Chyba jesteśmy w czasie, gdy ta Rzeczpospolita pookrągłostołowa kończy się na naszych oczach. Tworzy się nowa rzeczywistość, już nie obciążona tak bardzo PRL-em. Jest to zupełnie inna jakość. W tym kontekście refleksja ustrojowa powinna mieć miejsce. Myślę, że wiele osób ma tego świadomość, nawet opozycja. Tylko ona ze względu na to, że rządzi PiS, absolutnie nie chce do tematu podejść
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Jak pan ocenia orędzie pana prezydenta przed Zgromadzeniem Narodowym? Były w nim m.in. że było w nim sporo odwołań do jedności narodu.
prof. Mieczysław Ryba: Były nawiązania do rocznicy odzyskania niepodległości i ona wskazuje jak ważna jest jedność w sprawach fundamentalnych, zwłaszcza dotyczących relacji zagranicznych. Ten konflikt dzisiaj kreowany jest niezwykle niebezpieczny dla władzy państwowej. Głowa państwa, jako ta osoba, która stoi na straży niepodległości, w rozpoczynające się 100-lecie odzyskania niepodległości, jednoznacznie taką wizję daje.
Pan prezydent apelował właśnie do polityków, żeby spory krajowe nie wychodziły poza granicę Polski, bo one nie budują dobra Ojczyzny. Nawiązał tutaj do historii, mówiąc, że ie musielibyśmy walczyć o niepodległość, gdyby nie zabory, które zostały bezpośrednio spowodowane przez odwoływanie się do arbitrażu obcych potęg.
Pamiętajmy o tym, że w naszej tradycji historycznej jest ta zła sława Targowicy. Dodajmy, że wtedy nie wszystkim targowiczanom musiały przyświecać złe intencje. Jednak ta metoda była tak fatalna, że doprowadziła do rozbiorów. Trzeba się na takich błędach przeszłości uczyć. Zewnętrznie możemy układać się z każdym, ale jeżeli ktoś próbuje określać cele polityki polskiej na zewnątrz to jest to gigantyczny błąd, który w historii miał już miejsce. On może prowadzić do dramatu. Pamiętajmy, jak cennym dobrem jest niepodległość.
Wydaje się, że w tym kontekście istotne są słowa pana prezydenta o tym, że jubileusz odzyskania niepodległości powinien być takim momentem, kiedy ostatecznie odrzucimy niewiarę we własną wartość i własne siły.
Ależ oczywiście. Nie chodzi o to, że państwo polskie powstało w 1918 roku, bo ono w pewnym sensie powstało już 5 listopada 1916 roku. Tylko, że w 1918 r. ono powstało z wiarą we własne siły. To znaczy nie powołali go do życia zaborcy dla jakiś celów taktycznych, jak to było w 1916 r., ale że to był akt woli wewnętrznej. Wiara we własne siły pozwoliła obronić to państwo w sferze jego granic, stworzyć Centralny Okręg Przemysłowy, port w Gdyni itd. Gdybyśmy wierzyli w czynniki zewnętrzne, to w 1939 roku musielibyśmy albo „zawisnąć” na totalitaryzmie niemieckim albo sowieckim, bo to byli nasi sąsiedzi.
Wspomniane słowa prezydenta zdają się także odnosić do współczesnej Polski. Czy można je odczytywać w ten sposób, że nawet do tej pory brakuje nam tej wiary we własne siły?
Myślę, że ta niewiara występowała przez ostatnie dwadzieścia kilka lat po Okrągłym Stole w przeważającej ilości rządów polskich. Było to słychać w deklaracjach naszych ministrów spraw zagranicznych, wspomnę tutaj wystąpienie Radosława Sikorskiego, który w Berlinie wzywał Niemcy, żeby wzięły odpowiedzialność za Europę. Ta niewiara była bardzo duża. Z podsłuchów mówiących o tym, że Polska jest państwem teoretycznym, wiemy, że to było jednak pewne przekonanie. Myślenie o tym, że zagranica zadba o nasze interesy, jest myśleniem absolutnie XVIII-wiecznym, które nie doprowadziło do ocalenia państwa polskiego, ale do jego zguby.
Podczas orędzia prezydent wypowiedział też ciekawe słowa dotyczące tego, że nikt obecnie nie pamięta o parlamentarzystach z międzywojnia, którzy dopuszczali się ekscesów, natomiast pozostała pamięć po tych, którzy swoją pracą zasłużyli na miano mężów stanu. Te słowa chyba też można odnieść do bieżącej polityki?
Prezydent tutaj mówi o pewnym dziejowym spojrzeniu, długofalowym. To historyczne spojrzenie na niepodległość, jako o pewien proces. Tak powinna myśleć głowa państwa. Jednak czy te słowa prezydenta można pana zdaniem odnieść też do tej części obecnej opozycji, która dopuszcza się również różnych ekscesów?
Myślę, że tak. Prezydent jest bacznym obserwatorem tego, co się działo w lipcu w debacie sejmowej, co się działo na ulicach. Absolutnie to nie przypominało dyskusji merytorycznej. Ta totalność opozycji, czyli to, że krytykujemy wszystko bez względu na to, co by to nie było, jesteśmy gotowi jechać do zewnętrznych czynników, bez względu na to, czy one są nam przyjazne, to wszystko jest ocenione w sposób krytyczny. Prezydent pokazał perspektywę, że jeśli ktoś ma nastawienie patriotyczne, to niech ochłonie i pomyśli o tej Polsce, która będzie dziedziczona przez nasze dzieci i wnuki.
Prezydent w swoim orędziu nawiązał również do kwestii powstania nowej konstytucji, która ma zmienić polski system polityczny na miarę wyzwań obecnych czasów.
Chyba jesteśmy w czasie, gdy ta Rzeczpospolita pookrągłostołowa kończy się na naszych oczach. Tworzy się nowa rzeczywistość, już nie obciążona tak bardzo PRL-em. Jest to zupełnie inna jakość. W tym kontekście refleksja ustrojowa powinna mieć miejsce. Myślę, że wiele osób ma tego świadomość, nawet opozycja. Tylko ona ze względu na to, że rządzi PiS, absolutnie nie chce do tematu podejść.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370478-nasz-wywiad-prof-ryba-myslenie-o-tym-ze-zagranica-zadba-o-nasze-interesy-jest-mysleniem-absolutnie-xviii-wiecznym