Wprowadzenie wolnych niedziel w dużym handlu przyniesie Polsce same korzyści: społeczne, kulturowe, w długiej perspektywie gospodarcze (szansa na realną niszę dla umierającego małego handlu, wciąż pozostającego w polskich rękach). Uważam, że to istotny element cywilizowania Polski, dziś niezwykle chaotycznej, urządzonej według w swej istocie wschodniego hasła „Róbta co chceta”.
Rozumiem jednak, że to sprawa, która wzbudza sporo emocji, dlatego dobrze, że zaczynamy od kompromisu (2 wolne niedziele od 1 marca 2018 roku, później przez dwa lata dochodzenie do pełnego wymiaru). Parlament będzie mógł dokonać zmian, jeśli okaże się, że zajdzie taka konieczność. Warto jednak zauważyć, że społeczna reakcja na zmianę wydaje się generalnie bardzo spokojna, wręcz życzliwa. Można odnieść wrażenie, że sytuacja dojrzała do przywrócenia wolnej niedzieli, zabranej Polakom tak naprawdę przez komunistów.
Przeciwnicy tego typu regulacji podnoszą hasła wolności gospodarczej i osobistej. W tym przypadku odrzucają jednak doświadczenie zachodu, które choć bardzo zróżnicowane, wyraźnie jednak akceptuje pewne, często daleko idące ograniczenia wolności gospodarczej. Opisywanie dzisiejszego kapitalizmu jako swego rodzaju mutacji XIX-o wiecznych Stanów Zjednoczonych jest zwykłym nieporozumieniem. Nawet w USA czy Wielkiej Brytanii (nie wspominając już o państwach ukształtowanych przez chadecję czy socjaldemokrację) niemal każda branża ma swojego regulatora, wkraczającego często i zdecydowanie, i to bez uzasadnienia w postaci nowej ustawy. Świat Zachodu jest dość ściśle regulowany, i to na każdym poziomie i w każdej sferze; umiejętność adekwatnej regulacji jest wręcz kluczową przewagą w globalnym wyścigu. Oczywiście, jest to regulacja bardzo racjonalna, zazwyczaj uczciwa, oparta często na porozumieniu.
Właściwie nie wiadomo, jaki model gospodarczy i społeczny polscy wolnościowcy proponują Polsce. Od kogo mamy się uczyć, na kim wzorować? Pewnie odpowiedzą, że sami wymyślimy wszystko, albo że samo się ułoży, ale to nie jest odpowiedź, ponieważ nie jest przypadkiem, że sugerowany model dzikiego zachodu nie działa nigdzie na świecie. A Polska nie powinna eksperymentować w tak kluczowej sprawie. Owszem, w różnych państwach zdarzają się okresy, gdy deregulacja i ostre cięcia wydatków publicznych są konieczne (Thatcher, Reagan), ale nigdy nie trwają one zbyt długo; są reakcją na oczywistą przesadę i jednoznaczne błędy, są oczyszczeniem, dobrą kontrewolucją, ale później same z kolei podlegają korekcie, także ze strony konserwatystów. To raczej balansujące się wzajemnie cykle niż w pełni samodzielne propozycje.
Czy Polska dziś potrzebuje gwałtownej deregulacji i cięcia wydatków? W mojej ocenie Polska potrzebuje przede wszystkim ułożenia: przebudowy, uproszczenia i uczytelnienia reguł, a w wielu sferach (np. krajobrazowej) wręcz ostrzejszej regulacji. W gospodarce i kwestiach socjalnych Polska powinna naśladować realny zachód, opierający się na współpracy i planowaniu działań, a nie zachód wymyślony. Powinna też realnie patrzeć na siebie, i nie przyjmować fałszywego opisu (np. o rzekomo drastycznym poziomie opodatkowania).
W sferze społecznej i gospodarczej (nie kulturowej i obyczajowej) trzeba iść drogą zachodu, który od dawna dba o balans pomiędzy pracą a życiem, który wspiera rodziny z dziećmi niezwykle sowitymi zasiłkami, i który coraz mocniej zabiega o realna równość podatkową(bogaci, tak jak biedniejsi, też muszą płacić na rzecz wspólnoty, a nie unikać płacenia podatków, i państwo musi ten obowiązek egzekwować).
Odpowiedzią na oczywistą niewydolność naszego systemu w wielu obszarach nie może być propozycja likwidacji tych resztek państwa, które jeszcze nam po III RP zostały. Nie może być nią także program skrajnego egoizmu społecznego, który zwłaszcza w Polsce skończy się po prostu końcem państwowości.
Kto nie chce płacić polskich podatków, ten będzie płacił podatki zaborcze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/368922-wprowadzenie-wolnych-niedziel-w-duzym-handlu-przyniesie-polsce-same-korzysci-takze-gospodarcze