Kary, które zostały orzeczona dla sprawców gwałtu na tłumaczce z Elbląga nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością; wydałem polecenie wniesienia apelacji domagając się surowej kary
— poinformował w środę minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Ziobro był pytany na środowej konferencji prasowej o sprawę zgwałconej tłumaczki z Elbląga. Sprawa dotyczy wydarzeń z września 2013 r., do których miało dojść podczas szkolenia w Kaliningradzie z udziałem grupy pracowników Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. Po powrocie do kraju tłumaczka, która towarzyszyła grupie szkolących się, zgłosiła się na policję, twierdząc, że została zgwałcona.
Sąd Rejonowy w Elblągu 20 listopada skazał b. ratownika medycznego Mariusza C. za gwałt na karę dwóch lat bezwzględnego więzienia wolności i 10 tys. zł zadośćuczynienia dla pokrzywdzonej kobiety. Uniewinnił natomiast drugiego z ratowników Jarosława G., który był oskarżony o tzw. inne czynności seksualne wobec poszkodowanej.
Minister sprawiedliwości powiedział, że jest wstrząśnięty tragedią tłumaczki i jej cierpieniem, jakiego doznała ze strony okrutnych oprawców, którzy, jak podkreślił, traktowali ją w sposób nieludzki, nie zważając na jej prośby, na to, że dostała ataku epilepsji i zaspokajali swoje „zwierzęce żądze” jej kosztem.
Ziobro podkreślił, że jest także wstrząśnięty tym, jak polskie państwo, wymiar sprawiedliwości traktował tę kobietę.
Jeżeli dochodzi do tak ciężkiego przestępstwa, to kary muszą być sprawiedliwe. Kary, które zostały orzeczone, w mojej ocenie, nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością. Dlatego wydałem polecenie wniesienia apelacji od tych wyroków domagając się surowej kary
— poinformował minister sprawiedliwości.
Jak mówił, wszystko, co przeżyła tłumaczka z Elbląga wskazuje na gehennę skrzywdzonych kobiet w Polsce.
Trudno się dziwić, że wiele kobiet nie ma odwagi, trzeba wręcz mówić o heroizmie, jeżeli idzie się w takich sprawach do sądu i zgłasza się fakt popełnienia przestępstwa zgwałcenia
— dodał szef MS.
Przypomniał, że zaproponował zmiany w Prawie karnym, które oznaczają radykalne zaostrzenie odpowiedzialności karnej za tego typu przestępstwa. Ziobro przypomniał, że według jego propozycji dolna granica kary sięgałaby 8 lat pozbawienia wolności, a górna - 25 lat.
Wyrok sądu z 20 listopada nie jest prawomocny. Proces z uwagi na charakter zarzucanych czynów toczył się za zamkniętymi drzwiami. Był to ponowny proces w sprawie gwałtu, do którego doszło we wrześniu 2013 r. w Kaliningradzie podczas szkoleń dla pracowników Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. Po powrocie do kraju tłumaczka, która towarzyszyła grupie szkolących się, zgłosiła się na policję, zawiadamiając, że została zgwałcona.
W maju 2015 r. Sąd Rejonowy w Elblągu uznał obu mężczyzn za winnych zarzucanych im czynów - Mariusz C. za gwałt został skazany na karę dwóch lat więzienia z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na pięć lat, natomiast Jarosław G. za dopuszczenie się tzw. innej czynności seksualnej wobec poszkodowanej został skazany na karę ośmiu miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na trzy lata. Sąd zdecydował wówczas także, że mężczyźni muszą zapłacić w sumie 40 tys. zł zadośćuczynienia pokrzywdzonej kobiecie, która w procesie występowała jako oskarżyciel posiłkowy.
Wyrok kary więzienia w zawieszeniu, jaki sąd orzekł w pierwszym procesie wobec jednego z mężczyzn oskarżonych o zgwałcenie, wywołał protesty organizacji i środowisk kobiecych. Apelację od tamtego wyroku złożyli zarówno prokurator, jak i obrońcy oskarżonych, a także pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej.
W wyniku apelacji wyrok sądu I instancji uchylił we wrześniu 2015 r. Sąd Okręgowy w Elblągu. Sprawę raz jeszcze rozpatrywał elbląski sąd rejonowy. Wyrok po ponownym procesie zapadł 20 listopada.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ocenił w środę, że wszczęcie śledztwa to prawidłowa reakcja na demonstrację nacjonalistów, którzy nieśli wizerunki polityków PO na szubienicach. Zarzucił PO bezczynność wobec podobnych zachowań dotyczących polityków PiS.
Dziś, kiedy jestem prokuratorem generalnym, w tej sprawie wszczęto śledztwo. Kiedy Donald Tusk był premierem, żadnych tego rodzaju działań nie podjęto, nawet nie został wyrzucony na zbity - nie powiem, co - człowiek, przewodniczący klubu Platformy, który nawoływał do rzeczy, które były haniebne
— mówił na konferencji prasowej Ziobro.
Dodał, że na „Błękitnym marszu” zorganizowanym w maju przez PO znalazł się transparent z „kluczowym politykiem” PiS na szubienicy.
Co wówczas uczynili politycy PO, by potępić tego rodzaju praktykę? Czy złożyli zawiadomienie do prokuratury? Czy domagali się ścigania osoby, która na ichniejszym marszu wprowadziła tego rodzaju obyczaj, który został teraz, rozumiem, podjęty, przez narodowców w Katowicach?
— pytał Ziobro.
Według ministra „dzisiaj reakcja jest prawidłowa - prokuratura wszczęła śledztwo”.
Ja staram się, jeśli to nie jest konieczne, nie ingerować w poszczególne postępowania. Jest prowadzone postępowanie, zaczekajmy na jego efekty, ustalenia, oceny
— powiedział.
Zdarza mi się ingerować, z reguły robię to dopiero wtedy, kiedy okazuje się w finalnym etapie danego postępowania, że prokuratorzy sprawę sobie lekceważą, nie prowadzą jej tak jak należy, natomiast staram się zachować swój dystans i gwarantować pełną niezależność prokuraturze, bo przejęcie kompetencji prokuratora generalnego i możliwość ingerencji nie oznacza, że każdą sprawę prowadzi prokurator generalny
— mówił dziennikarzom.
Według ministra „póki co w naszym kraju jedynym politykiem, który został zabity z uwagi na poglądy polityczne, nie był polityk PO, tylko polityki obozu PiS, z całą pewnością było też to inspirowane mową nienawiści, w którą wysłuchiwał w rozmaitych mediach, również z ust polityków PO” - mówił Ziobro, nawiązując do zabójstwa działacza PiS w biurze taj partii w Łodzi w 2010 r. Dodał, że niektórzy ludzie „pewne apele i zawołania traktują dosłownie”, przypomniał słowa o „wyrżnięciu watahy”, „wypatroszeniu” i „zastrzeleniu”.
Prokuratura wszczęła w środę śledztwo w sprawie sobotniej manifestacji nacjonalistów w Katowicach, której uczestnicy powiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów PO. Europarlamentarzyści mają w sprawie status pokrzywdzonych i planowane jest ich przesłuchanie. Postępowanie wszczęto z powodu przynależności politycznej, gróźb bezprawnych wobec europosłów - popierających rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie Polski.
W połowie listopada kilkoro posłów PO poparło rezolucję, w której wezwał rząd do przestrzegania norm praworządności, wyraził zaniepokojenie projektowanymi zmianami w sądownictwie, które - uznali europarlamentarzyści - „mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce”. W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił „ksenofobiczny i faszystowski” Marsz Niepodległości.
Przeciwko rezolucji głosowali europosłowie PiS; SLD wstrzymał się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO wstrzymała się od głosu, ale sześcioro europosłów PO - Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Róża Thun - poparło dokument. To ich portrety nacjonaliści umieścili na szubienicach.
ems/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/369414-minister-ziobro-wszczecie-sledztwa-to-prawidlowa-reakcja-na-szubienice-na-demonstracji-nacjonalistow