Jednego dnia dwie komisje. Pierwsza w Sejmie – sprawiedliwości. Druga w krajowej prokuraturze – weryfikacyjna do spraw warszawskiej reprywatyzacji. Inne założenia, inni politycy, inne cele. Jednakże z obydwu tych komisji wyłaniają się dwie Polski, dwa jakże różne środowiska polityczne. Gdyby zrobić eksperyment i przenieść jednorodne środowiska, np. zbliżone do Platformy Obywatelskiej, czyli z grubsza dzisiejszej tzw. opozycji totalnej, z jednej komisji do drugiej, to w niewielkim stopniu zmieniłoby to oblicza tych komisji.
Z jednej strony na jaw wyszłyby niemal te same patologie, mające miejsce w przeszłości, a drugiej strony ujawniłyby się te same postawy i zachowania – utrzymanie stanu poprzedniego, ponieważ nawet jeśli zdarzały się niekorzystne z punktu widzenia przeciętnego Polaka jakieś niekorzystne rzeczy, to miały one charakter incydentalny. Fundamentom państwa jego generalnym zasadom ustrojowym nie można niczego zarzucić – głosi to środowisko. Odwrotnie, były one wzorowe, stworzyły w kraju demokrację, realizowały zasady równości i sprawiedliwości społecznej, budowały instytucje oraz kształciły i kształtowały kadry, które zapewniały stały postęp ekonomiczny, wspinanie się społeczeństwa na coraz wyższy stopień cywilizacyjnego rozwoju, wytyczanego przez postępową Europę.
To jest także inna Polska. Państwo, którego większość instytucji wyrosło z ustaleń okrągłego stołu i magdalenkowych umów, będące przedłużeniem PRl, a nazywane szumnie III RP, do czasu, kiedy się ta nazwa nie zdewaluowała kompletnie. Kiedy okazało się, że jest to często pieniądz jeśli nie fałszywy, to na pewno podrabiany mocno. I sprawnie. Przynajmniej w niektórych dziedzinach życia. Dobrze podretuszowana PRL rękami zainteresowanych fachowców. Niekiedy specjalistów od żonglowania prawem i umiejętnością wykorzystywania prawa i prawników. Przy wykorzystaniu mechanizmów wyćwiczonych do perfekcji w czasach PRL, kiedy decydowały relacje partyjno-towarzyskie. Kiedy partia była często tożsama z władzą.
Obraz takich relacji oglądaliśmy dziś słuchając jednego ze świadków przed Komisją Weryfikacyjną. Były burmistrz Bielan Zbigniew Dubiel. Później kilka lat radnym, a obecnie starającym się o załatwienie emerytury. To był niezwykły okaz. Człowiek, którego większość dojrzałego życia przypadło na czasy PRL. Starszy, niepozorny pan, mogący uchodzić równie dobrze za profesora uniwersytetu, co za sprzedawcę w kiosku z gazetami. Jedno co miał w sobie charakterystycznego dla elity III RP. Pełną pogardę i lekceważenie komisji. Jako organu, który nic mu zrobić nie może. Skupiający według niego ignorantów i prostaków. Dlatego musiał, co chwila prostować ich pytania i uchylać ich zarzuty. Oddalać dziwne pretensje, odpędzając je niczym natrętne owady, chcące ssać jego krew burmistrza.
Nie zdając sobie w pełni z tego sprawy, odkrył siebie jako idealne narzędzie samorządowej administracji do realizacji przekrętów reprywatyzacyjnych. Bo albo w pełni świadomie, co jest najbardziej prawdopodobne, świetnie rozumiał ten nieuczciwy proceder i był jego aktywnym – co prawda – pionkiem tylko. Albo beznadziejnym, najważniejszym urzędnikiem dzielnicy, który inne sprawy miał na głowie, aby interesować się nadużyciami. Jedno jest pewne – za nic miał zwykłych ludzi, mieszkających w jego dzielnicy. Za nic miał ich kłopoty duże i małe. Za nic miał ich dramaty. Prawdopodobnie gardził nimi, bo nigdy nie interesowały go ich żywotne sprawy. Tylko pozornie nieszkodliwy. Wywołujący odruch obrzydzenia twór.
Jakże chętnie rozpędziłby na cztery wiatry tę zakichaną komisję weryfikacyjną, która wprowadza tylko chaos i bałagan do stolicy.
I druga komisja. Pracująca w Sejmie nad prezydenckimi projektami ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. Tu już posłowie, politycy związani z III RP nie muszą niczego ukrywać. Chcą zostać w Polsce, jaką wspólnymi siłami budowali przez ostatnie ćwierćwiecze, a która gwarantowała im dostęp do władzy, przywilejów. zbijania fortun i komfortowego życia. Polsce, w której prezydentami byli tajni współpracownicy służb specjalnych rosyjskich i polskich budujących walczących o zwycięstwo komunizmu. Polsce, w której sądownictwo opierało się na kadrach rozpoczynających kariery w ciemnych czasach PRL, w Polsce, gdzie na uniwersytetach, politechnikach i akademiach nadal królowali ci, którzy dominowali tam w Polsce Ludowej. A którzy szybko zaadoptowali się do warunków pozorowanej demokracji.
Czy można się dziwić, że wychowani na cieniach demokracji i praworządności, boją się jak ognia prawdziwej demokracji, rzeczywistej praworządności? Że nie potrafią oderwać się od zobowiązań i ustaleń przy okrągłym stole. A każde odejście od tamtych umów, a nawet tylko ich korekta, traktowane są jako zamach na coś niewzruszalnego, niemal świętego, co do końca istnienia ludzkości pielęgnować trzeba i kultywować w praktyce. Nie żartuję. Takie argumenty pojawiły się w ustach tych, którzy chcą uchronić sądownictwo od zagłady zaplanowanej i przygotowanej przez prezydenta Andrzeja Dudą i PiS. Większość członków tej komisji nie zadaje sobie trudu merytorycznej obrony. Bojkotuje i blokuje programowo. Bez najmniejszej żenady stosuje obstrukcje, poprzez nanoszenie dziesiątek poprawek i zgłaszanie co kilka minut wniosków formalnych, które trzeba głosować.
Czasami mam wrażenie, że ci którzy „w imieniu narodu i społeczeństwa” wykazują superaktywność w bojkocie reformy sądownictwa, na miejsce swojej autentycznej śmieszności, pielęgnują w świadomości obraz własnego pomnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/369302-walka-o-swiat-utracony-politycy-zwiazani-z-iii-rp-nie-musza-niczego-ukrywac