Na poziomie emocji decyzja o odwołaniu Beaty Szydło z funkcji premiera będzie trudna do przyjęcia i zrozumienia dla wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości. To banał, ale powtórzmy go: pani premier stworzyła bowiem z wieloma obywatelami relację ponadpolityczną: klimatu niemal rodzinnego, atmosfery matczynej, kobiecej opieki. Symbolicznie potwierdzały to słowa wypowiedziane w niedawnym wywiadzie dla Radia Maryja:
Było powiedziane o mnie, że ja jestem taką osobą, która kojarzy się, czy pachnie polskim rosołem. To ja wolę się kojarzyć z polskim niedzielnym rosołem, niż z ośmiorniczkami z Sowy i Przyjaciół. (…) Czasami próbuje się wmówić Polakom, że jak jesteś katolik, chodzisz do kościoła i jeszcze rosół co niedzielę, to nie jesteś nowoczesny. Protestuję
— mówiła pani premier.
Polityczna moc Beaty Szydło nie opiera się na wielkich kompetencjach gospodarczych, skomplikowanej prawnej wiedzy czy wpływach na europejskich salonach. Jej urok polega na tym, że jest „pierwszą spośród równych”: skromność, pokora, zwykła codzienność i brak nieco warszawskiego, elitarnego sznytu - wszystko to sprawiało, że Szydło dała się poznać i polubić jako „jedna spośród nas”. Wszystkiego tego zabraknie - przynajmniej na początku - Mateuszowi Morawieckiemu. Nie ma takiej politycznej empatii, wyczucia nastrojów społecznych, nie sprawia wrażenie kogoś, kto od podszewki zna codzienne ludzkie problemy i dramaty. Widać to było także w sondażach.
Ale i te sondaże zaufania, na które często - słusznie - powołują się sympatycy Beaty Szydło, można interpretować dwojako. Zerknijmy na ostatnie badanie zaufania do polityków. Poniżej jedno z ostatnich sondaży CBOS - rzeczywiście, Beata Szydło ma wyższe (o osiem punktów procentowych) zaufanie niż Mateusz Morawiecki. Ale już jeśli uwzględnić średnią zaufania i nieufności, to lepiej klasyfikuje się premier in spe. Czy to nam coś mówi? I tak, i nie, bo przecież nie wszystkie emocje, nieuchwytne oceny i odczucia da się zmierzyć prostym badaniem zaufania. Ale jednak warto i o tym pamiętać.
Istota problemu polega na tym, że polityki nie można jednak odbierać wyłącznie w kategoriach emocji czy rankingów poparcia. To ważne pole gry, zwłaszcza w kontekście zbliżającego się maratonu wyborczego, ale nie najważniejsze. A już na pewno nie najważniejsze z perspektywy Jarosława Kaczyńskiego i jego definicji rozumienia polityki. Prezes PiS nie raz i nie dwa pokazał, że wizerunkowe kłopoty to stosunkowo niewielki koszt, jeśli na szali leży skuteczność działań. Tak też jest i teraz.
Przed premierem Morawieckim szereg wyzwań i ogromna odpowiedzialność. Nie będzie już można narzekać - nawet nieoficjalnie, w kuluarach - na „resortowość” rządu, na problemy z koordynacją ministerstw, na przeciągające się decyzje w sprawie projektów ustaw, które miały przyspieszyć rozwój gospodarczy. Wszystko to spada na barki nowego premiera i jego współpracowników. Nowy szef rządu dostaje do ręki niemal wszystkie instrumenty. Wymówek nie będzie, jeśli nie sklei się budżet, negocjacje w sprawie unijnych pieniędzy posypią się albo skala inwestycji będzie niesatysfakcjonująca.
Ale jest jeszcze inny wątek. Mało kto zwrócił uwagę na słowa Beaty Mazurek, która w czwartek wieczorem, uzasadniając decyzję komitetu politycznego PiS, stwierdziła:
Ocena tego, co się działo 11 listopada też jest różna i to ma wpływ na to, że podjęliśmy taką, a nie inną decyzję
— powiedziała rzeczniczka PiS w trakcie wieczornego spotkania z dziennikarzami.
No właśnie: do Mateusza Morawieckiego w roli premiera będzie wymagać się radykalnego polepszenia relacji z Unią Europejską, Berlinem, Paryżem, Waszyngtonem. Nie wiem, kto będzie szefem dyplomacji w jego rządzie, nie wiem, czy w sprawach europejskich doradzać będzie mu - tak jak Szydło - Konrad Szymański. Ale przed Morawieckim misja z gatunku niemożliwych: wyraźne ocieplenie stosunków z Zachodem, przy równoczesnym realizowaniu programu Prawa i Sprawiedliwości. I tutaj nowy premier będzie miał szerokie pole do popisu: doskonale zna języki, europejskich komisarzy, przedstawicieli zagranicznych korporacji, ludzi finansjery. Pytanie otwarte, czy Morawiecki będzie umiał przełożyć te znajomości i kompetencje na realny sukces dla naszego kraju, naszej gospodarki.
To zadanie tym trudniejsze, że - jak napisał Piotr Skwieciński na naszym portalu - Morawiecki nie będzie miał przecież stuprocentowej władzy w ręku. Swoje kluczowe decyzje będzie musiał konsultować z Jarosławem Kaczyńskim i w tym wymiarze struktura decyzyjna rządu nie zmieni się zbyt wiele. No chyba, że premier Morawiecki postanowi wybić się na większą niezależność. Wreszcie - czy premier Morawiecki będzie w stanie realnie otworzyć się na inne środowiska, wciągnąć w orbitę rządową klasę średnią, biznes, inwestorów - także tych z zagranicy? Wszystko to będzie można bardzo łatwo i stosunkowo szybko zweryfikować i sprawdzić.
Najbliższe tygodnie zweryfikują, jak ułoży się ta nowa współpraca i jak przełoży się to na konkretne zadania rządu, jaki będzie jego skład, jak Morawiecki poukłada elementy z podziałów frakcyjnych i personalnych. Jednym z momentów testowych będzie choćby los projektu ustawy biorącej na celownik korporacje łamiące prawo, jaką przedstawi niebawem Ministerstwo Sprawiedliwości. Szeroko opowiadał o tym na naszym portalu wiceminister Marcin Warchoł. A przecież takich układanek będzie mnóstwo: nie tylko z resortem Zbigniewa Ziobry w tle, ale i innych ministerstw i instytucji.
Na koniec refleksja co do stylu, w jakim dokonano zmiany. Przypomniało to głęboki reset w działającym sprawnie komputerze - czasem i taki jest potrzebny, ale można go zrobić albo spokojnie domykając kolejne programy i bezpiecznie uruchomić go ponownie, albo przycisnąć „z buta” przycisk reset, bez czekania na sam procesor. Albo wręcz wyrwać kabel. Wybrano wariant drugi. Pytanie otwarte: czy po resecie wszystkie pliki wypracowane podczas tych dwóch lat będą na swoim miejscu? Czy nie będą uszkodzone? A tak po ludzku, odkładając na chwilę refleksję o samej istocie zmiany - chwała premier Beacie Szydło, że nawet w takich warunkach utrzymała polityczną klasę. To rzecz naprawdę rzadko spotykana, bo miała święte prawo, by pęknąć. Nie pękła.
Są w polskiej polityce momenty przełomowe, które otwierają nowe etapy. Tak było z wyborami w roku 2015, tak było z prezydenckim wetem w lipcu tego roku, tak jest i teraz. Wskazanie Mateusza Morawieckiego na premiera otwiera nowe możliwości, ale i naraża na nowe, dotąd nieznane zagrożenia. To wysoka licytacja Jarosława Kaczyńskiego, a kto wie - może nawet postawienie na ruletce zera. Jeśli się uda, wygrana będzie wysoka. Czy będzie to naprawdę dobra zmiana?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370862-projekt-morawiecki-to-wysoka-licytacja-moze-nawet-postawienie-zera-na-ruletce-sam-reset-mozna-bylo-tez-przeprowadzic-z-wieksza-klasa