W wywiadzie dla „Newsweeka” znana niemiecka politolożka Ulrike Guérot poczyniła niepokojące wyznanie. Otóż stwierdziła ona, że bliżej jej do Polaków protestujących przeciwko PiS, aniżeli do własnych rodaków głosujących na Alternatywę dla Niemiec (AfD).
W tym krótkim zdaniu mamy zawartą pełną syntezę ideologii liberalnej lewicy. Wspólnotę należy budować wedle nowych kryteriów, np. wedle światopoglądu, płci, preferencji seksualnych itp. Ta nowa wspólnota zastąpi i zniszczy dotychczas istniejące więzi, takie jak naród czy religia. To zresztą nic nowego. Na tej samej zasadzie próbowali budować nowe społeczeństwo komuniści, odwołując się do międzynarodowego proletariatu jako lojalności wyższej niż narodowość. Tym różnili się np. w Polsce od socjalistów, którzy – w większości – postulat sprawiedliwości społecznej traktowali na równi z walką narodowowyzwoleńczą.
Można oczywiście, tak jak Ulrike Guérot, odrzucać poglądy części własnych rodaków. Ale nie powinno to wywoływać tak daleko idących konsekwencji jak wyrzeczenie się więzi z częścią własnego społeczeństwa. Chyba, że uznamy, iż fakt przynależności do tego samego narodu, mówienia tych samym językiem i wychowania w tej samej kulturze i historii, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Przy tej okazji warto przyjrzeć się środowiskom polskiej liberalnej lewicy. Wydaje się, że jej przekonanie o własnej elitarności, wielka i ciągle werbalizowana potrzeba wyemancypowania się z otaczającego ją pospólstwa, doskonale wpisuje się w prądy napływające do nas z Europy Zachodniej. Bo czymże innym jest pogarda wobec własnego społeczeństwa, przekonanie, że nie zasługuje ono na współudział w rządach?
Zupełnie inaczej wygląda też w tym kontekście donoszenie na własne państwo. Ci, którzy nie odczuwają związku ze swoim społeczeństwem, uważają, że są ponad nim, próbują szukać więzi z podobnie myślącymi grupami za granicą. Tworzą międzynarodówkę liberalnej lewicy, funkcjonalną arystokrację, której członkom bliżej jest wzajemnie do siebie samych niż do własnych narodów. Ta międzynarodówka uzurpuje sobie prawo do kreowania polityki w Europie, do budowy nowego transnarodowego społeczeństwa. Dlatego nie ma tu miejsca na takie staroświeckie lojalności jak państwo czy naród.
Na razie nikt spośród antypisowskiej opozycji nie powiedział jeszcze głośno, że bliżej mu do wielokulturowych Niemców niż do katolickich Polaków, ale ten sposób myślenia jest w tych środowiskach obecny od dawna i wychodzi na jaw przy wielu okazjach. Przy głosowaniach w Parlamencie Europejskim, przy urąganiu rozmaitych liberalnych celebrytów na wstrętną polską tłuszczę, przy ich bełkotliwych zapewnieniach, że „wstyd mówić po polsku”, oraz przy przekonaniu, że tłuszcza nie zasługuje na to, aby mieć prawo głosu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/368831-kolodziejski-miedzynarodowka-liberalnej-lewicy-czyli-dlaczego-niektorzy-niemcy-walcza-z-pis