Żaden ze świadków, na których spoczywał obowiązek udaremnienia dwójce hochsztaplerów ponad dwuletniej swobodnej działalności, nie jest w stanie nas pozytywnie zaskoczyć. Przed komisją badającą aferę Amber Gold przesuwa się galeria skompromitowanych urzędników państwowych najwyższego szczebla, prokuratorów, sędziów, policjantów. Gdyby tylko, co piąty z nich w sposób poprawny, zgodny z uprawnieniami, podszedł do swoich obowiązków, musiałby przerwać działalność pary oszustów, za którymi stali prawdopodobnie inni, do dzis nieustaleni.
O tym, że żadna z instytucji, nie wypełniła swoich podstawowych zadań, nie zrobiła niczego, co do niej należało, nie ma juz wątpliwości. Przebieg dotychczasowych przesłuchań wskazuje też, iż winne tego dramatycznego stanu rzeczy, nie są abstrakcyjne urzędy, instytucje, lecz bardzo konkretni ludzie, którzy koszmarnie zaniedbali swoje podstawowe obowiązki. Byli ślepi i głusi na dziesiątki sygnałów, jakie do nich docierały, w tym również drogą urzędową, „po linii służbowej”.
Ciągle jednak bez odpowiedzi pozostaje pytanie, na ile niechlujstwo, bagatelizowanie, lekceważenie, albo wręcz ukrywanie sygnałów, mówiących o tym, że nad oszustem Marcinem P. ciążą sądowe wyroki, że działanie małżeństwa P. może mieć przestępczy charakter, było czymś zamierzonym. Że wręcz miało na celu ochronę oszukańczego biznesu. Pewnie nie wszyscy dotychczasowi świadkowie celowo unikali dokładnego zainteresowania się przestępczym procederem, pewnie nie wszyscy roztaczali prawny bądź polityczny parasol ochronny nad firmą Amber Gold. Wiele wskazuje na to, że było to jednak prawdopodobne. Bardzo możliwe. Jedni mogli to robić ze względu na czysto finansowe korzyści. Inni z powodów prywatnych uwikłań, jak np. Donald Tusk ze względu na fakt pracy swego syna Michała w firmie zarządzanej przez Marcina P.
Jedną z karykaturalnych postaci wśród przedstawicieli organów ścigania był jeden z szefów policji gdańskiej, przesłuchiwany kilka tygodni temu. Jak się okazało markował tylko prowadzenie śledztwa w sprawie przestępczego działania właścicieli Amber Gold. Była nawet teczka z tego śledztwa, zawierająca kilka kartek.
Jak na razie, jeśli idzie o organa ścigania, nikt nie jest w stanie przebić Michała Deskura, który w 2012 jako wiceminister spraw wewnętrznych nadzorował policję. Z takim nasileniem lekceważącego stosunku do notatki ABW, ostrzegającej najważniejsze osoby w państwie przed działalnością Marcina P. i jego piramidy finansowej oraz linii lotniczych, komisja wcześniej się nie spotkała. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę rangę urzędu, którego zadaniem jest ochrona obywateli przed tym, aby stali się ofiarami przestępczości, praktycznie wykrytej już przez odpowiednie służby. Do obowiązków wiceministra Deskura należał nadzór nad policją. Ale akurat nie widział potrzeby sprawdzenia, czy policja należycie prowadzi śledztwo w sprawie Amber Gold.
Swoją indolencję uzasadniał tym, że jako koordynator pracy policji, nie musiał przypominać obowiązków ani sprawdzać pracy policji, bo każdy szef komórki policyjnej zna je dobrze. A jeśli on, jako wiceminister nie dostaje informacji, że jakaś jednostka policyjna pracuje źle, to należy założyć, że wszystko robi dobrze.
Kiedy członkowie komisji zadawali pytania, które całkowicie mogły zdyskredytować wiceministra, zasłaniał się brakiem pamięci bądź niewiedzą. Przesłuchanie Michała Deskura w sposób niezwykle jaskrawy obnażyło grzechy organów państwa w aferze Amber Gold.
Wydaje mi się, że same odpowiedzi wiceministra spraw wewnętrznych, a często ich brak, wystarczająco dosadnie ośmieszyły jego samego i pełnione przez niego stanowisko. Jednocześnie skompromitowały go w wystarczającym stopniu. Pokazały jak próbuje mataczyć w swoich zeznaniach, ukryć wstydliwe dla niego fakty. A że robił to w dodatku wyjątkowo nieudolnie, dla wszystkich obserwatorów jego postać jawiła się w mało korzystnym świetle. Toteż wydaje mi się, że zbędne były komentarze niektórych członków Komisji, oceniające jego postawę, eksponujące widoczne jak na dłoni wątki, w których rozmijał się z prawdą.
Prawdziwą funkcję w demaskowaniu roli świadków w sprawie Amber Gold oraz ich postawę w trakcie przesłuchania, winny pełnić wyłącznie pytania. Komentowanie odpowiedzi raz zachowania świadków podczas przesłuchania, sprawia, że komisja z organu śledczego zaczyna zamieniać się w organ publicystyczny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370577-dokad-zmierza-komisja-badajace-afere-amber-gold-wiecej-faktow-mniej-ocen