„Jaja, które lecą, nikogo nie zabiją, nikomu krzywdy nie zrobią” - tłumaczył Władysław Frasyniuk atak „obywateli” na rządowe limuzyny po desygnowaniu Mateusza Morawieckiego na premiera. Co więcej, ten były opozycjonista w czasach PRL skwitował na użytek TVN24:
„System popycha nas do tego, żeby rzeczywiście to nie jajka, ale za chwile poleciały kamienie…”
Pomijam to, że gdyby coś takiego zdarzyło się np. w USA, atakujący leżeliby już w kostnicach, bo zadaniem ochroniarzy nie jest analiza, kto czym rzuca, jajkiem czy granatem… Pominę też i to, że sam Frasyniuk, przekraczający granice zagwarantowanych mu swobód obywatelskich, byłby w państwach prawa dawno pociągnięty do odpowiedzialności za podżeganie do nienawiści i zakłócanie porządku publicznego. Rzecz w tym, że Frasyniuków mamy, niestety, wielu. Nie chodzi bynajmniej o tego aktywnego dziś na ulicy „przedsiębiorcę transportowego”, lecz o tzw. klasę polityczną, a dokładniej reprezentantów totalnej opozycji w sejmowych ławach.
„Prostaki, hołota, paranoicy, durnie, ćwoki, kanalie, chamy, dziady, szkodnicy, plugawcy, ścierwojady, nikczemni obłudnicy, świńskie ryje, karły moralne, katolickie cioty, załgani hipokryci, zera…”,
pisałem w jednym z moich komentarzy wPolityce.pl kilka lat temu o tym, jak charakteryzowali ówczesną opozycję, partię Prawa i Sprawiedliwości i nadal charakteryzują czołowi politycy Platformy z nazwy Obywatelskiej - wszystkie te epitety zaczerpnąłem z ich wokabularza. Nie będę wymieniał imiennie, kto komu nawtykał, robiłem to już wiele razy. Krytyka takich zachowań do dziś rozbija się o ścianę. Zamiast rzeczowych dyskusji i rozwiązywania różnorakich problemów kraju, z szeregów PO, zapchniętej przez wyborców do ław opozycji, nadal dominuje jazgot, jej politcelebryci biegają od studia do studia i nieprzerwanie sączą swój jad nienawiści. Nie przyjdzie do prymitywnych głów, że odzierają przy tym samych siebie i całą klasę polityczną z resztek szacunku i autorytetu, jeśli w ogóle go jeszcze mają. Potrafią przekształcić w małpi gaj nawet uroczyste posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, jak podczas niedawnego przemówienia prezydenta RP, inaugurującego obchody stulecia odzyskania niepodległości przez nasz kraj.
Po stronie niezbędnej w demokratycznym państwie, konstruktywnej opozycji panoszy się głupota, arogancja, pospolite chamstwo i całkowity brak odpowiedzialności za słowa i czyny. Oto dumna z siebie nowicjuszka-posłanka-abderytka Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej, znana z wiecowego skandowania: „Dość dyktatury kobiet…!”, przyszła do studia telewizyjnego w koszulce z nadrukiem „Jarosław Kaczyński jest tchórzem”. O obrzuceniu jajami rządowych limuzyn przez grupkę zaślepionych obrońców tego, żeby było tak jak było, miała tyle do powiedzenia, że prezes Prawa i Sprawiedliwości „nie bierze odpowiedzialności za demolkę, którą robi…, nie ma na to mojej zgody”.
Ta niezdolna do krytycznej samooceny Scheuring-Wielgus dostała się do parlamentu w 2015r. Wcześniej dała się na tyle poznać mieszkańcom rodzinnego Torunia, że ci gremialnie odrzucili jej kandydaturę na prezydenta tego miasta. Ale kilkanaście tysięcy głosów starczyło do uzyskania przez nią poselskiego mandatu w Sejmie i mniemania, że jest… „reprezentantką norodu”. Już tylko ten przykład wskazuje, że nasza ordynacja wyborcza wymaga rekonstrukcji.
Na parady intelektualnych pustaków w świecie polityki nie można machać ręką na zasadzie: nie moje małpy nie mój cyrk, bo i małpy i cyrk są nasze. Są to fabrykanci nienawiści, którzy od lat bazowali i nadal bazują na skłócaniu polskiego społeczeństwa. Najstarsi, zaprawieni w tym boju uprawiają swą paskudną dyskredytację przeciwników politycznych od czasów nocnego zamachu premiera Jana Olszewskiego. I dziś za autorytety mają uchodzić prymitywy z gębami pełnymi frazesów o demokracji, nadużywający swobód obywatelskich, gwałcący podstawowe reguły jej funkcjonowania, ci, którzy chcieliby doprowadzić do „wyskakiwania z okien” przedstawicieli władz wyłonionych w wolnych wyborach, wzywający do urządzenia Majdanu w Warszawie, a - mówiąc wprost - do rozlewu krwi… Od płatnego współpracownika komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, później, o zgrozo!, prezydenta Lecha Wałęsy, po awansowanego do roli „politologa/komentatora” w polskojęzycznym tygodniku zagranicznego wydawcy, legitymującego się świadectwem szkoły podstawowej Zbigniewa Hołdysa, że wspomnę jego wywody dla miesięcznika „Press”, gdy nazwał Jarosława Kaczyńskiego „ponurym chu…”, co redakcja opublikowała in extenso.
Czy tak ma wyglądać elita naszego społeczeństwa? Mniejsza z kreowanymi przez totalną opozycję, zinstrumentalizowanymi, hołdysopodobnymi, i awansowanymi do roli trybunów ludu, jak np. przekręciarz, bezwstydny nierób Mateusz Kijowski - to tylko pionki na szachownicy PO czy jej Nowoczesnej mutantki, nastawionych na obstrukcję i destabilizację państwa. Żeby było jasne, dla odzyskania władzy, którą stracili w rezultacie niezliczonych skandali i afer z ich udziałem, z wyprzedażą interesów własnego kraju włącznie. Czy rzeczywiście ci główni odpowiedzialni za upadek kultury politycznej w naszym kraju to wypadkowa polskiego społeczeństwa?
Nie sądzę. To raczej społeczeństwo po części uległo wieloletniej kampanii zakłamanego prania mózgów przez obecną opozycję. Ta broń zdaje się już nieskuteczna, o czym świadczy sondażowa niechęć większości Polek i Polaków odnośnie do powrotu na naszą scenę polityczną pierwszego animatora tej kampanii, dziś gastarbeitera w Brukseli Donalda Tuska. Nie ma na świecie kraju wolnego od politycznych abnegatów, problem zaczyna się wtedy, gdy zdołają awansować i usadowić się na wyższych piętrach polityki. Następca Tuska, szef PO Grzegorz Schetyna zapowiada „eskalację” antyrządowej destrukcji. Nie chodzi tylko o tę postać – byłego wicepremiera, szefa MSW, MSZ i eksmarszałka Sejmu, teraz premiera w kabaretowym gabinecie cieni swej partii. Przykra prawda jest taka, że winę za zaśmiecanie błyszczących posadzek parlamentu przy ul. Wiejskiej słomą z poselskich butów ponoszą w gruncie rzeczy wyborcy, którzy takich reprezentantów sobie wybierają.
Jest to jednak sprzężenie zwrotne, jedna parszywa owca może zatruć życie całej owczarni. Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił w swym wczorajszym wystąpieniu przed Pałacem Prezydenckim o konieczności przeciwstawienia się postępującej degrengoladzie w naszej politycznej codzienności. Jak zaapelował:
„Chodzi o przywrócenie przyzwoitości, normalności!”.
To jedno z najważniejszych obecnie zadań - podkreślił. Z tym wszakże suplementem, czego nie powiedział, że walka o powrót do normalności, o przywrócenie słowom etyka i moralność ich znaczeniowej wartości, musi również objąć uczestników dialogu politycznego w samym Sejmie, którzy - jeśli nie chcą dostosować się do parlamentarnych zasad - powinni zostać przymuszeni do godnego zachowania. Nie chodzi o różnicę poglądów w merytorycznym dyskursie, ta może być konstruktywna i jest wręcz pożądana, lecz o wyegzekwowanie przestrzegania kultury prowadzenia polemiki i poselskiej dyscypliny.
Z zażenowaniem można było obserwować bezradne upominanie przez marszałka Sejmu kilkudziesięciu posłów opozycji, którzy podczas piątkowej debaty nad reformą sądownictwa wykorzystywali mównicę do chamskich ataków na partię rządzącą i jej poszczególnych przedstawicieli. Dla wyrugowania tego zjawiska w naszym parlamencie niezbędne jest uchwalenie nowego, wewnętrznego kodeksu, w którym będą przewidziane bardziej dotkliwe kary, tak za grubiańskie zachowania jak i za wykorzystywanie czasu na „zadawanie pytań” do pełnych inwektyw i impertynencji wystąpień, nie mających nic wspólnego z przedmiotem obrad.
A to już jest zadanie dla dysponującego parlamentarną większością Prawa i Sprawiedliwości. I to zadanie równie pilne. Brak zdecydowanej reakcji prowadzi do bardzo niebezpiecznej radykalizacji podjudzanej przez „totalsów”, nawet jeśli tylko marginalnej części społeczeństwa, zdolnej nie tylko do rzucania jajami…
-
Zrób bliskim prezent na święta!
Zamów roczną prenumeratę tygodnika „Sieci” i miesięcznika „wSieci Historii” - teraz aż 40% taniej!
Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371301-nasze-malpy-nasz-cyrk-sejm-potrzebuje-nowego-kodeksu-z-surowymi-karami-za-nieparlamentarne-zachowania-poslow