Zamiana Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera wzbudziła emocje porównywalne z najważniejszymi meczami piłkarskiej reprezentacji narodowej. Szczególnie w szeroko rozumianym obozie „dobrej zmiany”. Można więc powiedzieć, że polityka stała się w ostatnich dniach tym, czym jest kibicowanie narodowej drużynie bądź ukochanemu klubowi. Emocje w polityce są ważne, żeby mobilizować społeczne poparcie, a nawet pewnego rodzaju więź między wyborcami a wybieranymi. Takie jak między kibicami piłkarskimi a ich idolami. Bez emocji polityka jest tylko grą interesów i może wzbudzać wyłącznie obojętność, a ta jest dla praktycznej polityki zabójcza. Obojętność jest bardziej szkodliwa niż irytacja, gdyż ta jest jednak jakąś formą zaangażowania. Nawet gdyby miało to postać, która w języku niemieckim nazywa się „Hassliebe”, co można tłumaczyć jako miłosną nienawiść lub nienawistną miłość. Partie, które wzbudzają przede wszystkim obojętność z trudem przekraczają próg wyborczy, choć w porywach mogą osiągać ok 10 proc. poparcia, ale na krótko. Największe sukcesy odnoszą partie wzbudzające trwałe emocje, nawet w formie „Hassliebe”. Politycy o tym doskonale wiedzą, dlatego huśtają emocjami, gdy te się niebezpiecznie wygaszają. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, tak po prostu działa polityka i to od tysiącleci. Tak też to działało w wypadku wielotygodniowej telenoweli pod tytułem „Rekonstrukcja Rządu”.
Huśtanie emocjami jest potrzebne nie tylko do mobilizowania własnego elektoratu, szczególnie w taki sposób, by z zaangażowaniem i oddaniem bronił „naszych” przed „onymi”. Emocje pokazują, że więź polityków z masami jest żywa i trwała. Ale przede wszystkim pozwalają politykom działać i robić to, co najczęściej jest ukryte przed opinią publiczną, także przez zwolennikami. Ci nie są informowani o prawdziwych przyczynach wielu działań, a tylko zapewniani, że wspierani przez nich politycy są racjonalni, nad wszystkim czuwają i powinno im się ufać. Na co dzień sympatykom to wystarcza, lecz w chwilach krytycznych, gdy emocje szczytują, przyjmowane przeważnie tłumaczenia część zwolenników irytują, gdyż postrzegają je jako „ściemę”. I czują się „robieni w konia”. Tak się dzieje również, a może przede wszystkim wśród zwolenników Prawa i Sprawiedliwości w wypadku wymiany Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego. Problemem jest to, że wszystko tu jest pewnego rodzaju teatrem. Sympatycy partii w sytuacjach kryzysowych domagają się poważnego traktowania i wyjaśnień, gdyż bez nich czują się pozostawieni samym sobie. Wyjaśnienia, jakie by nie były, zwykle większość zwolenników uspokajają. Problemem jest to, że wyjaśnienia wcale nie muszą być prawdziwe i zwykle nie są. Mają po prostu uspokoić nastroje.
Pod przykryciem z emocji politycy zwykle robią swoje. A zgodnie z przypisywaną Ottonowi von Bismarckowi zasadą, „Im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbasy i prawa, tym lepiej w nocy śpią”. Co oznacza, że poznanie prawdziwych przyczyn i motywacji różnych politycznych posunięć wcale nie musi być dla polityków oraz ich zwolenników dobre i pożyteczne. Praktyczna polityka jest cyniczna i mało przejrzysta. Gdyby sympatycy wiedzieli, jak to wygląda od kuchni, wcale nie byliby z tego powodu spokojniejsi czy szczęśliwsi, choć oczywiście każdy wyborca zasługuje na poważne traktowanie. Tyle że dla polityków najlepszy jest taki stan, gdy dominują domysły oraz sprzeczne interpretacje, a nie te prawdziwe, pokazujące splot interesów, motywacji czy zakładanych celów. Dlatego właściwie nigdy wyborcy nie dowiadują się od polityków, jakie były rzeczywiste podstawy różnych ich posunięć i decyzji. Dostają interpretacje nie wywołujące u nich wstrząsów emocjonalnych i oczywiście wygodne dla polityków. I w gruncie rzeczy nie chodzi tu o oszustwo, lecz o skuteczność. Wywalanie „kawy na ławę” bardzo utrudnia przeprowadzenie jakiegokolwiek planu czy strategii, choćby dlatego, że odsłania prawdziwe mechanizmy przed konkurentami, czyli umożliwia blokowanie wielu posunięć. Dlatego politycy zwykle robią swoje, nawet ryzykując „wkurzenie” własnych wyborców, a potem albo przedstawiają jakieś wyjaśnienie „na odczepnego”, albo żadnego, licząc na to, że sprawa przyschnie.
Takie działanie polityków, w którym ich rzeczywiste motywacje, cele oraz przyczyny są w jakimś sensie zmistyfikowane grozi oczywiście tym, że realnej polityki nie da się praktycznie kontrolować. Skuteczna kontrola wymaga bowiem wiedzy, a więc prawdziwych przesłanek. Sami kontrolujący, np. media, mogą wprawdzie próbować na własną rękę ustalać „jak jest”, ale zwykle bywa to trudne. A bez kontroli politycy mogą nam upichcić coś, co służy im, ale nie wyborcom czy szerzej społeczeństwu bądź państwu. Wtedy trzeba zakładać, że politycy są moralni i jednak przestrzegają zasad. Generalnie jednak chodzi o to, żeby sympatycy jakiejś partii przyjmowali wszystko, co ona proponuje i albo nie byli zbyt dociekliwi, albo akceptowali wiele „na wiarę”. Wtedy pojawiają się zapewnienia, że przecież „nasi” polityczni liderzy nie mogą chcieć nas oszwabić, więc powinniśmy wierzyć w ich mądrość, nawet nie wiedząc, co było podstawą ich różnych decyzji. Tak też jest w wypadku mało zrozumiałej dla sporej części wyborców „dobrej zmiany” decyzji o zastąpieniu Beaty Szydło Mateuszem Morawieckim. I nie jest to żaden ewenement, lecz wręcz standardowe zachowanie. A emocje zostały dlatego rozhuśtane tak bardzo, że długo trwał serial „Rekonstrukcja Rządu”.
Politycy prawie zawsze tak robią, że nawet ich zagorzali sympatycy nie znają prawdziwych przyczyn i motywacji. Przede wszystkim dlatego, żeby polityka była skuteczna. Może to nas oburzać, ale tak się dzieje od wieków. Tylko czasem sympatycy „pękają” i politykę trzeba skorygować pod ich oczekiwania. Najwidoczniej Prawo i Sprawiedliwość zakłada, że jego sympatycy na razie nie pękną, choćby byli przez jakiś czas sfrustrowani.
-
Szukasz pomysłu na oryginalny prezent? Polecamy ROCZNĄ PRENUMERATĘ „SIECI” + „WSIECIHISTORII”!
Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370911-frustracja-czesci-zwolennikow-dobrej-zmiany-wymiana-premiera-miesci-sie-w-rachunku-zyskow-i-strat-pis