Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej nie tylko złożył gratulacje premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, choć wcześniej nie składał prezydentowi Andrzejowi Dudzie i premier Beacie Szydło. Tusk w tekście życzeń napisał nawet o „działaniu na rzecz silnej pozycji Polski w Unii Europejskiej”.
Przy takiej okazji przypomina się słynna scena z filmu Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”, gdy ulicą idzie warszawska rodzina (ojcem jest niezapomniany Zdzisław Maklakiewicz) i nagle spotyka gadającą świnię. Ojciec wyjaśnia kilkuletniemu synowi, zdziwionemu widokiem niezwykłego zwierzaka: - Widzisz synku, w noc świętojańską kwitnie kwiat paproci, który normalnie nie kwitnie, gdyż ma zarodniki. Gadają ludzkim głosem krowy, konie i świnie. - To chyba tylko w Wigilię – mówi dzieciak z niedowierzaniem. – W Wigilię? To te wierzące! - odpowiada ojciec. Przytaczam ten dialog z filmu Barei, bowiem choć do Wigilii jest całkiem blisko, ale jednak jeszcze trochę, zaś noc świętojańska była kilka miesięcy temu, Donald Tusk przemówił ludzkim głosem. Problemem jest to, że wszyscy pamiętamy inny film Stanisława Barei – „Misia”, gdzie sprzątaczka pracująca w klubie sportowym Tęcza (grana przez Hannę Skarżankę) mówi o prezesie Ryszardzie Ochódzkim: „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział!”
Donald Tusk przemawia ludzkim głosem, czyli wymawia słowa „Polska”, „Polacy” nie w kontekście karania, napiętnowania czy upominania tylko wtedy, gdy ma w tym interes. Od czasu przeniesienia do Brukseli (urząd objął 1 grudnia 2014 r.) były polski premier Polskę traktuje jak obcy kraj, i to taki bardziej obcy od innych państw członkowskich. A bez negatywnych określeń i emocji wypowiada się o Polsce wyłącznie po to, żeby sugerować, iż on jeszcze do Polski wróci, odbierze władzę Prawu i Sprawiedliwości oraz wyeliminuje z polskiej polityki Jarosława Kaczyńskiego. W ogromnej większości jest to tylko prężenie muskułów, żeby wzmocnić ducha opozycyjnego elektoratu, postraszyć wyborców PiS oraz zdenerwować odwiecznego rywala Grzegorza Schetynę. Tusk może by i chciał wrócić do polskiej polityki, ale tylko pod warunkiem stuprocentowej pewności sukcesu. Tej jednak nikt nie może mu zagwarantować, więc prężąc muskuły jednocześnie panicznie boi się porażki. W efekcie tylko straszy i podtrzymuje upadającego ducha wyborców Platformy Obywatelskiej.
Tusk zdecydował się przemówić ludzkim głosem do premiera Mateusza Morawieckiego, choć nie dzieje się to w noc świętojańską, gdyż chce zademonstrować, że wciąż coś może i potrafi. Przede wszystkim, że może mieszać w polskiej polityce. Spotka się z Mateuszem Morawieckim, żeby potem mainstreamowe media dowodziły, iż ma na polskiego premiera jakiś wpływ, że może go w jakimś sensie „przerobić”, czy sformatować w duchu oczekiwań eurokratów. Oczywiście takie rachuby nie mają najmniejszych podstaw, ale nie o to chodzi, lecz o mieszanie i wzbudzanie podejrzeń. Jeśli można wywołać narrację o tym, że da się kogoś z kimś skonfliktować, wzbudzić jakieś negatywne skojarzenia czy wątpliwości, Donald Tusk jest pierwszy. Także, a może przede wszystkim z pozycji przewodniczącego Rady Europejskiej: absolutnie stronniczego i Polsce rządzonej przez PiS nieprzychylnego w swoich wypowiedziach oraz decyzjach, co w dziejach UE jest absolutnym ewenementem. Jeśli więc Tusk wysyła jakiś inny, niestronniczy sygnał, można oczekiwać wszystkiego najgorszego, a przynajmniej jakiegoś podstępu. W każdym razie tego wszystkich nauczył, że inaczej zachowywać się nie potrafi.
Premier Morawiecki nie jest w ciemię bity i gierki Donalda Tuska powinien doskonale czytać, ale przecież jako szef polskiego rządu spotyka się także z szefem Rady Europejskiej i wcale nie musi demonstrować tego, co o Tusku wie i czego się może po nim spodziewać. Oczywiście byłoby dobrze, żeby przewodniczący Rady Europejskiej porzucił swoją misję szkodzenia Polsce pod rządami PiS, ale to mało prawdopodobne. Trzeba się więc z nim spotykać i układać, ale całkowicie „na zimno”, wykorzystując realne narzędzia, jakie ma kraj wielkości i potencjału Polski. I tak na pewno będzie, skoro polska polityka jest od listopada 2015 r. zdecydowanie podmiotowa i nie zamierza być inna. Donald Tusk będzie oczywiście urządzał przedstawienia, także w związku ze spotkaniami z premierem Mateuszem Morawieckim, żeby pokazać, iż ma moc oraz możliwości. Żeby na tej podstawie dodawać ducha wyborcom opozycji i siać zwątpienie w elektoracie PiS. I podtrzymywać mit zbawcy, który w stosownym momencie przybędzie na białym koniu do Warszawy. Ale ta strategia Tuska może nie wypalić. Nie bierze on bowiem pod uwagę, że Mateusz Morawiecki może się od niego okazać sprytniejszy i to on wykorzysta Tuska do swoich celów, czyli zmiany stronniczego i negatywnego nastawienia większości eurokratów do Polski rządzonej przez PiS. Tusk jest tak przekonany do swojej wielkości i sprytu, że może nawet nie zauważyć, iż tym razem ktoś wykorzysta jego negatywne emocje w dobrej sprawie. W każdym razie istnieje taka szansa. Bo mimo różnych zastrzeżeń do Brukseli i nieczystych posunięć unijnych instytucji wobec Polski, trzeba prowadzić z nimi negocjacje i różne piętrowe gry, biorąc także pod uwagę, iż Tusk polskich interesów w Brukseli nie reprezentuje
Donald Tusk jest przyzwyczajony do tego, że jak w filmie Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” wszystko jest ustawką. Tam w pewnym momencie prowadzący imprezę zapowiadacz- wodzirej chce jednej z weteranek pracy zrobić przyjemność, więc podchodzi do niej z mikrofonem. - Każdy w życiu ma jakieś marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli, coś, co lubi, co chciałby jeszcze raz zobaczyć, usłyszeć… Pani Walentyna Wnuk jest salową od wielu, wielu lat. Co pani chciałaby najbardziej usłyszeć? – pyta. I pani Walentyna mówi to, co jej wcześniej napisano: - Piosenkę pana Kor… Koracza ‘O zdrowiu’ bym chciała najbardziej usłyszeć”. Prowadzący jest rozanielony: - Tak się szczęśliwie składa, że mamy Pana Koracza na sali!”. I pan Koracz śpiewa na życzenie pani Walentyny. Donald Tusk liczy zapewne na wkręcenie w ustawkę nowego polskiego premiera Mateusza Morawieckiego. Ale może się okazać, że to on zostanie wkręcony. Bo przecież Mateusz Morawiecki nie z takimi jak Tusk radził sobie w czasach podziemnej działalności. I oby tak właśnie było, bo wprawdzie funkcja Tuska jest ważna tylko formalnie, ale ma on duże możliwości realnego szkodzenia Polsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371424-ilekroc-tusk-zaczyna-mowic-ludzkim-glosem-zwykle-cos-knuje-teraz-przemowil-do-premiera-morawieckiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.