Obserwujemy najważniejszy moment w tej kadencji. Moment na pewno zaskakujący, nieco zagadkowy i – jeśli plan się powiedzie – genialny. Narzucają mi się trzy refleksje w związku zmianą na stanowisku premiera.
Po pierwsze: dezorientacja. Polakom zapewne trudno zrozumieć, dlaczego zdecydowano się na zmianę szefa rządu. Sam tego w pełni nie pojmuję. Postawimy teraz na gospodarkę? A nie stawialiśmy na nią wcześniej? Budżet nie wygląda najlepiej od lat? Deficyt się nie zmniejsza? Wpływy z podatków nie rosną? Środki na potężne programy społeczne się nie znalazły – rozbijając wiele lat obowiązującą tezę o imposybilizmie w tej kwestii?
Drużyna na poziomie rządowym nieco się rozłazi, ministrowie nie wypełniają programu na 100 proc.? „Ośrodek mobilizacyjny” przecież i tak się nie zmieni. A wzrośnie znaczenie jednej z walczących o wpływy flanek.
Spada poparcie społeczne dla polityki rządu, dla jego szefa? Nie. Jest na niebotycznym wręcz poziomie, o jakim poprzednie ekipy mogły tylko pomarzyć. Beata Szydło okazała się kobietą niesamowicie twardą, pracowitą, skuteczną, a jednocześnie porywającą Polaków. Należą jej się wielkie podziękowania za dwa lata ciężkiej pracy. Nie tylko od obozu, ale po prostu od rodaków.
Przy tej zmianie bardziej przemawia argument o skierowaniu energii na politykę międzynarodową, ze znacznym udziałem kwestii gospodarczych, o czym przy dwóch kolejnych refleksjach.
Po drugie: Mateusz Morawiecki będzie dobrym premierem. Okazał się dobrym „superministrem”, który przełamał wiele barier nieosiągalnych dla poprzedników (o czym wyżej). A za chwilę padnie ostatni argument, na którym wisiała narracja mentalnych spadkobierców Balcerowicza – o zastoju w inwestycjach.
Morawiecki jest politykiem na poziomie światowym. Może usiąść w dowolnym studiu na świecie, na dowolnej konferencji, w każdym gabinecie i płynną angielszczyzną pojedynkować się w obronie naszej racji stanu, propolskiego spojrzenia na gospodarkę i geopolitykę. To wbrew pozorom ważny argument, bo kluczowe decyzje w relacjach międzynarodowych często zapadają w rozmowach w cztery oczy, a te wymagają doskonałej komunikacji, w której decydują detale.
Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości nie muszą się obawiać o „kręgosłup” Morawieckiego, widząc w nim bezdusznego bankiera, czy przypominając jego doradzanie Donaldowi Tuskowi. Dowiódł tego w ostatnich dwóch latach. Myślę, że gdy stanie na czele rządu jeszcze wyraźniej zobaczymy jego twarz znaną z lat 80. - niezłomnego działacza opozycji demokratycznej, który we krwi (po ojcu) ma przymus działania dla wielkiej Polski. To górnolotne, ale jego uzasadnione jego biografią.
Nie można mu odmówić doskonałej znajomości rynków i kontaktów w świecie biznesu. Dają mu one zupełnie inną pozycję negocjacyjną wśród partnerów zagranicznych z zasady nieufnych wobec konserwatywnego polskiego rządu. Może to pomóc w poszerzeniu poparcia dla obozu wśród bardziej centrowych wyborców i mieć kapitalne znaczenie dla realizacji planu, o którym wspomniałem na początku.
Tu dochodzimy do refleksji ostatniej i najważniejszej.
A zatem po trzecie: zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego. To on wskazał na Andrzeja Dudę w 2015 r., dzięki czemu obóz wygrał wybory prezydenckie (w czym wielki udział miała Beata Szydło). To on wskazał na Beatę Szydło jako przyszłego premiera i to ona – wspólnie z liderem ugrupowania – prowadziła PiS do wygranej w wyborach parlamentarnych.
To on – nie mając obowiązków wynikających z wysokich funkcji państwowych – mógł „pilnować” polityki obozu. Korygować kurs, mobilizować ministrów, rozstrzygać spory. I tak też będzie w dalszym ciągu. Nie oszukujmy się, centrum dowodzenia pozostanie przy Nowogrodzkiej. To naturalne, a do tego – jak widać na przykładzie ostatnich dwóch lat – przynoszące efekty.
Głęboko wierzę, że jego plan nie obejmuje ani tylko wyborów w roku 2019, ani stabilnego umocnienia pozycji jego obozu na kolejne lata, lecz dużo, dużo więcej. Dobrze to oddał w komentarzu na naszym portalu Krzysztof Kunert. Zacytuję fragment:
Lider obozu dobrej zmiany ma jasny cel. Chodzi o wyrwanie Polski z zaklętego kręgu krajów na wiecznym dorobku, ubogiego krewnego bogatej Europy rozgrywanego przez silniejszych sąsiadów. Taka szansa zdarza się w naszym geopolitycznym, zaklętym światku raz na kilkaset lat. Kaczyński to wie doskonale i w takiej perspektywie decyzja o wymianie premiera nabiera innego znaczenia. Patrząc na – imponującą mi osobiście – pokorę i lojalność premier Beaty Szydło mam dziś pewność, że doskonale rozumie stawkę, o którą bije się Kaczyński.
Wydaje się to bardzo trafną analizą. Wobec czego należy z dużym kredytem zaufania podejść zarówno do decyzji Komitetu Politycznego PiS i jego najważniejszego członka, jak i samego Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera.
Ma trudne zadanie. Zajmuje miejsce kobiety, która jak wcześniej żadna inna polska polityk – śmiało można powiedzieć w dobrym znaczeniu tego słowa – oczarowała Polaków i przekonała ich do wizji zmian zaproponowanej przez zjednoczoną prawicę.
Będziemy z uwagą, choć na pewno nie bezkrytycznie obserwować jego pracę dla Polski.
-
Szukasz pomysłu na oryginalny prezent? Polecamy ROCZNĄ PRENUMERATĘ „SIECI” + „WSIECIHISTORII”!
Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370900-dezorientacja-nadzieja-zaufanie-trzy-refleksje-wobec-zmiany-na-stanowisku-premiera