Nie raz pisałem o dyktaturze relatywizmu moralnego, która jest w moim przekonaniu największym cywilizacyjnym zagrożeniem współczesności. Przestrzegał przed nią papież Benedykt XVI, który klarownie i jasno nauczał jakie są związane z nią zagrożenia. Idealnie jej istotę wyłożył włoski historyk Roberto De Mattei.
Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. (…) Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego.
Dozwolone jest wszystko. To istota dzisiejszej cywilizacji. Wieczny karnawał bez świadomości istnienie postu. Skoro zabiliśmy Boga, a szatan jest jasełkowym stworkiem, to wszystko wolno. Relatywizm moralny objawia się na wielu płaszczyznach. Nie tylko obyczajowych, ale też historycznych. Nie chodzi już nawet o relatywizowanie zbrodni niektórych ideologii. Relatywizm dotyka sfer czysto symbolicznych.
Przykładem czystego moralnego relatywizmu jest dzisiejszy komentarz w Gazecie Wyborczej. Gazety słynącej z fetyszyzacji poprawności politycznej i pielęgnującej relatywizowanie wszystkiego. Bartosz T. Wieliński w tekście o znamiennej zajawce „W marcu 1953 r. Katowice przemianowano na Stalinogród. Historia powtarza się jako farsa” pisze o decyzji zmian w Katowicach nazwy placu.
14 grudnia 2017 r. władza cichaczem zmieniła w Katowicach nazwę: plac Wilhelma Szewczyka, znanego górnośląskiego literata i działacza kulturalnego, stał się placem Marii i Lecha Kaczyńskich. To jeden z najważniejszych punktów miasta.
— czytamy w komentarzu. Wieliński pisząc o decyzji wojewody śląskiego Jarosława Wieczorka, która wynika z ustawy o likwidacji symboli komunistycznych w przestrzeni publicznej, krytykuje nie tylko styl zmiany nazwy placu. Katowiccy radni nie usunęli jego nazwiska z planu miasta, wojewoda wydał za nich tzw. zarządzenie zastępcze, co spowodowało zmianę nazwy placu. Zdaniem publicysty GW Wilhelm Szewczyk nie miał „czarno-białego” życiorysu. Choć był to działacz ONR, potem żołnierz Wehrmachtu i poseł na Sejm z ramienia PZRP, to:
był przecież jednym z najważniejszych polskojęzycznych górnośląskich pisarzy, a większości jego dzieł nie da się przykleić łatki „komunistycznej propagandy”. Jego zasługi dla życia kulturalnego w regionie są nie do przecenienia.
Cóż, jeżeli środowisko GW nie protestowało przeciwko pochówkowi państwowemu dyktatora Jaruzelskiego, to nie spodziewam się jednoznacznego potępienia Szewczyka. Choć to dosyć dziwne, bo nawet Wikipedia przytacza antysemickie zacięcie poety przed wojną. W tej popularnej internetowej encyklopedii czytamy też był on w 1953 wśród grona 53 członków krakowskiego Związku Literatów Polskich, którzy poparli komunistyczne represje wobec duchowieństwa katolickiego w Polsce. Wspierał działania propagandy komunistycznej w trakcie głośnego procesu księży kurii krakowskiej. Potępiał też Armię Krajową.
Zdaniem publicysty Wyborczej nie można mu przykleić „łatki propagandzisty”. Mimo tego, że pracował w Wydziale Informacji i Propagandy Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach.
Co takiego dla Górnego Śląska uczynił zaś Lech Kaczyński, że jego imię ma nosić jeden z najważniejszych placów w stolicy województwa?
pyta dalej publicysta Wyborczej. No właśnie co? W czym lepszy jest śp. Lech Kaczyński, prezydent wolnej Polski, działacz opozycji antykomunistycznej od czerwonego poety, komunistycznego propagandysty, który żołnierza AK nazywał: „wrogiem w cywilu, który popełnił najohydniejsze zbrodnie na działaczach komunistycznych”? Odpowiedzcie sobie państwo sami.
Oczywiście Wieliński kładzie środek ciężkości tekstu nie na przeszłość patrona katowickiego placu, ale na problem rzekomego narzucania samorządom czczenia Lecha Kaczyńskiego. Niemniej jednak z jego tekstu przebija coś bardziej znamiennego. **Oto okazuje się, że można ze sobą zestawić decyzję komunistów o nazwaniu imieniem komunisty placu, z decyzją obecnych władz o likwidacji komunistycznego symbolu. Nie ważny jest kontekst decyzji, ani moralna racja za nią przemawiająca. Dlaczego można postawić między tymi działaniami znak równości? To proste.
Nie ma dobra i zła. Nie ma prawdy i kłamstwa. Wszystko jest relatywne. Wszystko jest uzależnione od osądu. Nie można mówić, że komunistyczny poeta robił złe rzeczy i nie zasługuje na plac swojego imienia. Dlaczego nie można? No bo „czym jest prawda?”. Pewien relatywista, mający najważniejszą w dziejach ludzkości krew na rękach zadał to pytanie. W czasach dyktatury moralnego relatywizmu jest ona szczególnie aktualne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/372023-chcecie-zobaczyc-czym-jest-dyktatura-relatywizmu-moralnego-w-praktyce-przeczytajcie-pewien-komentarz-w-gw