W jednej sprawie mamy jasność. Dobra zmiana przestała być monolitem i przeszła do etapu wewnętrznej walki o wpływy.
Siłą PiS-u było to, że jest partią na zdecydowanie wyższym poziomie moralnym niż cała reszta naszej polityki. Poparcie dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego bierze się nie tylko z 500+, jak to była chciała widzieć nasza prymitywna opozycja, ale z wiary, że mamy do czynienia z prawymi ludźmi. Ludźmi oczywiście nie wolnymi od statystycznych przywar naszego gatunku, ale jednak ciut lepszymi. I właśnie ta wiara jest od pewnego czasu wystawiana na dużą próbę. Zaczęło się od pana prezydenta. Radość i satysfakcja, że wreszcie mamy tak wspaniałego gospodarza Belwederu zaczęła topnieć jak wosk na Andrzejki. Próba wypromowania się na bezapelacyjnie pierwszą osobę w państwie, sygnowana mantrą: „ja jako prezydent”(podbródek w górę), wzbudza raczej tzw. mieszane uczucia niż oczekiwany podziw. A już wymiana rzecznika pana prezydenta to jakby Ferrari zamienić na hulajnogę. Też się jedzie i można udawać, że z fasonem.
Natomiast ostatnie wydarzenia, kiedy to byliśmy, a w zasadzie jesteśmy świadkami najsłynniejszej rekonstrukcji rządu współczesnego świata, powodują wpadanie przez elektorat PiS w wirówkę nonsensu. „Jesteśmy jedną drużyną” brzmi coraz bardziej niewiarygodnie.
Pointą ostatnich gabinetowych podchodów, są spojrzenia słane przez Beatę Szydło panu prezydentowi podczas składania dymisji ze stanowiska premiera.W polityce okrągłe słowa stanowią nieodzowny element performersu, ale body language czasem trudno opanować, a ten rzadko kłamie. Sytuacja jest o tyle niezręczna, że Beata Szydło kierowała sztabem kampanii prezydenckiej i w jakimś stopniu Andrzej Duda jest jej dłużnikiem. No, ale wiadomo to było kiedyś, dzisiaj obowiązują zimne reguły polityki.
Trudno odeprzeć namolne odczucie, że mimowolnie wszyscy staliśmy się świadkami, a nawet uczestnikami czegoś niezrozumiałego. I nie chodzi o to, żeby ktokolwiek podważał kompetencje Mateusza Morawieckiego. Wprost przeciwnie, raczej każdy jest pod wrażeniem jego sukcesów i konsekwentnego dążenia do celu. Natomiast w tym przypadku, całkiem nieoczekiwanie zażądano od wyborców PiS, by wybierali pomiędzy sercem, a rozumem. Z kalkulacyjnego punktu widzenia, być może i Mateusz Morawiecki będzie lepszym premierem, ale ludzie Beatę Szydło pokochali za jej rzetelny spokój i klasę. Tą zresztą pokazała najlepiej podczas kryzysu rządowego. Nie obraziła się i nie trzasnęła za sobą ostentacyjnie drzwiami, ostatecznie została zdegradowana, tylko zdecydowała się nadal z całych sił wspierać polskie sprawy pozostając w rządzie. Notabene to wcale nie jest wbrew pozorom dobra sytuacja dla nowego premiera. Wizerunkowo stwarza pozór dwuwładzy.
Najgorsze jest jednak to, że osłona piarowska tej zmiany jest bardzo wątła. Opowiadanie, że musimy teraz postawić na gospodarkę, w momencie, gdy wskaźniki ekonomiczne są tak dobre jak nigdy, to słaby argument. Podkreślanie, że nowy premier świetnie zna języki i jest obyty na światowych salonach, wypada nieelegancko w stosunku do Beaty Szydło. A poza tym kierując się kryterium lingwistycznym, powinno się sięgnąć po Marka Magierowskiego, który płynnie włada ośmioma językami.
Ale to wszystko i tak jest drobiazgiem, gdy weźmie się pod uwagę odczucie, że obecnie o polityce PiS decydują ambicje „czterdziestolatków” i że prawie „siedemdziesięciolatek” musi się z nimi układać, a nawet podporządkowywać. Pojawia się też wrażenie, że zmiany są wymuszane z zewnątrz i następuje kapitulacja, albo co najmniej układnie się z jakimś tajemniczym konsorcjum.
Przez ostatnie pół roku, na naszych oczach następuje drastyczna zmiana charakteru rządów PiS. Od romantycznej wersji naprawy państwa, by przywrócić prawo i sprawiedliwość, a także upomnieć się o ubogiego człowieka, do zimnej technokratycznej wizji zarządzania, opartej wyłącznie na wykresach, ratingach i wskaźnikach. One są oczywiście niezwykle istotne, ale to nie one przeważają w komunikacji ze społeczeństwem. Ludzie potrzebują ciepła, które emanowało od Beaty Szydło.
PiS oczywiście długo zostanie poza zasięgiem totalnej opozycji, która każdego dnia próbuje dowieść, że na lukratywnych szczeblach parlamentarnych i samorządowych z ich poręczenia może się znaleźć wszelka swołocz.
Jednak elektorat PiS jest w znamienitej części elektoratem ideowym i musi mieć oparcie w wartościach. Głosowanie na PiS tylko dlatego, żeby wybrać mniejsze zło, bo inaczej przyjdą troglodyci pokroju tego smętnego typa, który ubliżał dziennikarce TVP, będzie czymś upokarzającym.
Im prędzej politycy PiS zrozumieją, że pisowski elektorat jest na tyle mocno przywiązany do zasad, że nie będzie patrzył przez palce na ich łamanie nawet przez swych własnych idoli, tym lepiej dla nas wszystkich. A stawka jest niebagatelna. Chodzi o Polskę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371081-zmiana-premiera-konczy-romantyczny-okres-remontowania-panstwa-przez-pis-a-otwiera-ponoc-bardziej-efektywny-etap-technokratyczny