Nie mam poczucia wstydu. Kiedy wokół mnie wybuchła afera, stwierdziłem, że nie będę się bronił. Okazało się, że to spowodowało tylko jedno: hejt nadal był. Nadal kłamano na ten temat i opowiadano niestworzone historie. Ja siedziałem cicho i się nie broniłem. Kiedy moja rodzina została doprowadzona do sytuacji, w której naprawdę trudno żyć, stwierdziłem, że muszę się bronić. Muszę bronić siebie i swojej rodziny. Nie uważam, żeby było wstydem to, że jest się w trudnej sytuacji. Wstydem jest hejt, atakowanie ludzi
— stwierdził Mateusz Kijowski w rozmowie z Renatą Kim, odpowiadają na pytanie, czy nie ma poczucia zażenowania i wstydu w związku z tym, co się wokół niego dzieje.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kijowski bez wstydu! „Jeśli przyjaciele chcą pomóc, to nie jest w tym nic złego. Nie rozumiem, w czym jest problem”
Stwierdził, że w końcu jego cierpliwość się wyczerpała i musiał powiedzieć, jak jest.
Kiedy ktoś mnie pyta, jaka jest sytuacja, to odpowiadam. Przez długi czas ukrywałem i ludzie mówili, że chcą mi pomóc, ale muszę powiedzieć jak jest. Okazało się, że w ciągu dosłownie kilku dni prawie 300 osób aktywnie włączyło się w zbiórkę, która została zorganizowana poza moją wiedzą. Ja ostatecznie zaakceptowałem ją, kiedy wszystko było gotowe do odpalenia, po konsultacjach z prawnikami. To duże zaufanie ze strony ludzi i wyraz uznania
— powiedział Kijowski.
Ale to nie wszystko. Kijowski nie tylko nie uważa, że nie ma nic złego w tym, że zorganizowano dla niego zrzutkę, ale też odnosząc się do swoich wyliczeń powiedział, że to odpowiedź na zarzuty internetowych hejterów.
Nie wyliczałem pomocy. Jak się dokładnie w to wczyta, to widać, że odpowiadam na zarzuty hejterów internetowych. Jeżeli ktoś mówi: „niech pójdzie na budowę i zacznie spłacać długi”, to trzeba wyliczyć. Gdzie jest budowa, na której można zarobić tyle, ile wyliczyłem? Po to, żeby spłacać długi, muszę zarobić tyle, żeby móc je spłacać
— bredził były lider KOD, uwikłany w aferę z fakturami.
Pytany o to, jak można wyliczyć ile dokładnie powinien zarabiać o oczekiwać, że dostanie się takie pieniądze powiedział, że on nie ma takich oczekiwań, tylko pokazał, jaka jest sytuacja.
Ja nie oczekuję, że dostanę takie pieniądze. Ja pokazałem, jaka jest sytuacja. Mam 2100 zł alimentów miesięcznie. To znaczy, że muszę dostać na rękę tyle pieniędzy plus te na swoje utrzymanie. Do tego dochodzi spłacanie długów. Gdybym chciał je spłacić w ciągu 10 lat, to musiałoby do tego dojść prawie 2 tys. miesięcznie
— stwierdził.
Kiedy prowadząca rozmowę Renata Kim zwróciła uwagę, że nie rozumie tej logiki, bo wydaje jej się, że lepiej iść do pracy i mieć te dwa tysiące złotych, niż liczyć na to, że ktoś da pracę za 8 tys. Kijowski oznajmił, że wcale nie mówi, że nie lepiej iść do pracy za 2 tys. zł.
Ja mówię, że jeżeli ktoś mi mówi, że mam iść do pracy i zacząć spłacać długi, to to jest sprzeczne ze sobą. Nie da się pójść do dowolnej pracy. Mogę pracować, ale nie udaje mi się zdobyć żadnej pracy
— użalał się Kijowski.
Przyznał, że szuka pracy, rozmawia z ludźmi, przyjaciółmi, którzy mają firmy i dopytuje, czy nie mogą mu jakoś pomóc.
Tak, jak się szuka pracy. Wielokrotnie szukałem pracy i wcześniej ją znajdywałem. W tej chwili nie mam takiej możliwości.
Stwierdził, że nie czuje się źle z tym, że ludzie dają mu pieniądze, bo tak generalnie wygląda każdy stosunek pracy.
W opisie zbiórki jest napisane: „Stypendium Wolności – Mateusz zostań w Polsce”. Chodzi o to, żebym został w kraju, byśmy mogli razem działać. Jakie są moje działania? Regularnie piszę bloga, którego ludzie czytają, wspieram „Literiadę”, uczestniczę w projekcie „Pociąg do tolerancji”. To wszystko traktuję jako swoją aktywność i rozumiem, że ludzie chcieliby, żebym dalej to robił. Stwierdzili więc, że można mi pomóc
— powiedział Kijowski.
wkt/newsweek opinie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370323-himalaje-hipokryzji-kijowskiego-jezeli-ktos-mi-mowi-ze-mam-isc-do-pracy-i-zaczac-splacac-dlugi-to-to-jest-sprzeczne-ze-soba