Krytyk filmowy i lewicowy publicysta Jakub Majmurek analizuje na portalu wp.pl zapowiadaną reformę ordynacji wyborów samorządowych. Majmurek stawia tezę, że tym razem rzeczywiście mamy do czynienia z zagrożeniem dla demokracji. „PiS znowu rozgrywa wszystkich”- pisze publicysta.
Zgadzam, się, że Kaczyński „rozgrywa wszystkich”. To przecież istota polityki. Nie jest tajemnicą, że akurat Kaczyński robi to najlepiej w Polsce. Dlatego ma władzę, jakiej w Polsce jeszcze nikt nie posiadał. Pisałem już, że jako konserwatysta szczególnie mocno przywiązany jestem do idei samorządu i decentralizacji władzy, której z natury rzeczy nie ufam. Wyznaję tocqueville’owską zasadę mówiącą, że wolność stowarzyszenia się jest niezbędną gwarancją zabezpieczającą społeczeństwo przed tyranią większości. Na każde próby ograniczania samorządności patrzę nieufnie, choć z drugiej strony mieszkając na prowincji widzę patologię „małych ojczyzn”, rządzonych przez miejscowe układziki.
Mój tekst jednak nie jest o istocie reformy samorządowej PiS. Chdzi mi o coś innego. Majmurek zwraca uwagę na bardzo ciekawą kwestię, o której nie raz pisałem na tych łamach.
Fraza „zagrożenie dla demokracji” była nadużywana w ostatnich dwóch latach tak często, że całkowicie nam spowszedniała. Zupełnie jak gafy Petru, teorie smoleńskie, przepychanki na miesięcznicach czy połajanki pod adresem „gorszego sortu”. To spowszechnienie sprawiło, że opinia publiczna coraz bardziej apatycznie reaguje na kolejne ostrzeżenia mediów, ekspertów czy polityków głoszących, że rządzący Polską obóz wygasza demokrację liberalną i przygotowuje się do wprowadzenia autorytarnych porządków nad Wisłą.
pisze publicysta, dodając, że w przypadku reformy samorządowej ordynacji wyborczej można mówić o zagrożeniach dla liberalnej demokracji.
Czy PiS buduje autorytaryzm i ład putinowski? Taki pogląd to histeria wynikająca z wieloletniego straszenia „moherami”, które niespodziewanie wyszły spod łóżka jak Bogeyman i, ku przerażeniu, przejął władzę. Natomiast nie wykluczam, że istnieje plan przedefiniowania demokracji, która wcale nie musi mieć liberalnego wymiaru.
To przedefiniowanie nie jest wcale wymysłem Kaczyńskiego. Zachodnia liberalna demokracja bardzo mocno spętała się poprawnością polityczną, stępiła swoje niezbędne dla przetrwania zęby i zaczęła się oligarchizować. Do tego doszły próby stworzenia nietykalnej kasty liberalnych arystokratów, którzy „dorośli do demokracji” i nadali sobie dzięki temu prawo do arbitralnego narzucania masom swoich idei. Ludy zaczęły się przeciw tyranii liberalnego status quo buntować nie tylko na Węgrzech i w Polsce, ale też w USA oraz Wielkiej Brytanii. Możliwe więc, że dogmaty liberalnej demokracji zostaną zastąpione przez rozumianą w klasyczny sposób Republikę, o której Madison mówił, że jest lepsza niż demokracja. Choć akurat ekipa Kaczyńskiego jest zbyt rewolucyjna, by budować państwo głównie na sile ponadpartyjnych instytucji.
Jednak załóżmy na potrzeby tego tekstu, że Kaczyński rzeczywiście ma w planach wprowadzenie autorytaryzmu i zlikwiduje realną demokrację. Zrobi to pętając władzę sądowniczą, podporządkuje sobie samorząd i tak pogmera w ordynacji do wyborów parlamentarnych, że będzie wygrywał w kolejnych dekadach. PiS nie buduje obecnie nawet własnej oligarchii jak Orban, ale wyobraźmy sobie, że jakimś cudem będzie miał siłę, by podporządkować sobie cały kraj.
Kto mu przeszkodzi? W normalnych warunkach przeszkodziłaby opozycja. U nas jednak antyrządowy obóz od pierwszych chwil po przejęciu przez prawicę władzy zaczął krzyczeć o końcu demokracji. Zanim Zjednoczona Prawica zaczęła wprowadzać jakiekolwiek zmiany, już ogłoszono, że w Polsce nastąpił koniec wolności. Policja miała wchodzić o 6 rano do każdego krytykujące rząd obywatela, Bruksela miała wyrzucić nas z Unii, a gospodarka się zawalić pod rządami nowego Jaruzelskiego z Żoliborza.
Nic takiego się nie stało, ale słowa już padły. Bardzo szybko się zdezawuowały. Antyrządowy obóz złożony z polityków, publicystów, artystów i nawet najbardziej infantylnych celebrytów tak długo krzyczał „pali się”, że kiedy pojawi się ogień, nikt im nie uwierzy.
Mówili, że demokracja miała szybko zniknąć. Polacy natomiast w kolejnych sondażach coraz wyraźniej popierają „Kaczora-dyktatora”. Będzie tak nadal, nawet jeżeli zdemonizowany do granic możliwości Kaczor rzeczywiście będzie chciał zmienić ustrój Polski. Nikt nie uwierzy, że ma takie zamiary. Dzięki komu? Dzięki wam, pożal się Boże, opozycjo. Dobrze, że jednak tego autorytaryzmu nie będzie. Inaczej „przebudzeni” wystawią wam rachunek za swoje krzywdy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/368508-zalozmy-ze-prawica-rzeczywiscie-chce-ograniczyc-demokracje-kto-wam-teraz-uwierzy-w-krzyki