Jest weekend i mam nieco więcej czasu. Mogłem zatem spojrzeć do komentarzy pod moim krótkim buntem z wczoraj. Chodziło o głos posła Krzysztofa Czabańskiego oceniający program Jana Pospieszalskiego jako stronniczy, a ściślej niemal robiony na zamówienie hodowców norek, a przeciwko ekologom. Nie wypowiadałem się jednak o zwierzętach, ale o programie i walnięciem weń „z grubej rury” szefa Rady Mediów Narodowych. Dokonał on bowiem nie oceny, ale osądu dziennikarza. A tym się różni ocena od osądu, że oceny się dowodzi i ją argumentuje, a osąd kroczy tuż przed tzw. hejtem. I tyle.
Ale przy okazji wyszedł istotny problem. Problem naszego stosunku do zwierząt. Mój pogląd na tę sprawę jest następujący. Mieliśmy sobie ziemię czynić poddaną (Rodz.1:26). Z polecenia Boga mamy panować nad wszelkimi stworzeniami na ziemi. Panować nie oznacza wytłuc w pień ani się znęcać. Oznacza również, jak u Koheleta, „opiekę nad ptaszęciem”, które zamknęło się do klatki. Nie może mu niczego brakować. Ale trzeba przy tym pamiętać, że to człowiek, a nie koń czy mrówka, został stworzony na obraz i podobieństwo boże.
Bezwzględny zakaz zabijania zwierząt byłby początkiem naszej katastrofy. Rośliny i zwłoki zwierząt, które spożywamy są nam niezbędne do życia, rozmnażania się i funkcjonowania. Jak tlen i woda. Z tym dyskutować nie można. Bo dyskusja byłaby niedorzeczna. Roślina bywa przerobiona na mleko, na mięso. W przypadku drapieżników i wszystkożernych także inne zwierzęta są karmą. I to jest prawo naturalne, na które możemy tak samo złorzeczyć jak na grawitację czy parowanie wody. Bóg wskazując zwierzęta jako nam podległe ustalił tym samym naturalny porządek świata. I nie pytał „czy chcesz o tym porozmawiać” tylko swoim zwyczajem powiedział „ma tak być”. Wszak gdyby chciał to by powiedział sikorkom, aby panowały nad ludźmi. I też by pewnie tego nikomu nie uzasadniał. Bóg tak ma.
Ale co mają zrobić ateusze? No właśnie, co? Otóż muszą sobie stworzyć własnego bożka. A ponieważ bliższa koszula ciału, to czynią go z samych siebie. Bo to oni chcą rozsądzać, co jest zgodne z naturą, a co nie. To zupełnie szczególny typ pogaństwa.
Co w tym wszystkim robią „ekolodzy”? Ano, lewitują i lewicują. Lewica i lewactwo mają to do siebie, że koniecznie muszą się kimś opiekować. Najlepiej wbrew jego woli czy wyraźnej potrzebie. Nasamprzód była to klasa robotnicza. Ale ta moda się z różnych przyczyn (także ekonomicznych) niemal skończyła. Potem kobiety, bronione przez sufrażystki (często słusznie), a dzisiaj to feministki (często głupie). I to nie zginęło. A nawet doprowadziło do tego, że niewieście narządy płciowe stały się podstawą różnych parytetów. Jak w przypadku opieki nad klasą robotniczą punkty za pochodzenie. Potem przyszedł czas na homoseksualistów. Znów nikt ich nie pytał czy chcą. Odgórnie (człowiek=bóg) stwierdzono, że wszyscy są uciśnieni i dyskryminowani. Niewielka ich część wyszła z transparentami żądając walca, który przyjdzie i wyrówna. Ale dla rozmaitych Scheuringów czy Rabiejów to wystarczy, aby kwantyfikator „wszyscy” zastosować jako jedynie prawdziwy. To też się nie skończyło. Jeszcze.
Całkiem niedawno doznaliśmy kolejnego nawrotu faszynizmu (feminizm+faszyzm) eugenicznego. To problem aborcji. Hasło „Mój brzuch należy do mnie” zrobiło karierę zawrotną. Mam wrażenie, że gdyby te panie zawczasu zorientowały się, że nie tylko brzuch, ale i mózg powinien do nich należeć, a także chuć i przede wszystkim vagina, to problem aborcji by poważnie stopniał. Po prostu „zanim się puścisz, to pomyśl gdzie zlecisz”. No, ale wszystko ma zastąpić tabletka „dzień po”, która mocno przypomina „rozum po fakcie”. A wystarczy wszak zmienić kolejność, prawda? Jeśli twój brzuch należy do Ciebie, to do kogo należy to dziecko? Też do ciebie? Jeśli jeden człowiek jest własnością drugiego, to ma to swoją nazwę. A to już brunatne, a nie zielone. Ale takimi dylematami Szczuki, Środy (cóż za ograniczona osoba!) i Bratkowskie sobie głowy nie zawracają.
Teraz jest czas na uchodźców. I znów lewactwo daje o sobie znać. I znów swoim zwyczajem nie oglądając się na skutki. Jak zwykle – furda konsekwencje! Co ich to obchodzi. O lewactwie można bowiem powiedzieć niemal wszystko, ale nie to, że jest odpowiedzialne za swoją mowę, myśli i uczynki.
Niczym innym jak lewactwem połączonym z neopogaństwem są w większości ruchy ekologiczne. Przyroda jest bowiem wobec lewactwa bezbronna. I myślę, że jest jej strasznie przykro i głupio, że ma takiego rzecznika. Bo kto na rzecznika wybiera jąkałę i jeszcze idiotę? Tak zwani „ekolodzy” głoszą równouprawnienie zwierzęcia i człowieka. Ale dziwnym trafem niezwykle wybiórczo. Bo przecież życie ma wiele form i nie ogranicza się do norek, tchórzofretek czy bocianów. Jak rozumiem ekolodzy to wyłącznie weganie. Rzecz jasna nie ma wśród nich wędkarzy. Nie jedzą słonych paluszków i makaronu (bo tam sproszkowane jajka). Noszą spodnie na gumowych szelkach (paski są ze skóry), sandały z łyka i gardzą jedwabiem (pochodzi z okradania jedwabników). Nie walczą z owsikami we własnym ciele, ani tym bardziej z tasiemcem, mendami i wszami. To wszystko wszak stworzenia boże! Lewactwo nie zna granic. Zawsze chce zniszczyć jednych dla drugich. Nie odróżnia rzeźnika od mordercy, a hodowli od zagłady. W tym kontekście łatwo zrozumieć dlaczego chroni kornika drukarza, a nie drzewa w puszczy. Oczywiście zakażą zieloni walki z nowotworami. Boć to przecież niepolityczne zabijać nowe, niewinne komórki gdy te stare się rządzą bezkarnie.
Swego czasu w moich okolicznych lasach (a spędzałem tam codziennie kilka godzin) pojawiła się wśród lisów wścieklizna. Leśnicy wysypali dla nich paszę, w której była szczepionka. W ten sposób dużo tych rudzielców przeżyło. Zachwiano jednak mechanizm selekcji. Przeżyły także starsze osobniki. Ale skutek uboczny walki z chorobą był taki, że lisy w nadmiarze zrobiły spustoszenie w populacji zajęcy, które z czasem spotykałem znacznie rzadziej niż na przykład łosie. No, ale ekolodzy zaprotestowali przeciwko odstrzałowi lisów. Z właściwą sobie odpowiedzialnością. I dzięki nim zajączki spotykamy właściwie tylko w zoo. Brawo zuchy!
Lewactwo nas otacza. Cały czas krąży. I co jakiś czas nam wychodzi przed oczy. A to w postaci „Krytyki politycznej”- kolejnego wcielenia obrony klasy robotniczej, a to w postaci „czarnych marszów”, a to w postaci obrony sędziów (nie pytając ich rzecz jasna o zdanie), a to znów „w temacie” norek, wolności (konopi rzecz jasna) czy kultury (która naprawdę nie ogranicza się do Jandy, Ostaszewskiej czy „Klątwy”). Lewactwo żyje ze swej niechcianej pomocy. I z Sorosa rzecz jasna.
Czasami mam wrażenie, że „ekolodzy” marzą, aby żyć na planecie małp zapominając, że te zwierzęta bywają na wolności niezwykle niebezpieczne i agresywne, a udomowione są wszak przez ludzką podłość zniewolone i pozbawione godności.
Kiedyś śniła mi się moja Arabeska (to taka klacz). Siedziała na moim grzbiecie i klepała mnie po szyi. Obudziłem się…zielony. Z przerażenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/369879-lewacki-porzadek-swiata-czasami-mam-wrazenie-ze-ekolodzy-marza-aby-zyc-na-planecie-malp