Jeśli coś się dla Beaty Szydło kończy, to jedynie nieprzespane noce. A i to pewnie chwilowo, bo dróg, jakimi może pójść najpopularniejsza, najbardziej rozpoznawalna i budząca dziś największe zaufanie kobieta w polskiej polityce, jest całkiem sporo. Marzeniem wielu sportowców jest zakończyć karierę na szczycie, ale udaje się to naprawdę nielicznym. Premier Szydło niczego nie kończy, choć niewiele, jak wiadomo, jest jeszcze stanowisk, które wynosiłyby ją wyżej niż urząd Prezesa Rady Ministrów. Konkretnie – jedno lub dwa, pierwsze jest w zasięgu, do drugiego kolejki ustawiają się od lat. Pierwsze to oczywiście, urząd prezydenta RP, drugie – szefa partii rządzącej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Beata Szydło: Dziękuję za te dwa lata. Pozostanę w rządzie, aby razem z PiS budować dobrą zmianę
Wielu dziennikarzy spekuluje, że to właśnie troska Jarosława Kaczyńskiego o przyszłe lata Prawa i Sprawiedliwości miała być jednym z głównych powodów nominacji dla Mateusza Morawieckiego. A jednak - nawet jeśli ten ostatni, dzięki premierostwu, może być traktowany jako nowy gracz przy najważniejszym, partyjnym stole, nie zapominajmy, że PiS to nie jest partia, którą mógłby w przyszłości władać ktoś niezaprawiony w politycznych bojach na ostrzu noża. Morawiecki, w odróżnieniu od swojego ojca Kornela, jest na tym polu, z całym szacunkiem, raczej żółtodziobem. Dla tzw. obozu dobrej zmiany jest dziś postacią ważną, ale – moim zdaniem – raczej „odkryciem roku” niż jego „wydarzeniem”. Bo tym była i jest Beata Szydło.
Widać więc, jak na dłoni, że Jarosław Kaczyński wykonuje nie tylko ukłon wobec środowisk biznesowych, ale i odmładza rządzącą ekipę. Premiera - o pięć lat. A jeśli potwierdzą się przecieki dotyczące kilku nazwisk do rekonstrukcyjnej „wycinki”, to wydaje się, że i ich miejsce zajmą ludzie młodsi. Być może lepiej rozumiejący np. świat mediów, także tych lewicowych z potężnymi budżetami zaangażowanymi wyłącznie w niszczenie polskiej prawicy. Za jej katolicyzm, niezależność, zdrowy rozsądek w kwestiach zasadniczych, oparcie w wielowiekowych wartościach, które sprawia, że „tak” znaczy „tak”, a „nie” – „nie”. Także w Brukseli.
Niezależnie zatem od tego, czy przyszła kariera Beaty Szydło potoczy się tak, jak spodziewa się spora część elektoratu PiS i czy będzie to droga do prezydentury: Warszawy lub Polski, nie ulega wątpliwości, że przez ostatnie trzy lata narodził się na polskiej prawicy kolejny polityk z papierami na najważniejsze urzędy Rzeczpospolitej Polskiej. Paradoksalnie, wczorajsza „dymisja” ani trochę pozycji Szydło nie osłabiła. Przeciwnie – tysiące komentarzy w Internecie podważających sens decyzji Jarosława Kaczyńskiego dowodzą, że elektorat PiS czuje się z panią premier mocno związany. Jednoczesne wzmocnienie przez PiS Morawieckiego sprawia, że oferta tej partii się poszerza. Czy otwarcie na jednych oznaczać będzie zrażenie do siebie drugich – czas pokaże. Nowy premier nie będzie go miał zbyt wiele, by przekonać do siebie fanów swojej poprzedniczki. Wydaje się, że powinien zacząć od elektoratu żeńskiego, któremu wczorajsza zamiana Szydło na Morawieckiego podobać musi się najmniej. A który, podobnie jak i część męska, oczekuje szybkich odpowiedzi na pytania: dlaczego i po co wymieniono świetną premier na świetnego wicepremiera? Najbliższe dwa lata przyniosą odpowiedź obiektywną, czy był to ruch w dobrą stronę. Dziś czekamy na uzasadnienie osób decyzyjnych. Bez niego Mateuszowi Morawieckiemu będzie po prostu trudniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370902-dymisja-beaty-szydlo-wzmocnila-jej-pozycje-w-elektoracie-pis-nowy-premier-ma-przed-soba-trudne-zadanie