Nieżyjący już kanclerz Niemiec Helmut Schmidt powiedział kiedyś, że „kto ma wizje powinien pójść do lekarza”. Wielokulturowe społeczeństwa polityk SPD określił mianem „złudzenia intelektualistów”, nie do pogodzenia z demokracją. Ale Schmidt był realistą, czego nie można powiedzieć o większości obecnych przywódców unijnych. Sądząc po przebiegu wczorajszych rozmów na temat nielegalnej migracji na szczycie UE w Brukseli niektórych z nich wciąż nękają wizje „solidarnej Europy”, rodzaju utopijnej nirwany, gdzie narodowe interesy się nie liczą i panuje odpowiedzialność zbiorowa.
Jak inaczej wytłumaczyć, że dalej upierają się przy tym, by państwa Wyszehradu przyjęły uchodźców, choć od dawna jest jasne, że Węgry, Polska, Czechy i Słowacja wolą płacić kary finansowe za odmowę niż realizować program relokacji. Kanclerz Niemiec Angela Merkel wprawdzie pochwaliła fakt, iż państwa V4 chcą się silniej zaangażować, w tym finansowo, w ochronę zewnętrznych granic UE. Jej zdaniem to jednak „nie wystarczy”. „Potrzebujemy także wewnętrznej solidarności” - mówiła. A premier Holandii Mark Rutte nazwał postawę premiera Węgier Viktora Orbana „haniebną”. Orban po raz kolejny podkreślił w Brukseli, że Budapeszt uchodźców przyjmować nie zamierza.
Wcześniej szef Rady Europejskiej Donald Tusk zebrał cięgi za to, że zasugerował iż system relokacji według kwot był porażka. Pomijając możliwe motywacje Tuska (przymilenie się potencjalnym wyborcom w Polsce) powiedział on zwyczajnie prawdę. System relokacji był od początku pomysłem poronionym, i nie zakończył się on fiaskiem wyłącznie z powodu Węgier, Polski, Czech i Słowacji. Austria, której kanclerz Christian Kern ostro krytykował państwa V4 na szczycie, przyjęła z włoskich obozów zaledwie 17 z obiecanych 1953 uchodźców. Francja, której przywódcy lubią wygłaszać kwieciste mowy o europejskich ideałach, niewiele więcej. Nawet Niemcy przyjęły mniej uchodźców nie się zobowiązały przyjąć (8 zamiast 12,5 tys.).
Nikt w Unii nie chce imigrantów, ale nikt, poza krajami V4 nie ma odwagi tego głośno powiedzieć. Tak jak nikt nie ma odwagi powiedzieć, że problem byłby o wiele mniejszy, gdyby Komisja Europejska wcześniej zareagowała na apele o pomoc napływające z Włoch i Grecji, gdzie pierwsze łodzie z imigrantami dotarły już w 2011 roku. Bruksela dopiero rok temu podjęła efektywne działania w celu zabezpieczenia zewnętrznych granic UE. O wiele za późno. System relokacji uchodźców to utopijny plan, który poległ w zderzeniu z rzeczywistością. Także dlatego, że uchodźcy mają serdecznie w nosie, gdzie zdaniem unijnych biurokratów powinni się osiedlić. Jak tylko mają okazję uciekają tam, dokąd i tak chcieli jechać. Do Niemiec, Francji, Szwecji, Danii. Jest to fakt, którego zachodnioeuropejscy przywódcy uporczywie ignorują.
Europa, która nawet nie potrafi porozumieć się co do oceny rzeczywistości, nie zdoła rozwiązać problemu nielegalnej migracji. W każdym razie w sposób akceptowalny dla wszystkich krajów członkowskich.A reforma unijnej polityki azylowej będzie jednym z głównych tematów rozmów na europejskiej agendzie w ciągu najbliższych miesięcy. Możemy się więc spodziewać, że Berlin i Bruksela dalej będą forsować jakąś formę przesiedleń imigrantów. Dobrowolnych lub nie. Berlin będzie także szukał sposobów na to, by zmniejszyć swoja atrakcyjność dla migrantów, choćby forsując wprowadzenie jednolitych zasiłków dla azylantów w UE.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372090-utopijne-wizje-w-brukseli-ani-kanclerz-niemiec-ani-komisja-europejska-nie-chca-sie-przyznac-do-porazki-polityki-migracyjnej