W ostatnich tygodniach nie ma w prasie i całym segmencie medialnym dnia, by nie nawiązano do sprawy prof. Pawła Machcewicza i sporu wokół Muzeum II Wojny Światowej. Przypomnijmy, kilka dni temu do domu byłego dyrektora zapukali funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. To wystarczyło, by na łamach mediów ściśle związanych z obozem III RP pojawiły się oskarżenia o wprowadzanie metod państwa policyjnego czy cenzorskie zapędy władzy. Sam Machcewicz często przedstawia się jako ofiara piętrowego spisku, na którego czele stać ma wicepremier Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Jak wyglądają prawdziwe kulisy sporu? Z relacji świadków, którzy bardzo dobrze znają sprawę konfliktu wyłania się obraz skupiający jak w soczewce wszystkie charakterystyczne cechy politycznego sporu między obozami III i IV RP.
Zacznijmy od początku. A w zasadzie od końca. Wizyta funkcjonariuszy CBA w domu prof. Machcewicza została przez kilka medialnych tytułów (z „Gazetą Wyborczą” na czele) przedstawiona niczym wtargnięcia CBA o szóstej rano do osób podejrzewanych o korupcję. Problem w tym, że wystarczy spojrzeć na charakter działań CBA, by wiedzieć, że o żadnej akcji specjalnej nie ma mowy.
Całą sprawę przedstawiono, jakoby do Machcewicza CBA weszło siłowo, rano, nękając dzieci. A to sytuacja jak z anegdoty o rowerach na Placu Czerwonym. Nie siłowo, bo po prostu pukając do drzwi, nie rano, tylko po południu, a przepytywane dzieci w tej sprawie mają niemal 30 lat
— mówi nasz rozmówca.
Z CBA płynie również jasny sygnał - funkcjonariusze wykonywali polecenie prokuratury - a Biuro nie prowadzi żadnych działań operacyjnych. Dlaczego więc agenci pojawili się w domu historyka? Powód był banalny - po prostu jak w wielu innych sprawach czasem śledczy używają do tego rodzaju historii policji, a czasem funkcjonariuszy Biura. Tym razem administracyjna decyzja padła na CBA.
Machcewicz nie odbierał zawiadomień od prokuratury, która prosiła go, by pojawił się i porozmawiał ze śledczymi. A skoro zawiadomień nie odbierał, to trzeba było sprawdzić. Padło na CBA, ale nie ma tutaj żadnego drugiego dna
— przekonują nasi informatorzy.
Nie przeszkodziło to jednak całemu medialno-politycznemu ramieniu III RP pójść na otwartą wojnę z rządem - i oskarżyć służby specjalne o nagabywanie byłego dyrektora.
Cała sytuacja budzi uzasadnione podejrzenia o wykorzystywanie CBA przeciwko historykowi źle widzianemu przez obecne kierownictwo Muzeum i przedstawicieli obecnego rządu w celu legitymizacji zmian przeprowadzanych w Muzeum. Chcemy wyrazić nasz głęboki sprzeciw wobec tego rodzaju działań i solidarność z prof. Machcewiczem
— napisano w liście, pod którym podpisało się 300 historyków i publicystów.
Paradoks polega an tym, że wyrażana solidarność dotyczy techniczno-administracyjnej decyzji o prośbie w sprawie wizyty w prokuraturze i wyjaśnieniu kilku podstawowych kwestii…
No właśnie - w czym rzecz? Co sprawdza prokuratura? Chodzi o rzekome działanie na niekorzyść muzeum, do czego miał dopuścić Machcewicz.
Chodzi o umowę podpisaną w 2009 roku o współpracy magistratu gdańskiego (pod kierownictwem Pawła Adamowicza) z Muzeum II Wojny Światowej oraz aneksu do tej umowy z tego roku, na mocy którego muzeum straciło prawo do korzystania z miejskich gruntów na Westerplatte. I to właśnie ta ostatnia decyzja jest pod lupą śledczych. Unieważnienie umowy z miastem Gdańsk utrudniło placówce działalność. Przedstawiciele MKiDN widzą w tym celowe zagranie, by utrudnić następcom (w połączonych już muzeach II WŚ i Westerplatte) codzienne zarządzanie.
Cała sprawa wyniknęła z tego, że dyrektor Nawrocki miał obowiązek zawiadomić prokuratora, o prawdopobienstwie złamania prawa
— słyszymy.
Teraz prokuratura bada sprawę. Aby ją zbadać potrzebne są zeznania Machcewicza. A ten do tej pory nie pojawił się w budynku prokuratury - mimo wysyłanych zawiadomień. Stąd decyzja prokuratury o wysłaniu funkcjonariuszy, by sprawdzić, dlaczego postępowanie utknęło w miejscu.
Umowy z gdańskim ratuszem dotyczyły też kwestii zieleni, używania gruntów miejskich wokół muzeum, doprowadzania infrastruktury, a także - co kluczowe - gruntów miejskich na Westerplatte.
Ta ostatnia sprawa bardzo utrudnia funkcjonowanie tej części muzeum. Z punktu widzenia prawa to działanie na szkodę instytucji
— mówi nam ważny urzędnik z MKiDN.
To zresztą nie wszystko. Problem dotyczy również praw autorskich do wystawy, jaka pojawiła się w MIIWŚ za czasów dyrektorowania Machcewicza.
Dyrekcja podpisuje jakieś umowy na własną pracę dla instytucji, którą kieruje i zabezpiecza prawa autorskie swoje, a nie instytucji - to jest zadziwiające i wymaga prześwietlenia
— słyszymy.
W praktyce ruchy byłego kierownictwa MIIWŚ polegały na maksymalnym utrudnieniu pracy nowemu kierownictwu połączonych muzeów. Tak też było przy skarżeniu decyzji ministra Glińskiego do sądów administracyjnych.
Uruchamiano miasto, rzecznika praw obywatelskich, wicepremier był oskarżany o to, że odbiera Polakom dostęp do kultury. W wojewódzkim sądzie administracyjnym ta sama pani sędzia nie rozpatrywała sprawy merytorycznie, tylko zamrażała stan rzeczy, uniemożliwiając Glińskiemu działania w tej sprawie.
Dopiero Naczelny Sąd Administracyjny przeciął dywagacje i przeciąganie liny. I to dwukrotnie. Co ciekawe, skargi strony ministerstwa były rozpatrywane przez długie tygodnie, podczas gdy Machcewicz i spółka czekali zaledwie kilka dni. W tle pojawiły się też kłótnie o zaplanowane przy budowie muzeum apartamenty - które poprzednia dyrekcja zaplanowała jako te na wynajem, a które - jak słyszy się w MKiDN - mogły posłużyć dla kierownictwa, które na co dzień nie mieszka w Gdańsku.
Oni czują się właścicielami III RP: wszystkich instytucji, muzeów, całej polskiej historii
— ubolewa rozmówca z ministerstwa.
Reakcja? MIIWŚ liczyło w tym roku na dotacje na poziomie 20 mln zł, ale ministerstwo przyznało mu jak dotąd połowę tej kwoty.
W tle sporu administracyjno-politycnzego jest istota sprawy. Szkoda, że spór o kształt Muzeum wyszedł poza merytoryczne dyskusje o meritum - czyli wydźwięk wystawy w muzeum. Przedstawiciele MKiDN wskazują, że stanowczo zbyt mało miejsca (jeśli w ogóle) poświęcono postaciom o. Kolego, Witolda Pileckiego czy Ireny Sendlerowej. Że wynajęci pierwotnie przewodnicy mówili o polskim antysemityzmie wycieczkom zagranicy. Poprzednie kierownictwo chciało jednak innego przesłania, ponadnarodowego, o okrucieństwie wojny, nie wyłącznie - ani choćby głównie - o bohaterstwie Polaków. To mógł być ciekawy spór o to, jaką wizję historii powinno opowiadać polskie państwo i jego instytucje. Niestety, zamiast rozmowy (do której zresztą podobno raz doszło, ale wzajemne zaufanie zostało nadszarpnięte późniejszymi relacjami z tego spotkania) w zamian mamy polityczną wojenkę, w której obóz III RP potrafi wykorzystać wiele zasobów, by uruchomić lawinę oskarżeń - często nieprawdziwych i niemających wiele wspólnego z faktami. Ale taki mamy klimat…
log
-
Idealny prezent na Święta - dobra książka!
Zapraszamy do naszej portalowej księgarni „wSklepiku.pl”. Znajdziesz tam szeroką ofertę interesujących wydawnictw, audiobooki oraz gry edukacyjne. Gwarantujemy pewną i szybką wysyłkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370501-tylko-u-nas-sprawa-muzeum-ii-ws-jak-w-soczewce-skupia-istote-sporu-miedzy-iii-a-iv-rp-czego-chce-cba-od-machcewicza-o-co-chodzi