Nowy premier może pytać: „Ale o co chodzi? Co to za problem? Dlaczego musimy się zajmować sprawami tak dziwacznie zdefiniowanymi i ujmowanymi?”.
Choć nie ma pewności, że to będzie skuteczne, widać pomysł Prawa i Sprawiedliwości na wrogą wobec Polski politykę instytucji Unii Europejskiej, sporej części eurokratów oraz nieprzychylnych Polsce polityków w krajach członkowskich. Ten pomysł wiąże się oczywiście z premierem Mateuszem Morawieckim. I polega najogólniej na kwestiach językowych. Nie chodzi oczywiście o znajomość języków obcych, lecz o sposób dyskutowania o polskich i europejskich problemach. Można się po prostu spodziewać, że w rozmowach z czołowymi eurokratami oraz szefami rządów premier Mateusz Morawiecki będzie pytał: „Ale o co chodzi? Co to jest za problem? Dlaczego musimy się zajmować sprawami tak dziwacznie zdefiniowanymi i ujmowanymi?”. Chodzi o przeniesienie dyskusji na poziom nie zostawiający pola do ideologicznej, aksjologicznej czy moralnej krucjaty, co politycy uwielbiają, a eurokraci w szczególności. Uwielbiają aksjologicznie i etycznie skrzywioną mowę-trawę, w której bardzo łatwo jest stygmatyzować rozmówcę. Zasadniczym błędem polityków jest odpowiadanie tym samym językiem, tylko odwołując się do innych wartości bądź kwestii aksjologicznych czy moralnych o przeciwnym znaku. Wtedy przyjmuje się bowiem narzucony przez rozmówcę system pojęć oraz generalnie jego aksjologię. Odmowa uczestniczenia w tak ustawionej dyskusji i narzucenie własnego systemu pojęciowego jest najlepszym sposobem na uniemożliwienie rozmówcy ustawienia nas w roli chłopca do bicia. A tak ustawia się polityków z naszej części Europy, szczególnie polskich i węgierskich.
Premier Mateusz Morawiecki jest zaprawiony w używaniu technokratycznego języka świata finansów, zostawiającego mało miejsca dla aksjologicznych i etycznych „wycieczek”. Najogólniej można ten język nazwać funkcjonalnym. Taki język zmusza rozmówcę do zajmowania się konkretami, nie pozwala na ucieczkę w sferę wartościowania i łatwego oceniania, nie pozwala poczuć się wygranym, a przez to nie zachęca do łatwych ocen w przyszłości, dla szerszej publiczności, a przynajmniej je ogranicza. Ponieważ, jak sądzę, 99 proc. ataków na Polskę bazuje na skrajnym zideologizowaniu przekazu i jego wyraźnym aksjologicznym nacechowaniu, przeniesienie dialogu na poziom funkcjonalny wytrąci atakującym większość argumentów. Choć oczywiście nie powinniśmy się łudzić, że motywowane ideologicznie, aksjologicznie i etycznie ataki znikną. Łatwo mogę sobie wyobrazić rozmowę Mateusza Morawieckiego z Emmanuelem Macronem czy Fransem Timmermansem, gdy pyta on: „Ale o chodzi?”. Można sobie nawet wyobrazić stwierdzenie: „Ale ja nic z tego nie rozumiem. Moglibyśmy porozmawiać o faktach i konkretach?”.
W instytucjach UE oraz w wielu państwach członkowskich rządzą obecnie politycy, którzy na funkcjonalnym poziomie nie potrafią rozmawiać. Ich wypowiedzi to albo kazania albo ideologiczne deklaracje. Odmowa dyskutowania na tym poziomie, odmowa wpisywania się w dominujący system pojęciowy i jedynie słuszną aksjologię może być swego rodzaju rewolucją i skutecznym sposobem przeniesienia debaty na poziom uniemożliwiający stygmatyzowanie czy ustawianie w roli chłopca do bicia. Nie ma oczywiście żadnej pewności, że premier Mateusz Morawiecki będzie tak postępował, ale jeśli decyzja o jego awansie miała przede wszystkim na celu zmianę naszych relacji w UE, to zastosowanie funkcjonalnego języka byłoby oczywistym dopełnieniem tej zmiany. Tym bardziej że dla Mateusza Morawieckiego byłoby to niejako naturalne. A dla jego partnerów w UE stanowiłoby nie lada problem, przynajmniej podczas spotkań dwustronnych czy posiedzeń różnych unijnych ciał zbiorowych.
Nie tylko w polityce, ale np. w nauce czy kulturze zastosowany język ułatwia albo radykalnie utrudnia „naskakiwanie” na rozmówcę czy generalnie partnera. To „naskakiwanie” bardzo utrudnia język wyzbyty ideologicznego podtekstu, bardzo słabo zorientowany aksjologicznie i precyzyjny semantycznie. Wiele osób ma na przykład „naukowe” przemyślenia, które z nauką nie mają nic wspólnego, a tylko opierają się na luźnej narracji podpierającej się naukowymi badaniami, choć bardzo ogólnikowo i nieprecyzyjnie. Rozmówcę, który jest naukowym amatorem albo naukowca niewprawnego w dyskusjach tego typu pseudonaukowe argumenty mogą peszyć albo hamować przed ich podważeniem czy otwartym wyśmianiem, choć w istocie są pustym ideologicznym bełkotem upozowanym na naukowość. Niestety wielu przedstawicieli tzw. nauk społecznych i humanistycznych ów pseudonaukowy bełkot uprawia wewnątrz tego, co powinno być ściśle naukowym dyskursem. I oni są przykładem do amatorów, wykorzystujących pseudonaukowy sztafaż w jeszcze bardziej kuriozalny sposób. Gdy jednak z kimś takim rozmawiać bardzo precyzyjnie, jeśli chodzi o aparat pojęciowy i kwestie semantyczne, jego pewność siebie, arogancja i napuszenie pryskają jak bańka mydlana. Albo wywołują agresję, ale to już zupełnie inne zagadnienie.
Mateusz Morawiecki mógłby wykorzystać to, że zdecydowania większość współczesnych polityków Zachodu posługuje się skrajnie zideologizowanym oraz nacechowanym aksjologicznie i etycznie językiem, i starać się przekłuć balon dający im poczucie pewności siebie, a często także poczucie przewagi. Sprowadzenie rozmówców na ziemię i do konkretu, odmowa debatowania na niemerytorycznym i zakłamanym semantycznie poziomie może się okazać zimnym prysznicem. Zasadniczo nastawienia do Polski i rządu PiS zapewne to nie zmieni, ale jednak utrudni ataki na Polskę, utrudni łatwe stygmatyzowanie nas i stawianie do kąta pod byle pretekstem. I utrudni działania krajowym donosicielom, których przekaz do i w instytucjach UE bazuje na skrajnym zideologizowaniu języka. Warto, by Mateusz Morawiecki przynajmniej spróbował. A jeśli jest to zgodne z celami zmiany na stanowisku premiera, to tym łatwiej będzie mu ten pomysł realizować.
-
Pomysł na prezent? Dobra książka!
Polecamy „wSklepiku.pl”: „Pilnujmy Polski” - Jacek Karnowski, Michał Karnowski.
Odważny wywiad z braćmi Karnowskimi – znanymi dziennikarzami i publicystami – o ich korzeniach, życiowych wyborach i wartościach oraz burzliwych kulisach polityki w Polsce w latach 2010-2015.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371845-morawiecki-moze-zaszachowac-macrona-junckera-tuska-czy-timmermansa-na-poziomie-jezyka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.