Jan Hartman, będący – co warto przypomnieć – profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim, znany jest szerszej publiczności przede wszystkim ze swojego niezbyt ortodoksyjnego podejścia do obowiązujących norm kulturowych. Jest bioetykiem, którego słuchaczami są m.in. studenci medycyny. Jako zagorzały libertyn nie ma nic przeciwko kazirodztwu, eutanazji czy – to chyba oczywiste – aborcji. Jednym słowem Hartman to taka nasza zaściankowa wersja markiza de Sade.
Publiczne występy Hartmana budzą zwykle tumult na prawicy. Wywołują różne reakcje od obrzydzenia po zażenowanie. Tak było wtedy, gdy domagał się legalizacji związków kazirodczych, a także ostatnio, gdy samobójstwo Piotra S. na warszawskim Placu Defilad wzbudziło w nim nadzieję na wybuch antypisowskiej rewolucji. Hartman nie ma oporów przed nazywaniem swoich współobywateli chamami oraz przed życzeniem Polsce katastrofy gospodarczej. Wszystko jest bowiem dla niego lepsze aniżeli rządy chamów, to znaczy demokratycznie wybrane władze.
Wydaje się, że Hartman nie jest już w stanie przekroczyć kolejnej granicy żenady, ale najwyraźniej ciągle nie doceniamy jego możliwości. W poniedziałek oskarżył na swoim blogu Żydów o zdradę. Czym zgrzeszyli Hartmanowi, nota bene z pochodzenia również Żydowi (czego nigdy nie ukrywał, wręcz przeciwnie)? Ano tym, że nie walczą z pisowskim rządem. Nie tylko nie walczą, ale nawet wchodzą z nim w komitywę. Kroplą przepełniającą dla Hartmana czarę histerii (bo chyba nie goryczy, to byłoby dla niego zbyt defensywne) była Międzynarodowa Konferencja „Pamięć i nadzieja”, poświęcona pamięci Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej. Uczestniczyli w niej m.in. polscy i izraelscy politycy, a jednym z organizatorów był – o zgrozo! – o. Rydzyk.
Hartman przy tej okazji nawymyślał zarówno o. Rydzykowi jak i jego „sprzedajnym” gościom z Izraela, podważył polski udział w pomocy udzielanej Żydom podczas wojny, a na koniec oświadczył, że Żydzi zdradzili. Dodał asekuracyjnie, że nie wszyscy Żydzi (bo on akurat nie). Inaczej mówiąc, uznał walkę z antysemityzmem za kolejną formę antysemityzmu. Bo to przecież jasne, że prawica z definicji jest antysemicka i nawet Żydzi są antysemitami, jeśli tej oczywistości nie dostrzegają.
Nie warto zagłębiać się dłużej w meandry umysłu Hartmana. Pozostawmy to jego słuchaczom (w końcu to oni studiują medycynę). Nie ma także sensu rozwodzić się nad jego pychą, która każe mu występować w imieniu Żydów pomimo, że sam – jak można wyczytać z jego słów – gardzi tożsamością narodową. Warto jednak pochylić się nad szkodliwością tego, co wypisuje. Bo z jego felietonu wynika, że najbardziej martwi go normalizacja stosunków polsko-żydowskich. A to chyba znaczy, że należy zrobić wszystko, aby do niej nie dopuścić. Czy Hartmanowi marzą się prowokacje, pogromy Żydów rodem z XIX wieku? Tego nie wiem, ale biorąc pod uwagę jego dotychczasową publicystykę, pozostanę przy znaku zapytania. Na szczęście Polakom i Żydom jest dziś znacznie bliżej do siebie niż chciałby tego Jan Hartman. Cóż, rzeczywistość bardzo odbiega od tego mrocznego świata, który Hartman stworzył sobie w umyśle i którego projekcje odbijają się w jego felietonach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/369285-mroczny-swiat-jana-hartmana-w-ktorym-zdradzili-go-juz-wszyscy-nawet-zydzi