Dopiero po wygranej Donalda Trumpa podjęto dociekania nad obiegiem informacji (oraz kulisami finansowania) podczas kampanii prezydenckiej w USA oraz przed Brexitem. Choć brakuje definitywnych wniosków, to kilka rzeczy co do technik rosyjskiej wojny informacyjnej ustalono.
Jątrzenie
W jej centrum wcale nie znajduje się obrona wizerunku Rosji ani atak na wizerunek tych krajów, które Rosja postrzega jako swoich wrogów. Przyjęto taktykę następującą: ustalić kluczowe pola konfliktów w danym społeczeństwie (w przypadku USA są to np. spór o powszechny dostęp do broni; mur na granicy z Meksykiem; polityka migracyjna; stosunki międzyrasowe), następnie tak jątrzyć, by merytoryczny stosunek obywateli do tych problemów zastąpić przez hiperpodkręcone emocje. W każdym pluralistycznym społeczeństwie istnieją liczne „naturalne” pola sporów. Zadaniem wojny informacyjnej jest stałe rozjątrzanie tych sporów, by nie tylko nie wygasały, lecz by wokół nich dodatkowo tworzyły się nowe konflikty, w dodatku wyrażane w języku wykluczającym porozumienie społeczne. W przypadku Polski próbuje się narzucić język, który nie tylko nie daje najmniejszych szans na odbudowę wspólnoty, lecz nawet na zwykłą społeczną stabilizację. Słowem – celem tej wojny jest trwałe przesunięcie umysłów pewnej części społeczeństwa poza granice obszaru, w którym, mimo różnych ograniczeń – możliwy jest jednak rzeczowy spór wokół kwestii społecznych.
Cyberświat jątrzy
Można to osiągnąć tym łatwiej, że nawet bez wojny informacyjnej sama natura cyberprzestrzeni (pisałem o tym w „Sieci” w numerze 43/2017), związana z nadmiarem informacji, powoduje, iż np. biznes, by wyróżnić się z tysięcy innych ofert, musi wysyłać coraz silniejsze impulsy komunikacyjne; by wyróżnić się z tła, którym jest stały infozgiełk. A ponieważ bodźce emocjonalne przetwarzamy szybciej niż intelektualne – intelekt przegrywa z emocjami. Krzykliwość jako zasada Ostatnio wpadło w moje ręce kilka numerów „Warszawskiej Gazety”, o której już dawno słyszałem, że jest hen, hen na prawo od „Gazety Polskiej”. Prymitywna (na dzisiejsze standardy), ale krzykliwa czcionka – na przemian czarna i czerwona. Atak zarówno na postacie obecnej opozycji, jak i związane ze środowiskiem rządzącym. Tytuły i teksty przestrzeliwują tematy, podają tezy bez pokrycia w artykułach. Niektóre motywy estetyki „WG” narzucają skojarzenie z tygodnikiem „Nie” Jerzego Urbana.
Przykłady
Reklamy dodatku historycznego z wielkimi słowami: „Mordercy polskich dzieci” i zdjęciem małej dziewczynki, której hitlerowiec przykłada do skroni parabellum. „Imigranci terroryzują polskie miasta graniczne. Piąta kolumna Merkel” – w tekście nie ma żadnego zdarzenia przypisanego do konkretnej miejscowości ani czasu. „Lewactwo otrzymało cios między ślepia” – jasna przewaga emocji nad treścią. „Guy Verhofstadt jest antypolskim bydlakiem” – jak wyżej. „Portret smoleńskich szubrawców” – poniżej tytułu zdjęcia polityków i dziennikarzy. A w tekście czytamy o „tych, którzy zasłużyli na to, aby splunąć im prosto w parszywe, kłamliwe gęby”.
W jednym z ostatnich numerów na okładce mamy kombinację dwu niepotrzebnych wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w formułę: „Zdradzieckie mordy najgorszego sortu” i eskalację w środku: duże, potworne zdjęcia twarzy Fransa Timmermansa i Guya Verhofstadta, pokrwawionych, z wyszczerzonymi zębami. Czytelnicy – być może Dzieci Boże – zostają przez „Warszawską Gazetę” sprowadzeni do prostych zwierzęcych instynktów.
Odejście Aleksandra Ściosa
W 2012 r. znany radykalny prawicowy bloger – Aleksander Ścios – ogłosił rezygnację z dalszego pisania dla „Warszawskiej Gazety”. Jako powód podał lansowanie przez „WG” (piórami Free Your Mind oraz Alefa Sterna) tak absurdalnych wizji tragedii smoleńskiej, że w najmniejszym stopniu nie mogła się za tym kryć wola dojścia do prawdy.
Przykre… że w cyrku, który daje takie spektakle, zasłużone postacie opozycji antykomunistycznej występują w roli małp.
Tekst ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 49/2017
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/371010-dzikie-instynkty-dlugo-nie-doceniano-ani-i-nie-rozumiano-rosyjskiej-wojny-informacyjnej-rzecz-okazala-sie-jednak-superpowazna-i-zawila-zarazem