Przypomnijmy, że mimo braku zmian w roku 2014 doszło do autokompromitacji PKW, dzisiaj staramy się temu zapobiec. Od urzędników PKW oczekiwałbym raczej, by myśleli jak rozwiązać problem, a nie tworzyli sobie znany części urzędniczej mentalności „pupochron”, na wypadek gdyby coś się nie udało
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Łukasz Schreiber (PiS), członek Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego (NPW).
Jak przyjął Pan fakt nagłego wycofania się przedstawicieli PKW z prac NPW nad projektem zmian w Kodeksie wyborczym?
Łukasz Schreiber: Wycofanie się z tych prac przedstawicieli PKW budzi zdumienie, ale to ich decyzja. Przypomnę, że brali udział w pracach komisji i w każdym momencie byli dopuszczeni do głosu. Pan przewodniczący Hermeliński przyszedł tylko na chwilę i od razu dostał możliwość zabrania głosu. Twierdzili, że wycofują się z prac w związku z tym, że PKW jest krytykowana i oskarżana o fałszerstwa. Pojawiały się tego rodzaju głosy, ale ze strony społecznej i zawsze wówczas przewodnicząca KBW pani minister Tokaj zabierała głos. Trudno więc, żeby o cokolwiek tutaj oskarżać prezydium komisji.
Sędzia Wojciech Hermeliński komentując propozycje zmian w Kodeksie wyborczym stwierdził, że mogą one doprowadzić do destabilizacji procesu wyborczego. To prawda?
Jest wręcz przeciwnie. Przypomnijmy, że mimo braku zmian w roku 2014 doszło do autokompromitacji PKW, dzisiaj staramy się temu zapobiec. Od urzędników PKW oczekiwałbym raczej, by myśleli jak rozwiązać problem, a nie tworzyli sobie znany części urzędniczej mentalności „pupochron”, na wypadek gdyby coś się nie udało.
Jak odnosi się Pan do zarzutu, że wprowadzenie nowej procedury liczenia głosów spowolni ogłoszenie wyników wyborów samorządowych?
Ale będzie nowa komisja, która będzie przystępowała do prac wypoczęta. Może trochę ten proces się opóźni, ale w sensie kilku godzin. Z punktu widzenia obywateli nie ma jednak większego znaczenia to, czy te wyniki pojawią się w lokalach wyborczych o 3 w nocy, czy też o 7 rano. To nie wydaje się więc jakąś kluczową sprawą.
Jest jednak jeszcze kwestia komisarzy. Hermeliński twierdzi, że będą to osoby bez doświadczenia, które miałyby dzielić Polskę na okręgi wyborcze i obwody głosowania. Dlaczego to rozwiązanie jest tak krytykowane?
Pamiętajmy, że komisarze mieliby to robić tylko w kilku określonych przypadkach, np. zmiany granic. Po drugie będą pod Państwową Komisją Wyborcza, której składu nie zmieniamy do roku 2019. Ze strony opozycji jest to więc rytualne bicie piany i próba wprowadzenia zamętu i wojennej atmosfery. Przypomnijmy jednak, że sami zmieniali okręgi pod wybory do Senatu i wprowadzili podobną zmianę tylko po to, żeby inaczej podzielić okręgi do rad gmin.
Wspomniał Pan o opozycji. Kosiniak-Kamysz nazywa wasz projekt „zbójecką ordynacją”. PO twierdzi z kolei, że Polacy zostaną pozbawieni praw wyborczych i nie będzie się liczyło to kto jak głosuje, tylko kto liczy głosy. Podnoszą również, że ustawa ma zwiększyć jedynie szanse na wygraną PiS w wyborach samorządowych. Dziwi to Pana?
To bzdura. Są tutaj trzy podstawowe filary. Jeden to jest cały pro-obywatelski pakiet demokratyczny, w którym wprowadzamy zmiany w funkcjonowaniu samorządu, zwiększenie udziału obywateli i wzmocnienie pozycji radnych, co zresztą wchodzi po wyborach. I te rozwiązania są raczej powszechnie chwalone. Druga sprawa, to zwiększenie jawności i transparentności. Jeżeli gdzieś były fałszerstwa, to rzeczywiście w tym sensie może to poprawić wyniki PiS, że nie będzie ich tym razem. I jest sprawa trzecia, czyli niektóre zmiany systemowe, strukturalne, ale i tak część z nich- w tym reforma PKW - wchodzi dopiero po wyborach parlamentarnych. Proporcjonalność na wszystkich szczeblach, czyli zniesienie w gminach jednomandatowych okręgów ani pomoże, ani nie pomoże. To jest pewna likwidacja czasem bardzo złych sytuacji w samorządach, gdy nie ma w ogóle opozycji w Radzie, jest wójt, jego komitet i mają pełne poparcie i pełną reprezentację. To nie jest sytuacja znakomita. Możemy się oczywiście spierać kto co uważa, co byłoby lepsze, a co gorsze, ale trudno uznać, żeby to było jakimś uderzeniem w kogokolwiek i miałoby w jakiś szczególny sposób pomagać PiS. Mam wrażenie, że politycy opozycji mierzą innych swoja miarą, a poza tym próbują cały czas znajdować pomysły i preteksty, by utrzymywać stan wzburzenia części społeczeństwa i by móc mówić o wyprowadzaniu ludzi na ulice. To są prawdziwe powody tej histerii. Chyba, że jest nimi to, że zabieramy gminom możliwość organizacji wyborów. To już nie radni, czyli najbardziej zainteresowani, będą zmieniali granice okręgów wyborczych tylko niezależni urzędnicy PKW. Krytykować można wszystko jak wskazuje opozycja, ale to nie wytrzymuje próby faktów.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przypomnijmy, że mimo braku zmian w roku 2014 doszło do autokompromitacji PKW, dzisiaj staramy się temu zapobiec. Od urzędników PKW oczekiwałbym raczej, by myśleli jak rozwiązać problem, a nie tworzyli sobie znany części urzędniczej mentalności „pupochron”, na wypadek gdyby coś się nie udało
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Łukasz Schreiber (PiS), członek Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego (NPW).
Jak przyjął Pan fakt nagłego wycofania się przedstawicieli PKW z prac NPW nad projektem zmian w Kodeksie wyborczym?
Łukasz Schreiber: Wycofanie się z tych prac przedstawicieli PKW budzi zdumienie, ale to ich decyzja. Przypomnę, że brali udział w pracach komisji i w każdym momencie byli dopuszczeni do głosu. Pan przewodniczący Hermeliński przyszedł tylko na chwilę i od razu dostał możliwość zabrania głosu. Twierdzili, że wycofują się z prac w związku z tym, że PKW jest krytykowana i oskarżana o fałszerstwa. Pojawiały się tego rodzaju głosy, ale ze strony społecznej i zawsze wówczas przewodnicząca KBW pani minister Tokaj zabierała głos. Trudno więc, żeby o cokolwiek tutaj oskarżać prezydium komisji.
Sędzia Wojciech Hermeliński komentując propozycje zmian w Kodeksie wyborczym stwierdził, że mogą one doprowadzić do destabilizacji procesu wyborczego. To prawda?
Jest wręcz przeciwnie. Przypomnijmy, że mimo braku zmian w roku 2014 doszło do autokompromitacji PKW, dzisiaj staramy się temu zapobiec. Od urzędników PKW oczekiwałbym raczej, by myśleli jak rozwiązać problem, a nie tworzyli sobie znany części urzędniczej mentalności „pupochron”, na wypadek gdyby coś się nie udało.
Jak odnosi się Pan do zarzutu, że wprowadzenie nowej procedury liczenia głosów spowolni ogłoszenie wyników wyborów samorządowych?
Ale będzie nowa komisja, która będzie przystępowała do prac wypoczęta. Może trochę ten proces się opóźni, ale w sensie kilku godzin. Z punktu widzenia obywateli nie ma jednak większego znaczenia to, czy te wyniki pojawią się w lokalach wyborczych o 3 w nocy, czy też o 7 rano. To nie wydaje się więc jakąś kluczową sprawą.
Jest jednak jeszcze kwestia komisarzy. Hermeliński twierdzi, że będą to osoby bez doświadczenia, które miałyby dzielić Polskę na okręgi wyborcze i obwody głosowania. Dlaczego to rozwiązanie jest tak krytykowane?
Pamiętajmy, że komisarze mieliby to robić tylko w kilku określonych przypadkach, np. zmiany granic. Po drugie będą pod Państwową Komisją Wyborcza, której składu nie zmieniamy do roku 2019. Ze strony opozycji jest to więc rytualne bicie piany i próba wprowadzenia zamętu i wojennej atmosfery. Przypomnijmy jednak, że sami zmieniali okręgi pod wybory do Senatu i wprowadzili podobną zmianę tylko po to, żeby inaczej podzielić okręgi do rad gmin.
Wspomniał Pan o opozycji. Kosiniak-Kamysz nazywa wasz projekt „zbójecką ordynacją”. PO twierdzi z kolei, że Polacy zostaną pozbawieni praw wyborczych i nie będzie się liczyło to kto jak głosuje, tylko kto liczy głosy. Podnoszą również, że ustawa ma zwiększyć jedynie szanse na wygraną PiS w wyborach samorządowych. Dziwi to Pana?
To bzdura. Są tutaj trzy podstawowe filary. Jeden to jest cały pro-obywatelski pakiet demokratyczny, w którym wprowadzamy zmiany w funkcjonowaniu samorządu, zwiększenie udziału obywateli i wzmocnienie pozycji radnych, co zresztą wchodzi po wyborach. I te rozwiązania są raczej powszechnie chwalone. Druga sprawa, to zwiększenie jawności i transparentności. Jeżeli gdzieś były fałszerstwa, to rzeczywiście w tym sensie może to poprawić wyniki PiS, że nie będzie ich tym razem. I jest sprawa trzecia, czyli niektóre zmiany systemowe, strukturalne, ale i tak część z nich- w tym reforma PKW - wchodzi dopiero po wyborach parlamentarnych. Proporcjonalność na wszystkich szczeblach, czyli zniesienie w gminach jednomandatowych okręgów ani pomoże, ani nie pomoże. To jest pewna likwidacja czasem bardzo złych sytuacji w samorządach, gdy nie ma w ogóle opozycji w Radzie, jest wójt, jego komitet i mają pełne poparcie i pełną reprezentację. To nie jest sytuacja znakomita. Możemy się oczywiście spierać kto co uważa, co byłoby lepsze, a co gorsze, ale trudno uznać, żeby to było jakimś uderzeniem w kogokolwiek i miałoby w jakiś szczególny sposób pomagać PiS. Mam wrażenie, że politycy opozycji mierzą innych swoja miarą, a poza tym próbują cały czas znajdować pomysły i preteksty, by utrzymywać stan wzburzenia części społeczeństwa i by móc mówić o wyprowadzaniu ludzi na ulice. To są prawdziwe powody tej histerii. Chyba, że jest nimi to, że zabieramy gminom możliwość organizacji wyborów. To już nie radni, czyli najbardziej zainteresowani, będą zmieniali granice okręgów wyborczych tylko niezależni urzędnicy PKW. Krytykować można wszystko jak wskazuje opozycja, ale to nie wytrzymuje próby faktów.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/369895-nasz-wywiad-schreiber-politycy-opozycji-probuja-caly-czas-znajdowac-preteksty-by-utrzymywac-stan-wzburzenia-czesci-spoleczenstwa?strona=1