsce procedurę wynikającą z 7. artykułu traktatu o Unii Europejskiej. To część szerszego procesu: usuwania przeszkód na drodze przekształcania UE w twór, który ma niewiele wspólnego z kształtem unii zapisanym w traktatach. Największym i najsilniejszym przeciwnikiem planu przekształcania UE była Wielka Brytania, ale wobec brexitu w takiej roli znalazła się Polska - ze względu na swoją wielkość i potencjał. I o ile nie dało się prowadzić żadnej otwartej krucjaty przeciwko Wielkiej Brytanii, że względu na jej siłę, o tyle w wypadku Polski jest to możliwe. A sprzyja temu oskarżanie Polski o łamanie praworządności i generalnie odchodzenie od formuły państwa prawa. Można nawet twierdzić, że wszczęcie przeciwko Polsce procedury kontroli praworządności i ataki na nasz kraj w Komisji Europejskiej oraz europarlamencie (a także w takich instytucjach jak Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy oraz pracująca dla niego Komicja Wenecka) zostały zsynchronizowane z brexitem i są działaniem absolutnie celowym oraz zaplanowanym. Polska ma być zmuszona do uległości albo wykluczona z nowej unii, funkcjonującej na podstawie nowego traktatu, bo obecnie obowiązujący wyrzucenia z UE nie przewiduje, choć przewiduje sankcje.
Nowy kształt UE przygotowywany jest pokątnie i nie ma jeszcze jasnej formuły takiej zmiany, bo na razie sprzeczne są interesy Niemiec i Francji oraz w mniejszym stopniu Włoch i Hiszpanii, a także mniejszych państw członkowskich będących płatnikami netto do unijnego budżetu. Na razie przed szereg wyrwał się szef niemieckiej SPD Martin Schulz, który obwieścił plan utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Schulz, znowu najważniejszy partner Angeli Merkel w rozmowach o koalicji rządowej, 7 grudnia 2017 r. ogłosił pomysł utworzenia do 2025 r. federacji europejskiej, przygotowania nowego traktatu i wyrzucenia z UE tych wszystkich jej obecnych członków, którzy w federacji nie mogliby się znaleźć, czyli nie przyjęliby ultimatum albo nie spełniali warunków narzuconych głównie przez Niemcy i Francję. Rok 2025 pojawia się dlatego, że w 1925 r. postulat utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy znalazł się w tzw. Programie Heidelberskim niemieckich socjaldemokratów. W setną rocznicę powstałby więc europejski kołchoz, bo tym w istocie była propozycja z 1925 r.
Od federacyjnego pomysłu Martina Schulza odcięli się politycy CDU i CSU, a w sondażu „Bilda” poparło go tylko 30 proc. badanych Niemców, zaś 48 proc. było przeciw, ale balon próbny został wyniesiony. Politycy CDU i CSU uznali zapewne, że Schulz za bardzo odsłania karty, choć i oni poważnie myślą o nowym poziomie integracji. Takim, w którym Niemcy byliby formalnym hegemonem w UE, a nie tylko faktycznym, cały czas zmuszonym do gry z Francją, Włochami, Hiszpanią i mniejszymi państwami, bo traktaty nie dają im dość siły, by zmienić UE na własne kopyto. Ale po brexicie trzeba spacyfikować właściwie tylko państwa grupy wyszehradzkiej, a praktycznie tylko Polskę i Węgry. I oczywiście Polska jest tu ważniejsza, bo jest od Węgier pod każdym względem większa oraz ma znacznie większy „potencjał oporu” i dawania innym złego przykładu. Wszystko wskazuje na to, że instytucje europejskie i politycy w poszczególnych państwach nie urządzaliby tak ostrej nagonki na Polskę, gdyby nie chodziło o docelowe złamanie jej oporu przed zmianami w UE prowadzącymi docelowo do zmienienia jej w Stany Zjednoczone Europy (w wersji eurokołchozu lub klasycznej federacji) bądź w niemieckie dominium (w łagodniejszej wersji niemiecko-francuskie).
Na razie na stole są pomysły utworzenia oddzielnego budżetu strefy euro, powołania europejskiego ministra finansów lub gospodarki i finansów czy utworzenia Europejskiego Funduszu Walutowego. A na krótszą metę przygotowane są plany radykalnego przebudowania budżetu UE. Takie, gdzie dla Polski i innych biedniejszych państw radykalnie zmniejszono by środki na nadrabianie cywilizacyjnych zaległości i te pieniądze przerzucono by na cele obejmujące także płatników netto. Oznaczałoby to najpierw stworzenie Europy dwóch prędkości, a docelowo pozostawienie tylko unii pierwszej prędkości, a ci wszyscy, którzy by do niej nie wstąpili, de facto przestaliby być członkami UE. A wtedy powołanie Stanów Zjednoczonych Europy byłoby już tylko formalnością, nawet gdyby nowy twór tak się nie nazywał. W każdym razie w takiej konstrukcji przewaga Niemiec nad innymi państwami byłaby znacznie większa niż obecnie, większe byłoby też uzależnienie innych od niemieckiej gospodarki, a więc także od dominujących w Niemczech politycznych koncepcji. W gruncie rzeczy formalnością byłoby więc później przekształcenie okrojonej i sfederalizowanej UE w niemieckie dominium, którym i tak ta nowa konstrukcja by była, nawet gdyby wciąż nazywała się Unią Europejską.
Wydaje się całkiem jasne, że UE w obecnym kształcie i działającą w oparciu o traktat lizboński nie byłoby łatwo przekształcić. Co innego, gdyby spacyfikować takie państwa jak Polska lub doprowadzić do powstania unii dwóch prędkości, bo wtedy oporni znaleźliby się najpierw na marginesie, a potem poza unią. Wydaje się, że siła ataków na Polskę i determinacja, by je prowadzić wynikają z dalekosiężnego planu ewolucji UE w stronę klasycznej federacji bądź eurokołchozu. I nieprzypadkowo jako broni używa się praworządności czy idei państwa prawa. W ten sposób łatwiej jest delegitymizować Polskę i wypychać ją poza unię, bo przecież nie może być w niej państwo nie podzielające unijnych wartości (zapisanych w artykule 2 obecnego traktatu o UE). Nikt poważny w Polsce nie chce z UE występować, natomiast poza Polską jest coraz więcej sił, które chciałby nas z Unii Europejskiej wypchnąć albo zmusić do uległości wobec idei eurokołchozu albo jakiejś formy federacji, czyli pogrzebać naszą suwerenność. I o to właściwie toczy się obecnie gra. I temu służy antypolska kampania w instytucjach UE.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372199-jaki-jest-powod-atakow-na-polske-zlamanie-oporu-przed-zamiana-ue-w-eurokolchoz-lub-niemieckie-dominium