Dzisiaj opozycja prowadzi absolutnie destrukcyjną politykę, nacechowaną agresją w stosunku do przeciwników politycznych. Może warto odwrócić sytuację i rozważyć postulat delegalizacji? Tym bardziej, że teraz są już konkrety. Warto się przyjrzeć niektórym organizacjom, których celem jest dokonanie w Polsce przewrotu, wzniecenie niepokojów społecznych. Trzeba byłoby się zastanowić, czy te najbardziej destrukcyjne grupy nie powinny podlegać jakiejś specjalnej kontroli, zakończonej wnioskiem do sądu o delegalizację ich istnienia
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Wojciech Reszczyński, publicysta, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Ostatnie dni to olbrzymi wzrost agresji w polskiej polityce. Demonstracja Obywateli RP, a podczas niej obelgi rzucane w stronę dziennikarki TVP, obrzucanie jajami samochodów kolumny rządowej. Wołanie, że powinna polać się krew (PiS-owska oczywiście).Czy taka brutalizacja polityki, to jest jakaś nasza narodowa specjalność?
Wojciech Reszczyński: Zajścia na ulicach to efekt polityki nienawiści, którą zaprowadził rząd Tuska. Warto sobie przypomnieć jego pierwsze expose. Czterdzieści razy odmienił w nim przez różne przypadki słowo zaufanie. Rzeczywiście znaleźli się tacy ludzie, którzy mu zaufali. Równocześnie on tam po raz pierwszy dokonał podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych. Jego „moherowa koalicja”– to był początek pokazywania ludziom palcem, kto jest lepszy, kto mądrzejszy, godniejszy, a kto - głupszy, wsteczny i przeszkadza. Ten podział nakładał się z tym, z czasów komuny. Wtedy też istniała warstwa ludzi uprzywilejowanych, przekonanych o swojej wyższości intelektualnej, zawodowej, profesjonalnej i tłum – motłoch, który jest ogólnie mówiąc głupi i któremu można narzucać swoją wolę. Ta pogarda dla ludzi zwykłych była mocno obecna w PRL-u. Politycy z PO, z dawnej Unii Wolności stali się kontynuatorami tego podziału. Cześć osób to zaakceptowała. Poprzednia władza wyraźnie też skazała winnego – to PiS, a wręcz osobiście Jarosław Kaczyński. To on stał się winnym. Tym, który burzy pokój społeczny, utrudnia reformowanie, ma wątpliwości co do UE, do polityki państwa. Tak się składa, że uderzyło to wszystko w grupy, które reprezentowały poglądy niepodległościowe, tradycyjne i katolickie. Podział wielu Polaków kupiło bez mrugnięcia okiem. My awangarda – ludzie nowocześni. A po drugiej stronie ciemnogród, ludzie zacofani, niewykształceni, nie rozumiejący przemian współczesnego świata. Stworzenie podziału na lepszych i gorszych oraz wskazanie wroga stało się zaczynem tego wszystkiego, co obserwujemy od lat.
To wystarczyło?
Jest jeszcze trzeci element, który odgrywa istotną role, inspiruje te dwa destrukcyjne kierunki działania. To rodzima V kolumna , która niewykluczone, że jest inspirowana z zewnątrz. Zawsze tak było w historii Polski. Kiedy nasz kraj zaczynał budować wspólnotę celów - suwerenność, niepodległość zewnętrzną, gospodarczą – aktywizowali się ludzie, którzy mieli umocowanie w ośrodkach nieprzychylnych Polsce. Czy to ze Wschodu czy z Zachodu podsycano te konflikty. Tak było przez setki lat. Mieliśmy stronnictwa pruskie, ruskie - one się nadal utrzymują. Ich celem jest destrukcja państwa, szerzenie klimatu nieustannej wojny w społeczeństwie, tworzenie konfliktów, które osłabiają państwo, jego struktury, nie pozwalają się zjednoczyć w dążeniu do wspólnych celów.
Te dwa aspekty są udokumentowane w wielu książkach o przemyśle pogardy. Pisał o tym Sławomir Kmiecik, doskonale ilustrując oba zjawiska. Trzeci element jest najtrudniej uchwytny. Można obserwować, jak reagują niektórzy Polscy na słowa uznania płynące ze strony wschodniej i zachodniej, na medale, stypendia, odznaczenia. Ludzie, którzy powiązani są w jakimś sensie z państwami na Zachodzie i Wschodzie czują się zobowiązani do lojalności.
Podczas ostatnich zajść znów zobaczyliśmy fundację Otwarty Dialog powiązaną ze Wschodem. Stamtąd popłynęły przecież na jej konta pieniądze. Jak się okazało fundacja pana Kramka wyraźnie zachęcała, już w lipcu, do rozruchów w kraju pod hasłem „Wyłączmy Rząd”.
Ze strony polityków totalnej opozycji nie słychać potępienia dla rzucania jajkami w limuzyny rządowe czy też obelg wobec niczemu niewinnej dziennikarki. Prawica piętnuje takie wydarzenia. Odcięto się od transparentów na Marszu Niepodległości, od szubienic w Katowicach.
Z jednej strony mamy taki klasyczny przykład zachowania naszej byłej wspaniałej pani premier, która wyciąga rękę do zgody. Z drugiej - brak potępiania zachowań wzywających do eskalacji przemocy i szukanie dla nich usprawiedliwienia. Frasyniuk wręcz podsycał konflikt – powiedział, że w samochody mogą być rzucane kamienie zamiast jajek. Według niego protest powinien przybrać bardziej drastyczne formy, bo to nie ludzie tutaj są winni, tylko zachowania władzy powodują takie konflikty, że uzasadnione będzie rzucanie kamieniami. Z tamtej strony nie ma absolutnie żadnej refleksji. Oni dążą do zwarcia, do eskalacji konfliktu. Państwo będzie się musiało jakoś z tym uporać.
W jaki sposób?
PiS w opozycji zachowywał się całkiem przyzwoicie, ciężko pracował. Spotkania, kontakty z ludźmi, konferencje, tworzenie programów. Posłowie nie robili obstrukcji parlamentarnej, nie okupowali mównicy, nie obrażali rządu w czasie obrad. Pokazali, jak się powinna zachowywać opozycja. A mimo tego powtarzano, że potrzebna byłaby delegalizacja partii. Takie słowa padały z ust polityków PO! Powód? Wystarczył fakt posiadania własnego programu, który nie wspierał rządu. Dzisiaj, kiedy druga strona serwuje absolutnie destrukcyjną politykę, nacechowaną agresją w stosunku do przeciwników politycznych, może warto odwrócić sytuację i rozważyć ten postulat delegalizacji? Tym bardziej, że teraz są już konkrety. Warto się przyjrzeć niektórym organizacjom, których celem jest dokonanie w Polsce przewrotu, wzniecenie niepokojów społecznych. Trzeba byłoby się zastanowić, czy te najbardziej destrukcyjne grupy nie powinny podlegać jakiejś specjalnej kontroli, zakończonej wnioskiem do sądu o delegalizację ich istnienia.
Rozmawiała Katarzyna Jabłonowska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371297-nasz-wywiad-reszczynski-o-agresji-w-polityce-zajscia-na-ulicach-to-efekt-polityki-nienawisci-ktora-zaprowadzil-rzad-tuska