Linię polityczną TVN uważam (ja, subiektywnie) za szkodliwą dla Polski. Ale próba przeniesienia tej oceny na grunt prawa i ukarania owej telewizji za sposób, w jaki relacjonowała grudniowy kryzys 2016 roku, może zaowocować skutkami, groźnymi dla polskiej demokracji.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (ciało niegdyś możne, a dziś już nieco zapomniane; frustracje związane z tą degradacją odegrały tu zapewne swoją rolę, bo wymierzenia grzywny TVNowi można zinterpretować jako próbę wyjścia z cienia; prawdopodobieństwo że działanie KRRiT było spontaniczne zwiększa też fakt, iż chyba każdy z rządzących zawahałby się przed perspektywą uderzenia w amerykańską firmę – a u naszych strategicznych sojuszników tak interpretuje się takie sytuacje) nie poinformowała, jakie konkretnie programy stacji czy zachowania jej dziennikarzy uznała za sprzeczne z prawem. Można jednak uznać w ciemno, że redaktorzy i reporterzy tej telewizji istotnie przejawiali entuzjazm wobec odbywających się pod Sejmem protestów i dawali wyraz nadziei, że doprowadzą one do obalenia rządów PiS.
Tylko co z tego?
Społeczeństwo jest podzielone politycznie, media mają prawo odzwierciedlać te podziały. Co więcej, to prawo mediów jest źrenicą wolności. Próba ograniczenia go oznaczałaby już autentyczne – a nie sztucznie kreowane przez czy to politycznych manipulatorów, czy to histeryków – zagrożenie dla demokracji.
Zaś Krajowa Rada uczyniła krok w tym kierunku. Krok teoretycznie niewielki (sama KRRiT podkreśla nieduży w porównaniu z budżetem ukaranej stacji wymiar kary; nb.fakt iż Rada uznała za stosowne zawrzeć w swoim komunikacie informację, iż przecież mogła nałożyć grzywnę stukrotnie większą, a tego nie zrobiła dowodzi, iż członkowie tego ciała sami czują, iż zdecydowali się na krok wybitnie kontrowersyjny). Politycznie jednak – ogromny, bo przekraczający granice, których dotąd nie przekraczano.
Rada powołuje się na ustawowy zapis, umożliwiający penalizację „propagowania działań sprzecznych z prawem i sprzyjanie zachowaniom zagrażającym bezpieczeństwu”. Analogiczne, ogólnikowe zapisy istniały w dotyczącym mediów polskim prawie przez dekady, i żadnemu rządowi (w tym Platformy Obywatelskiej) nie przyszło do głowy zrobić z nich takiego użytku, jaki obecnie robi KRRiT (kilka lat temu Rada próbowała nałożyć karę na TV Trwam za sposób relacjonowania podpalenia tęczy na warszawskim Placu Zbawiciela, ale jej wymiar – 50 tysięcy złotych – był ewidentnie symboliczny). Czy np.sposób, w jaki rozmaite wydarzenia uliczne relacjonowała TVRepublika istotnie zawsze był wychłodzony, nieemocjonalny? I nigdy nie można było wyczuć, jakiego obrotu spraw życzą sobie reporterzy i redaktorzy? Śmiem wątpić.
Takie ogólnikowe zapisy są generalnie niebezpieczne. Z reguły konstruowane są bowiem w sytuacji, w której ustawodawca uważa, iż zawsze wśród większości społeczeństwa, a przede wszystkim wśród członków klasy rządzącej będzie istnieć konsensus, pozwalający na podjęcie akceptowalnej przez całą czy niemal całą tę klasę decyzji o uznaniu jakiegoś rodzaju ekstremizmu za łamiący tak generalnie sformułowaną zasadę. Ustawodawca ewidentnie nie przewidział, iż może zaistnieć sytuacja, w której nie będzie żadnej szansy na powszechną zgodę co do oceny, czy jakieś działanie mediów spełnia, czy nie spełnia kryteriów ustawowego zapisu. Ani też, że można traktować taki zapis rozszerzająco.
W sytuacji, w której takiej zgody nie ma, jedynym – sądzę – kryterium, pozwalającym na ingerencję władzy państwowej w działania mediów, może być ciągłe wprowadzanie odbiorców w błąd, poprzez kłamanie co do sprawdzalnych faktów. I to, powtórzmy, nie jednorazowe, tylko ciągłe.
W narracji prawicowych publicystów, krytycznych wobec niektórych aspektów władzy PiS często pojawia się argument dawania przeciwnikowi broni do ręki („jak my ich teraz w ten sposób, to przecież kiedyś, gdy wygrają, oni nas tak samo, więc lepiej teraz się powstrzymać przed przekraczaniem rozmaitych granic”). Tak pisze m.in. Łukasz Adamski
CZYTAJ WIĘCEJ: Nie rozumiem radości z kary na TVN24. Ta sama interpretacja przepisów pozwoli karać prawicowe media
Podzielam jego pogląd. Ale jest to argumentacja niepełna – ci, którym owo przekraczanie granic, by dopiec znienawidzonym elitom IIIRP się podoba uważają bowiem, że obecna opozycja władzy nie zdobędzie, więc ostrzeżenia na temat tego, co stanie się potem, są po prostu nie na temat.
Ja powiem inaczej: gdyby nawet uznać że PiS istotnie zdobył tajemną wiedzę, pozwalającą mu na bezpośredni kontakt z duszą Polaków, i dlatego przez kilka dekad władzy nie straci, to zwłaszcza, to przede wszystkim wtedy obecne przekraczanie granic byłoby niebezpieczne i nieakceptowalne. Bo złe emocje i złe skłonności nie są niestety właściwe tylko złym ludziom (jeśli teoretycznie dla potrzeb tej dyskusji uznać ludzi dawnej władzy, a obecnej opozycji, in corpore za osoby złe, czy wręcz złowrogie). Nie, zło kusi wszystkich. W tym i tych, którzy generalnie znajdują się po tej lepszej stronie barykady, lepiej widzą świat, bardziej kochają Polskę, a nawet są częściej niż ich przeciwnicy są uczciwymi ludźmi. Z tego wszystkiego naprawdę niewiele wynika, jeśli nie ma barier, powstrzymujących przed czynieniem zła. A jeśli jakaś partia, nawet złożona z aniołów, zyska przekonanie iż nic jej nie zagraża, i może wszystko…
To wtedy anioły mogą posunąć się naprawdę bardzo daleko. I wolność może być naprawdę zagrożona. Tak jest, przez anioły.
Dlatego lepiej nie przekraczać kolejnych barier.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371588-nawet-anioly-moga-zagrozic-wolnosci-lepiej-nie-przekraczac-barier