Do hucpy w Parlamencie Europejskim dołożył swoje antypolskie trzy grosze i zdominował publiczną dyskusję na kilka dni. Pusty śmiech mnie ogarnia, gdy właśnie on, Donald Tusk, zarzuca komukolwiek realizowanie strategii pisanych na Kremlu. Bo to nie kto inny, ale właśnie on – zanim koniunkturalnie nie zmienił frontu, by wystarać się o posadkę w Brukseli – spacerował „na smyczy Putina”.
Tak właśnie z Marcinem Wikłą zatytułowaliśmy artykuł w tygodniku „Sieci” opublikowany przed rokiem. Zachęcam, by właśnie dziś wrócić do jego pełnej treści, którą załączam poniżej. Na kolejnej stronie również artykuł sprzed pół roku, „Kłamca smoleński”, o polityce polskiego rządu wobec Rosji w latach 2009-2010, ze szczególnym uwzględnieniem działań MSZ. To wszystko kładzie się głębokim cieniem na biografii Donalda Tuska.
Celnie opisał ten – bodaj najczarniejszy – fragment politycznej drogi szefa RE prof. Andrzej Nowak.
Chcę podkreślić ten aspekt, bo nie było w stosunkach polsko-rosyjskich w ostatnich dekadach ważniejszej od katastrofy smoleńskiej sprawy, w której gra szła o podmiotowość Polski. To był nie tylko test na działanie polskiego państwa, na działanie premiera, na asertywność wobec nieprzyjaznego nam państwa, ale też na zwykłą godność.
Wszystkie te testy Tusk oblał. Z jednego powodu – owego wiernopoddaństwa Kremlowi, które złożył na ołtarzu „europeizacji Rosji” i swojej kariery.
Ociekającym topornością politycznych tez ćwierknięciom Tuska przeciwstawiam szczegółowo opisane dokumenty. Pozbawiają one sensu jakąkolwiek dyskusję z teflonowym królem Europy.
NA SMYCZY PUTINA
Nigdy wcześniej tej wagi materiały w sprawie katastrofy smoleńskiej nie były przedstawione opinii publicznej. Dotarliśmy do kilkudziesięciu niejawnych dokumentów opatrzonych klauzulami – wciąż obowiązującymi – „zastrzeżone”. Te notatki i szyfrogramy pozwalają po raz pierwszy zajrzeć do szokującej kuchni rozmów na najwyższym szczeblu. Co ustalali Tusk, Komorowski, Sikorski, Bahr, Klich, Borusewicz z Putinem, Miedwiediewem, Ławrowem, Iwanowem? Treść rozmów pozwala dojść do jednego wniosku: tamta władza nie zrobiła nic, by wyjaśnić, co wydarzyło się w sobotni poranek 10 kwietnia 2010r.
Jak to możliwe, że polski minister obrony dziękował Rosjanom za „dużą operatywność na miejscu zdarzenia” i „za szybką, sprawną identyfikację ciał”? Dlaczego pół roku po katastrofie polski minister spraw zagranicznych w rozmowach z rosyjskimi dyplomatami traktował Smoleńsk jako temat marginalny? Jak polski prezydent mógł pod koniec 2010 r. — gdy było już wiadomo, jak będzie wyglądał raport MAK — w najmocniejszym zdaniu rozmowy z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem jedynie zaapelować o „wystrzeganie się błędów”, które mogą zaważyć na dwustronnych relacjach?
Lektura dokumentów, do których dotarliśmy, wprawiła nas w zdumienie. Wiedzieliśmy, że polskie władze oddały wyjaśnianie katastrofy w ręce Moskwy, ale nie przypuszczaliśmy, jak bardzo najważniejsi polscy politycy położyli się przed Rosjanami. Żadne suwerenne państwo po takiej tragedii, po takim potraktowaniu przez potencjalnego sprawcę nie zachowałoby się w ten sposób. Nie pozwoliłoby sobie na omijanie tak fundamentalnej kwestii jak tajemnicza śmierć urzędującego prezydenta i elity narodu.
Otwieraliśmy szeroko oczy, widząc, że w kontaktach dyplomatycznych ważniejsze od prawdy i rzetelnego śledztwa było wszystko: Centra Dialogu i Porozumienia, mały ruch graniczny, plany budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim, kwestie nieruchomości dyplomatycznych, wizy dla Rosjan w UE, opieka nad cmentarzami radzieckimi w Polsce, wymiana młodzieży czy niestabilność sytuacji w Mołdowie. Byle omijać temat najważniejszy. Byle nie drażnić „niedźwiedzia”. Uniżeni niemal jak Gomułka wobec Breżniewa.
„Dobra symfonia współpracy”
Ważną w tej historii datą jest 1 września 2009 r. w Trójmieście. Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc, że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie „realiów postsopockich”.
Tych słów użył Jurij Uszakow, zastępca szefa Kancelarii Rządu Federacji Rosyjskiej, w rozmowie z polskim wiceministrem spraw zagranicznych Andrzejem Kremerem w Moskwie 25—26 stycznia 2010 r. W notatce naszego dyplomaty czytamy o sopockim „ważnym impulsie” i jego efektach, m.in. negocjowanej właśnie umowie gazowej i przygotowaniach do uroczystości katyńskich. Kremer pisze: „Zaznaczyłem, że strona polska zdecydowała o zorganizowaniu jednej oficjalnej uroczystości w Katyniu, która odbędzie się 10 kwietnia br. z udziałem Premiera D. Tuska”. Taki wtedy po polskiej stronie był plan — jedna uroczystość, właśnie 10 kwietnia, niezależnie od składu najwyższych polskich władz. W konsultacjach uczestniczył również wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow. Był zadowolony z ustaleń, gdyż „strona rosyjska chciałaby postawić »tłustą kropkę« nad tym zagadnieniem”.
Jak dziś już doskonale wiemy, kolejne tygodnie przyniosły decyzję o rozdzieleniu wizyt premiera i prezydenta — podjętą na Kremlu, a zaakceptowaną przez Donalda Tuska. To jego rząd miał ocieplać relacje z Moskwą, a Lech Kaczyński miał w tym nie przeszkadzać. Jak powiedział 9 lutego 2010 r. Siergiej Ławrow do ówczesnego marszałka Senatu Bogdana Borusewicza: „Udział premierów RP i FR w uroczystościach, które odbędą się w kwietniu br. w Katyniu, stanie się moralno-etycznym przełomem w stosunkach między Polską a Rosją”. W czasie tej moskiewskiej wizyty Bogdan Borusewicz spotkał się też z Siergiejem Mironowem, przewodniczącym Rady Federacji Rosyjskiej. Notatka z tego wydarzenia zaczyna się słowami: „Rozmówca podkreślił, że istotne znaczenie dla obecnego i przyszłego rozwoju stosunków polsko-rosyjskich będą miały osobowości przywódców Polski i Rosji” („rola jednostki w historii”). Wyraził zadowolenie z powołania jesienią 2009 r. Polsko-Rosyjskiej Grupy Senackiej, nazywając ją „potężną gromadką” (nawiązanie do nazwy grupy wybitnych kompozytorów rosyjskich XIX w.), która „da nam dobrą symfonię współpracy”.
Pięciostronicowy dokument nie zawiera ani słowa o prezydencie RP, choć od kilku tygodni było już wiadomo, że też zamierza on odwiedzić Katyń.
Prezydent „kłopotem”
Publicznie Lech Kaczyński zapowiada to 4 lutego 2010 r. 17 lutego minister Kremer spotyka się z ambasadorem Grininem — na jego prośbę. Zanotuje później: „Wyraziłem nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski—Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne określenie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. […] co do terminu wspólnych uroczystości z udziałem premierów, orientujemy się na 7 kwietnia br.”. W notatce ze spotkania 25 lutego w Moskwie czytamy, że Uszakow potwierdził datę spotkania premierów. I dalej: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia”. Te słowa kończą dokument. Wizyta prezydenta jest wątkiem pobocznym.
Tymczasem relacje na szczeblu szefów rządów kwitną. Z szyfrogramu ambasadora Jerzego Bahra z 3 marca dowiadujemy się: „Asystent Uszakowa przekazał w trakcie okazjonalnego spotkania 2.03, że premier Putin oczekuje, iż w trakcie spotkania z premierem RP w Katyniu otrzyma od nas zaproszenie do złożenia wizyty w Polsce w 2011 r., »do którego odniesie się pozytywnie«”.
W kolejnym szyfrogramie, wysłanym dwa dni później, Bahr informuje centralę, że „wystosowane przez W. Putina zaproszenie dla Donalda Tuska do Katynia spotkało się z dużym zainteresowaniem w tutejszym korpusie dyplomatycznym. O komentarz w tej sprawie prosili nas nie tylko dyplomaci europejscy (Wielka Brytania, Niemcy, Ukraina), ale nawet ambasador Singapuru”. Zdaniem Bahra świat widzi, że „rzeczywiste intencje Kremla co do Katynia nie są do końca jasne”.
1 kwietnia 2010 r. dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ Jarosław Bratkiewicz sporządza bardzo ważną notatkę „nt. koncepcji wizyty D. Tuska w Rosji”. Również ona — jak pozostałe opisywane przez nas dokumenty — jest niejawna. Poza programem ramowym zawiera np. analizę nastrojów na Kremlu. Moskwie chodzi o to, by spotkaniem w Katyniu nie tylko ostatecznie zamknąć w stosunkach z Polską temat zbrodni NKWD, lecz także wykorzystać je jako dowód dla świata, że „Rosja definitywnie się zmienia i poszukuje trwałych rozwiązań problemów, z jakimi nie uporała się przez 20 lat po upadku ZSRR”.
W tej grze mają uczestniczyć wyłącznie Tusk i Putin. „Wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za »zagraniczny komponent« wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej” — czytamy w analizie polskiego MSZ.
To spotkanie musi się odbyć bez prezydenta, ponieważ ma to być „gest o szczególnie doniosłym znaczeniu w stosunkach polsko-rosyjskich ostatniego dwudziestolecia. Obecność obu premierów w Katyniu stanowi akcent o istotnej wymowie symbolicznej w bilateralnym dialogu międzyrządowym, potwierdzający skuteczność polityki obecnego rządu RP wobec Rosji”.
Rząd Donalda Tuska za wszelką cenę chciał zapisać sobie sukces w postaci skutecznego ocieplenia relacji z Rosją. Jak pokażą kolejne tygodnie i miesiące, nawet kosztem honoru państwa polskiego.
Na pogrzebie o biznesie
Kilka dni później dochodzi do niewyobrażalnego dramatu. Ginie 96 osób. Świat nie widział jeszcze katastrofy lotniczej, w której w zasadzie zostałaby zdekapitowana elita dużego państwa.
Rząd Polski, po długiej grze z Rosją przeciw własnemu prezydentowi, w obliczu jego śmierci, nie zmienia swoich priorytetów — konsekwentnego budowania fasadowej przyjaźni z Moskwą. Przypomnijmy: Donald Tusk natychmiast przystaje na rosyjskie warunki, które oznaczają oddanie śledztwa w ręce potencjalnych sprawców tragedii; nie korzysta z proponowanej od sojuszników pomocy, nawet nie stara się kontrolować rosyjskich czynności z ciałami ofiar.
To, co znajdujemy w dokumentach sporządzonych po katastrofie, po prostu nie mieści się w głowie.
18 kwietnia. Pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu. Co ma wypłynąć z tragedii smoleńskiej? W notatce MSZ czytamy o słowach p.o. prezydenta Bronisława Komorowskiego do prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa: „Choć wydarzenie to miało tragiczny charakter, zrodziło pozytywne emocje Rosjan wobec Polaków i Polaków wobec Rosjan, co powinno dopomóc w zabliźnieniu się otwartej rany, jaką była sprawa Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich […], należy wykorzystać atmosferę wzajemnej życzliwości, by wykonać kolejne kroki wiodące do pojednania”. Śmierć polskiej elity schodzi na plan dalszy. Staje się narzędziem w zwykłych dyplomatycznych negocjacjach — w sprawie odtajnienia akt katyńskich czy utworzenia Domów Wspólnej Historii. Komorowski przyjmuje zaproszenie na 9 maja do Moskwy i zaprasza Miedwiediewa do Polski po wyborach prezydenckich: „Oprócz ważnego wymiaru symbolicznego wizyta powinna mieć także kontekst praktyczny, dotyczący przede wszystkim współpracy gospodarczej”.
Donald Tusk zaś m.in. chwali działanie rosyjskich służb po katastrofie i deklaruje, że „strona polska w dowód wdzięczności za ofiarną postawę Rosjan, zaangażowanych w pomoc rodzinom ofiar, planuje odznaczyć obywateli FR, zaangażowanych w ww. działania”. We wnioskach ze spotkania czytamy m.in.: „Należy pilnie uruchomić działania na rzecz odnowienia/ uporządkowania cmentarzy radzieckich w Polsce, m.in. poprzez włączenie w tę akcję władz samorządowych oraz harcerzy. […] Konieczne jest podjęcie działań ws. godnego upamiętnienia czerwonoarmistów zmarłych w polskich obozach jenieckich”.
O pierwszych rosyjskich przeszkodach w badaniu katastrofy (a te już się pojawiają) polskie władze milczą.
Wdzięczność ministra Klicha
21 kwietnia Jerzy Bahr raportuje, że rosyjski wicepremier i minister obrony Siergiej Iwanow, „mimo iż nie jest zdrów, jest gotów przyjąć min. B. Klicha 24 bm. (sobota)”. Następnego dnia ambasador wysyła kolejny szyfrogram: „S. Iwanow, zgadzając się na przyjęcie w sobotę Pana Ministra (»niezależnie od swej choroby«), uczynił zdecydowany gest. Dawniej o podobne natychmiastowe spotkanie musieliśmy długo zabiegać. Jako powód sami podaliśmy chęć podziękowania; nie podziękujemy — powstanie u gospodarzy podejrzenie, że mamy ku temu powody”. Czy nie takie właśnie postawy miał na myśli Radosław Sikorski, mówiąc o „murzyńskości” w dyplomacji?
Za co należało się podziękowanie? Wyjaśnia kolejny dokument. Podsumowujący spotkanie ministrów obrony szyfrogram Bahra do wiceministra spraw zagranicznych Jacka Najdera jest jeszcze bardziej kuriozalny. Bogdan Klich „podziękował władzom Rosji przede wszystkim za dużą operatywność na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie, i za szybką, sprawną identyfikację ofiar” (sic!). Występuje o kopie trzech rejestratorów. Do czego są mu potrzebne? „Ujawnienie zapisów obaliłoby te spekulacje, które nie sprzyjają dobrej atmosferze relacji polsko-rosyjskich”. Znów przyjaźń z Moskwą jest najważniejsza.
Iwanow szybko sprowadza go na ziemię: „Co do przekazania kopii rejestratorów — Rosja nie zna takich precedensów”. I podkreśla, zasłaniając się przepisami: „Na to śledztwo patrzy cały świat, nie wolno zatem tworzyć precedensu łamania prawa międzynarodowego” (konwencja chicagowska zabrania publikowania zapisów). No właśnie… są dwa tygodnie po katastrofie. Rosjanie już wiedzą, że Polacy nie skorzystali z tego, iż „patrzy cały świat”, i nie zadbali o swoje interesy. Można więc nawet w oficjalnych rozmowach dokręcać śrubę. Obecna na spotkaniu Tatiana Anodina proponuje polskim wysłannikom odsłuchanie nagrań, ale pomysłowi ich publikacji z „troską” się przeciwstawia: „Wywoła ono w środkach masowego przekazu niepotrzebne spekulacje nt. różnych wersji, postawi wiele osób (w tym rodziny pilotów) w niewygodnej sytuacji. Mogą być wskazani winni — bez zakończenia śledztwa”. A więc wina pilotów? Już na tym etapie? Choć chwilę wcześniej Aleksander Bastrykin, szef Komitetu Śledczego FR, zapewnia, że „śledztwo zakłada wszystkie możliwe wersje katastrofy”.
To, co znajdujemy na końcu notatki Jerzego Bahra, wygląda na kiepski kabaret: „Rosjanie mają zameldować W. Putinowi nasze zdanie obejmujące: a) zachowanie konfidencjonalności, b) wdzięczność za wysłuchanie nagrań głosowych, c) odczucie, że praca idzie do przodu”. Dyplomata pisze to z pełną powagą! Znamienna jest także wypowiedź rosyjskiego ministra transportu Igora Lewitina, który „podkreślił, że to rząd, a nie wojsko, powinien się zajmować śledztwem” (cyt.: „Jak z naszej strony wejdą wojskowi, to śledztwo się nigdy nie skończy”).
Metr w głąb
6 maja w Moskwie duet Andrzej Seremet—Tomasz Turowski (w wolnym tłumaczeniu: laik plus agent) siadają naprzeciwko Jurija Czajki (34 lata stażu w rosyjskiej prokuraturze) i gen. Aleksandra Bastrykina (w ZSRR i Rosji przeszedł przez niemal wszystkie ważne funkcje prokuratorskie). Mogą się tylko przysłuchiwać wywodom o sprawnej współpracy między obiema stronami. Sprzeciwu nie ma. Gdy świeżo upieczony polski prokurator generalny wskazuje, że na miejscu tragedii wciąż można znaleźć szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste, Bastrykin obiecuje zabezpieczyć rejon katastrofy i oznajmia, że „teren przesondowano już do 1 m głębokości”. Tydzień wcześniej te słowa w polskim Sejmie wypowiedziała Ewa Kopacz. Jak wiemy, i Bastrykin, i Kopacz kłamali.
Jerzy Bahr podsumowuje spotkanie prokuratorów: „Atmosfera rozmów była pragmatyczna i konstruktywna”. Po co ambasador tak koloryzuje rzeczywistość? Przecież to wewnętrzna korespondencja dyplomatyczna.
Polscy urzędnicy idą jednak dalej. Mydlą oczy również zachodnim politykom. Jak pisze Bahr z Moskwy po Dniu Zwycięstwa, Bronisław Komorowski roztacza przed Angelą Merkel wizję „dobrej współpracy z Rosjanami podczas śledztwa po katastrofie 10.04”. Niemiecka kanclerz mówi, że „w stosunkach z sąsiadami należy być szczególnie wrażliwym”, co przez polską stronę odczytywane jest jako „zachęta do wczuwania się w Rosjan”. Merkel wyraża też zadowolenie, że w moskiewskich uroczystościach „bierze udział jeszcze inny Polak niż gen. Jaruzelski”.
Komorowski w Moskwie spotyka się także z Miedwiediewem, któremu dziękuje za „wkład Rosjan w specjalną atmosferę stosunków dwustronnych, jaka wytworzyła się w ostatnich tygodniach. […] Wspomniał o spontanicznym odruchu wdzięczności Rosji, jaki można zaobserwować w Polsce, wyrażającym się akcjami opieki nad cmentarzami żołnierzy Armii Czerwonej. Podkreślił, że nastała pora, by przekraczać bariery obciążeń historycznych. Wyraził przekonanie, że właśnie PDM [prezydent Dmitrij Miedwiediew — przyp. red.] jest uosobieniem Rosji dążącej ku pojednaniu z Polską”.
Ani słowa o katastrofie
13 maja, dzień przed rozmową telefoniczną Tusk—Putin, ambasada w Moskwie wysyła instrukcje dla premiera. Na wstępie zaznacza, że „w związku z katastrofą mieliśmy okazję z podziwem obserwować sprawność rosyjskich służb ratowniczych, działających w ramach Min. Sytuacji Nadzwyczajnych (MczS)” z dopiskiem: „MCzS to oczko w głowie Putina”. Czy chodzi o to, by w ten sposób przypodobać się rosyjskiemu władcy? Kolejne punkty dotyczą współpracy w zakresie nowych technologii, elektrowni atomowej i Forum Regionów. Jest też sugestia, że „jesteśmy pod wrażeniem ros. obchodów 65-lecia zwycięstwa nad faszyzmem”. O problemach w śledztwie — ani słowa.
22 czerwca Radosław Sikorski rozmawia telefonicznie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem w przeddzień spotkania ministrów spraw zagranicznych w Paryżu. Zagadnienia: Białoruś, spór gazowy, zbliżające się konsultacje wiceministrów, mały ruch graniczny, Centra Dialogu i Porozumienia. O katastrofie — ani słowa!
24 czerwca szef polskiego MSZ przyjmuje ambasadora USA Lee Feinsteina przed wizytą sekretarz stanu Hillary Clinton w Krakowie. Są dwa miesiące po tragedii smoleńskiej. Polskie śledztwa natrafiają na coraz większy opór ze strony Rosji. Sikorski z naszym głównym sojusznikiem rozmawia o wszystkim: tarczy antyrakietowej, gazie łupkowym, Afganistanie, wizach czy współpracy energetycznej. Temat Smoleńska wyczerpano, uzgadniając, że sekretarz stanu oda hołd ofiarom 10/04 pod krakowskim Krzyżem Katyńskim.
Skoro najważniejsi polscy urzędnicy nie szukali wsparcia w sprawie Smoleńska u nikogo, nie dziwi, że Rosjanie zaczęli coraz bardziej ostentacyjnie rzucać nam kłody pod nogi. Wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow 30 czerwca bezceremonialnie oznajmił swojemu polskiemu odpowiednikowi Henrykowi Litwinowi: „Wedle obowiązujących procedur strona rosyjska nie jest zobligowana do udostępniania dokumentów, o przekazanie których wystąpiła KBWLLP, przed oficjalnym zakończeniem śledztwa”. Tak w praktyce już kilka tygodni po tragedii wyglądało stosowanie 13. załącznika do konwencji chicagowskiej…
Miesiąc później, gdy Polska nie mogła się doczekać pozwolenia na wyjazd do Smoleńska archeologów, Komitet Śledczy poinformował, że zgoda zależy od… opinii pięciu instytucji: FSB, MON, Ministerstwa Kultury, Komitetu Śledczego i MSZ. „Zgoda zostanie wydana, ale nie wiadomo kiedy” — czytamy w szyfrogramie z 26 lipca.
Kilka dni później, 5 sierpnia, Jerzy Miller musiał się zdziwić, gdy usłyszał od ministra Lewitina, że „strona rosyjska przekazała już główne materiały dowodowe, czyli kopie tzw. czarnych skrzynek”. Kolejnych można się spodziewać po publikacji raportu MAK…
Polska „gościnność”
1—2 września. Siergiej Ławrow jest w Warszawie. Na siedmiu stronach notatki Radosław Sikorski opisał tę wizytę szczegółowo. Smoleńsk zajmuje dwa krótkie akapity. Jest w nich mowa o planie postawienia pomnika w miejscu katastrofy, obietnicy sprawdzenia przez Ławrowa, dlaczego nie ma jeszcze zgody na przyjazd archeologów, oraz enigmatycznej deklaracji gotowości do przekazania kolejnych dokumentów. Polskie MSZ nie przywiązało się chyba do tych słów, bo we wnioskach ze spotkania nawet o nich nie wspomniano.
3 września Bronisław Komorowski — już jako prezydent — odwiedza Berlin. Rozmawia z kanclerz Merkel, prezydentem Wulffem i przewodniczącym Bundestagu Lamertem. Podejmuje tematy Ukrainy, upamiętnienia ofiar Holokaustu, 40. rocznicy uklęknięcia kanclerza Brandta przed pomnikiem Bohaterów Getta i wiele innych. Nie ma wśród nich tragedii smoleńskiej. Komorowski zapewnia za to „o priorytetowym dla Polski znaczeniu dialogu z Rosją, wskazując na pozytywne zmiany” u naszego wschodniego sąsiada. To Merkel „interesuje się” sytuacją wewnętrzną w Polsce po katastrofie. W szczegółowej notatce ambasadora Marka Prawdy nie ma rozwinięcia tego tematu.
18 października Henryk Litwin uczestniczy w moskiewskich konsultacjach z Władimirem Titowem. Podsumowuje je na pięciu stronach maszynopisu. I konkluduje: „Należy podkreślić szczególnie dobrą atmosferę tych konsultacji. […] Konsultacje potwierdziły, że utrzymuje się dobra dynamika rozwoju stosunków polsko-rosyjskich”. Czy atmosfera była tak dobra, bo nie pojawiła się kwestia Smoleńska? Ani słowem!
28 października w Warszawie odbywa się VI posiedzenie Komitetu Strategii Współpracy Polsko-Rosyjskiej. Ławrow ponownie jest na naszym terenie. Sikorski znów nie niepokoi gościa trudnymi kwestiami śledztwa smoleńskiego. W Pałacu na Wodzie panowie wręczają order Barbarze Brylskiej, która wyznaje Ławrowowi miłość i zachwyca się jego urodą (dosłownie!). Jedyne kłopotliwe pytanie pada w czasie konferencji prasowej, gdy dyplomata musi się tłumaczyć z niszczenia wraku Tu-154M przez rosyjskie służby. W odpowiedzi słyszymy, że mógł to być „akt wandalizmu”. Sikorski natomiast zdumiewa pustosłowiem: „To, że tak często się spotykamy i że uzgadniamy różne pożyteczne dla naszych narodów sprawy, pokazuje dojrzałość relacji polsko-rosyjskich mimo turbulencji”.
A co się działo za kulisami? Sikorski z Ławrowem rozmawiali m.in. o Centrach Dialogu i Porozumienia, Polsko-Rosyjskim Forum Dialogu Obywatelskiego, małym ruchu granicznym, elektrowni nuklearnej w obwodzie królewieckim, nieruchomościach dyplomatycznych, liberalizacji wizowej dla obywateli FR, kwestii Naddniestrza, szczycie NATO w Lizbonie, tarczy antyrakietowej czy partnerstwie UE—Rosja na rzecz modernizacji. O Smoleńsku padło jedno zdanie: „Ustaliliśmy, iż dla lepszej współpracy w rozwiązywaniu problemów wynikających z katastrofy smoleńskiej oraz dla obsługi osób wizytujących cmentarz wojskowy w Katyniu, w Smoleńsku zostanie otwarte polskie przedstawicielstwo konsularne, a także ustanowiony będzie urząd przedstawiciela MSZ FR”.
Dużo ciekawiej brzmią wątki smoleńskie poruszane w rozmowie Ławrow—Komorowski. „Zdaniem rosyjskiego gościa, zarówno w Rosji, jak i w Polsce są siły, które nie chcą się pogodzić z polepszeniem tych stosunków. W Rosji są to komuniści, którzy kwestionują odpowiedzialność ZSRR za popełnienie zbrodni katyńskiej, w Polsce zaś prawicowa opozycja »opowiada niestworzone rzeczy o przyczynach katastrofy smoleńskiej«”.
Co na taką skandaliczną „analizę” polski prezydent? Właściwie się pod nią podpisał, bo w odpowiedzi stwierdził: „Chociaż po obu stronach nie brakuje sił niechętnych pojednaniu polsko-rosyjskiemu, społeczeństwa Polski i Rosji chcą takiego pojednania”. I ciągnął wywód: „W załatwianiu sprawy katastrofy smoleńskiej należy wystrzegać się błędów, które negatywnie zaważyć mogą na procesie zbliżenia polsko-rosyjskiego”. Do tych truizmów dołożył także podziękowanie „za możliwość spotkania się małżonek prezydentów obu krajów w Smoleńsku”.
Swoją cegiełkę do tej fasady dołożył marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, odnotowując „pozytywne zmiany we wzajemnych stosunkach”.
Nikt ich nie zakłócał również miesiąc później podczas wizyty w Warszawie prezydenta Miedwiediewa. Dziewięciostronicowe podsumowanie rozmów w wąskim gronie oraz spotkań plenarnych zawiera dwa akapity poświęcone kwietniowej tragedii — wyraża się chęć upamiętnienia ofiar pod patronatem głów obu państw oraz oczekiwanie „harmonijnej współpracy i otwartości rosyjskiej administracji w kwestii dostępu do dokumentów śledztwa”. To pobożne życzenie. Wszyscy już doskonale wiedzieli, że współpraca polsko-rosyjska w sprawie 10/04 jest fikcją.
Raport z zaskoczenia
Lekką panikę widać dopiero 11 stycznia 2011 r., gdy ambasador Wojciech Zajączkowski dowiaduje się, że następnego dnia opublikowany zostanie rosyjski raport. 12 stycznia, w dniu konferencji MAK, pisze w szyfrogramie do MSZ, że Tatiana Anodina nie przekaże elektronicznej wersji raportu, bo… nim nie dysponuje. Dyplomata zaznacza, że pani generał o ogłoszeniu dokumentu i swojej konferencji miała się dowiedzieć niespełna dobę wcześniej. „Nie była w stanie podać liczby stron raportu […], można było odnieść wrażenie, że A. nie uczestniczyła bezpośrednio ani w wypracowaniu raportu, ani w całym procesie decyzyjnym z jego wykorzystaniem”.
13 stycznia wiceminister Najder w rozmowie z ambasadorem Aleksandrem Aleksiejewem domaga się podjęcia rozmów w celu rozstrzygnięcia sporu wokół raportu. Straszy Rosjan odwołaniami do instytucji międzynarodowych zgodnie z zapisami konwencji chicagowskiej. Może to wzbudzać jedynie ich politowanie. Kilka dni później te zabiegi kwituje Dmitrij Polianski z ambasady Rosji w rozmowie z urzędnikiem MSZ: „Zdaniem ekspertów rosyjskich nie istnieją podstawy prawne do rozpoczęcia tego typu rozmów”. Ma rację. Konwencja dotyczy bowiem samolotów cywilnych, a tupolew był statkiem wojskowym.
Czy skandaliczny rosyjski raport i nieuwzględnienie polskich do niego uwag coś zmieniło w postawie Warszawy? Zupełnie nic!
24 stycznia Sikorski rozmawia telefonicznie z Ławrowem. Owszem, przekazuje „poważne wątpliwości” i uwagi o „brakach w raporcie”, ale ostatecznie obaj zgadzają się z „z koniecznością kontynuacji dotychczasowego dorobku z ostatnich miesięcy współpracy polsko-rosyjskiej”.
Raport MAK pozostał niezmieniony i jest jedynym uznawanym w świecie oficjalnym podsumowaniem badania tragedii. Bajka o pijanym generale poszła w świat. Polskich pilotów kilka miesięcy później obarczyła winą również komisja Millera.
A gen. Anodina nie straciła rezonu. 10 listopada 2011 r. przesłała do polskiej ambasady pismo z życzeniami „dla premiera RP i »kolegów z koalicji« w związku z odniesionym sukcesem w wyborach parlamentarnych”.
W świetle tego, co przedstawiliśmy, nie ma wątpliwości, że polskie państwo po 10 kwietnia 2010 r. abdykowało. Politycy rządzącej wówczas partii nie walczyli jak lwy o prawdę dotyczącą katastrofy. To wiemy. Ale oni nawet nie stwarzali pozorów, że im na tym zależy. Nie odważyli się stawiać Rosji ani żądań, ani trudnych pytań. Choćby wtedy, gdy wschodnie mocarstwo nie mogło odmówić nam niczego, bo patrzył cały świat.
W dyplomacji każde słowo coś znaczy. Dlatego wręcz upiornie brzmi opinia Bronisława Komorowskiego wypowiedziana w grudniu 2010 r.: „Wizyta prezydenta D. Miedwiediewa kończy ośmioletni okres »posuchy« w relacjach na najwyższym szczeblu […]”.
Czy można tę wypowiedź rozumieć inaczej niż jako rodzaj satysfakcji, że tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego oznacza usunięcie przeszkody na drodze do zbratania się z Rosją? Choć wiadomo, że relacje partnerskie z nią są właściwie niemożliwe. Zwłaszcza w przypadku Polski, jeśli chcielibyśmy zachować podmiotowość. Komorowski, Tusk, Sikorski, Klich czy Miller ochoczo wchodzili w grę, na którą Lech Kaczyński nigdy nie pozwolił.
Marek Pyza, Marcin Wikło
Tygodnik „Sieci” nr 44 (205), 31 X – 6 XI / 2016 r.
KŁAMCA SMOLEŃSKI
Radosław Sikorski zeznając w sądzie pod przysięgą stwierdził, że „nie miał żadnej wiedzy” na temat organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 roku. Dotarliśmy do dokumentów, które udowadniają, że nie mówił prawdy. Ówczesny szef MSZ był na każdym etapie informowany o ustaleniach dotyczących wyjazdu. Co więcej, zaledwie dwa dni po katastrofie, gdy Polska pogrążona była w żałobie, kierowane przez niego MSZ cieszyło się ze „szczególnego klimatu” w dwustronnych relacjach z Rosją. Pismo o skandalicznej treści parafował Sikorski. 11 kwietnia w warszawskim Sądzie Okręgowym kolejna odsłona procesu pięciorga byłych urzędników KPRM, m.in. Tomasza Arabskiego, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta w Rosji w 2010 r. Poruszenie na korytarzach gmachu większe niż zwykle. Zeznania złoży bowiem Radosław Sikorski.
Były szef MSZ nie zaskoczył nikogo. W sprawach szczegółowych zasłaniał się niepamięcią. W ogólnych – pozował na mistrza dyplomacji, niedotykającego spraw „technicznych”.
„Jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie zajmowałem się organizacją wizyty z 10 kwietnia 2010 roku, ja prowadziłem politykę zagraniczną, a nie organizacyjną” - mówił przed sądem. Już na początku rozprawy na pytanie sędziego o organizację wizyty odpowiedział: „Nie mam żadnej wiedzy na ten temat.”
Na kolejne pytanie: „Czy pan i pana urzędnicy wykonali bądź mieli wykonać te same czynności, które miały być – ze strony ministerstwa spraw zagranicznych – wkładem wizyt pana prezydenta i pana premiera w Katyniu i Smoleńsku?”, Sikorski stwierdził: „Logistyczne, techniczne kwestie odbywają się 5 szczebli służbowych poniżej szczebla ministra spraw zagranicznych, więc takiej wiedzy nie miałem.”
Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki charakter miała mieć wizyta głowy państwa w Rosji. Stwierdził, że „zręcznym określeniem” była „pielgrzymka”. Na sali rozpraw kontynuował to wszystko, czym zajmował się w latach 2008-2010 i w kolejnych – umniejszaniem roli Lecha Kaczyńskiego, sugerowaniem, że prezydent przeszkadzał rządowi w wielkiej dyplomacji i… zmienianiu Rosji. „W tamtych latach polityką Polski była europeizacja Rosji” - mówił parokrotnie, nie czując jak bardzo obnaża własną naiwność. Jak się okazało, „europeizował” Putina tak pieczołowicie, że szczegóły wizyty prezydenta w Katyniu były bardziej uzgadniane z Kremlem niż z Belwederem.
Za wszystko, co robiło MSZ w związku z wizytą pierwszego obywatela w Katyniu, odpowiedzialny miał być wiceminister Andrzej Kremer (też zginął w katastrofie). A sam Sikorski – jak zatytułowała dzień później relację z procesu jedna z gazet - „nic nie widział, nic nie słyszał”.
Przeczą temu dokumenty. Zarówno te znane od lat, jak i dotychczas nieopisywane, do których dotarliśmy. Większość z nich do niedawna miała klauzulę „zastrzeżone”. I dowodzą, że informacje o każdym ruchu MSZ, o wszelkich rozmowach prowadzonych ze stroną rosyjską, o negatywnym nastawieniu Moskwy do Lecha Kaczyńskiego, lądowały na biurku Sikorskiego. Co ważne – prawie żaden nie trafił do kancelarii prezydenta. Ministerstwo brało udział najpierw w zniechęcaniu głowy państwa do uczestnictwa w uroczystościach katyńskich, a później w organizowaniu wizyty prezydenta. Sikorski był z tym wszystkim na bieżąco.
Swoje zeznania rozpoczął od złożenia przysięgi: „Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem przyrzekam uroczyście, że będę mówił szczerą prawdę, niczego nie ukrywając z tego, co jest mi wiadome.”
Wąskie i szerokie grono
Jak wiemy, wszystko zaczęło się 1 września 2009 roku w Trójmieście, dokąd na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej przyjechał Władimir Putin.
Dwa tygodnie po uroczystościach i odbywających się w Sopocie roboczych spotkaniach powstaje w MSZ szczegółowa notatka, która w pierwszej części opisuje spotkanie „w wąskim gronie”.
Rozmowa Tuska z Putinem schodzi na 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Rosyjski przywódca po mocnym przemówieniu Lecha Kaczyńskiego na Westerplatte ewidentnie nie chce powtórki i od razu zapowiada, że przy ustalaniu formy upamiętnienia w Katyniu „nie może powstać wrażenie, że >>spycha się go do kąta<< (żeby >>skapitulował<< przed Polakami)”. Tusk te słowa przyjmuje.
Później znów jest miło. „Premier Putin wyraził wdzięczność Premierowi Tuskowi za jego osobiste zaangażowanie i zaangażowanie rządu przezeń kierowanego w polepszenie stosunków polsko-rosyjskich. Uznał, że >>z tym rządem RP można pracować<<” - czytamy w notatce.
We wnioskach autor notatki Andrzej Kremer sugeruje m. in. że należy dążyć do spotkania Tuska i Putina w Katyniu w kwietniu/maju 2010 roku. To pierwsza oficjalna wzmianka w dokumentach MSZ o ewentualnej wizycie w Rosji w tym czasie. Bardzo lakoniczna. Ale należy przypomnieć, że nie ma żadnej notatki ze słynnego spaceru i rozmowy Tuska z Putinem po sopockim molo 1 września 2009 roku. Polski premier twierdził, że poruszali wtedy sprawy „błahe”, o uciążliwości życia z ciągłą ochroną czy joggingu.
Skąd mocne słowa?
W oficjalnych wypowiedziach Władimir Putin wyrażał spore zadowolenie ze swojej obecności na Westerplatte. Prawda jest jednak taka, że poczuł się niesłychanie upokorzony mocnym wystąpieniem Lecha Kaczyńskiego. Polski prezydent bez ogródek mówił wówczas o sowieckim totalitaryzmie i zbrodni katyńskiej. Przypomniał, że była ona zemstą na polskich żołnierzach za powstrzymanie bolszewickiej nawały w 1920 roku. Wypomniał także Rosjanom fakt wieloletniego kłamstwa na temat mordu i ciągłe przetrzymywanie w ukryciu materiałów archiwalnych. Echa tej przemowy pojawiają się w późniejszej korespondencji dyplomatycznej jeszcze wielokrotnie. Polscy urzędnicy wręcz czują się w obowiązku tłumaczyć Rosjanom, dlaczego prezydent był tak dosadny.
30 września 2009 roku Jarosław Bratkiewicz, szef Departamentu Wschodniego w MSZ rozmawia z Dmitrijem Poljańskim, zastępcą ambasadora Federacji Rosyjskiej w Warszawie. W notatce czytamy: „Zwróciłem uwagę rozmówcy na sygnalizowane swego czasu zainteresowanie Prezydenta L. Kaczyńskiego odbyciem spotkania z W. Putinem podczas uroczystości na Westerplatte, 1 września br. Owo pozytywne nastawienie Prezydenta RP zostało na krótko przed uroczystościami zniweczone informacją o tym, że na stronie internetowej Służby Wywiadu Zagranicznego pojawiła się supozycja, jakoby minister J. Beck był niemieckim agentem. Musiało to poważnie zdenerwować prezydenta L. Kaczyńskiego oraz wpłynęło na charakter i treść jego wystąpienia wygłoszonego na Westerplatte”. To – podkreślmy – interpretacja Bratkiewicza.
Od tego momentu pojawia się zupełnie nowa narracja. Plan polskich dyplomatów zakłada, że aby uniknąć „konfliktu”, należy Lecha Kaczyńskiego wysłać na obchody Dnia Zwycięstwa do Moskwy 9 maja, a w Katyniu spotkaliby się premierzy Tusk i Putin, bez prezydenta. Poljański wprost twierdził, że byłby to kłopot: „Obawia się zarazem, że chęć udziału w tym wspólnym przedsięwzięciu może wyrazić również prezydent L. Kaczyński, jako że - w opinii strony rosyjskiej - sprawy historyczne bardziej leżą w gestii prezydentów aniżeli premierów” - czytamy w relacji urzędnika MSZ.
Bratkiewicz raportuje także: „Ze swojej strony wyraziłem pogląd, iż ewentualne spotkanie premierów RP i FR w Katyniu w kwietniu/maju 2010 r. (…) wskazałoby również, że dwa główne nurty dialogu i współpracy polsko - rosyjskiej (przyszłość i trudna przeszłość – przyp. red.) (…) są w sposób sukcesywny i skuteczny rozwiązywane pod przewodnictwem obu premierów”. Gdzie w tej polityce zagranicznej miejsce dla prezydenta? Pewną wskazówkę znajdujemy we wnioskach: „Należałoby w nieodległej przyszłości podjąć rozmowy z ośrodkiem prezydenckim nt. udziału prezydenta L. Kaczyńskiego w rosyjskich obchodach 65. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem i przesłania, jakie prezydent zamierza sformułować podczas ewentualnej wizyty w Moskwie, w dniu 9 maja 2010 r.”. O tym planie z notatki Bratkiewicza dowiaduje się ścisłe kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim na czele. Do rozdzielnika nie jest dołączony nikt z kancelarii prezydenta, choć wydawałoby się to w tym momencie oczywiste, a wręcz konieczne.
Prezydencki „szum”
Plan rozdzielenia wizyt i wysłania Lecha Kaczyńskiego do Moskwy jest konsekwentnie realizowany, co widzimy po kolejnych spotkaniach polskich i rosyjskich urzędników. Co ważne, na nieobecność prezydenta w Katyniu bardziej naciska Moskwa, Warszawa się dostosowuje. Andrzej Kremer po spotkaniu z rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych Władimirem Titowem 20 października 2009 roku pisze, że „intencją strony polskiej” jest przedsięwzięcie „na odpowiednio wysokim szczeblu państwowym, z udziałem jednej delegacji polskiej”. Ma na myśli premierów i dodaje, że takie rozwiązanie „wykluczyłoby przybycie w powyższym terminie do Katynia kilku dużych delegacji polskich z kluczowych ośrodków władzy RP”.
Minister Titow stwierdził, że „strona rosyjska szczególnie obawia się >>polityczno-historycznego szumu<<, który z okazji ceremonii upamiętnienia zbrodni katyńskiej mógłby wywołać np. obecny prezydent RP”. (…) „Strona rosyjska niechętnie zapatruje się również na ew. przyjazd >>nazbyt dużej<< delegacji polskiej, a w szczególności na przyjazd kilku delegacji”. To jasne, że Rosjanie nie życzą sobie Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Nie chcą, by znów jego przemowy musiał słuchać Putin. Nie ma co do tego wątpliwości także polski urzędnik. Kremer pisze: „>>Trudne doświadczenia<<, jakie wyniósł W. Putin z udziału w uroczystościach na Westerplatte - mimo formalnie pozytywnej rosyjskiej oceny wizyty premiera FR w Polsce 1 września br. - instynktownie skłaniają stronę rosyjską do dystansowania się wobec kolejnego przedsięwzięcia rocznicowego, które tym bardziej, w jej subiektywnym odczuciu, mogą pokazać Rosję w złym świetle czy zgoła >>upokorzyć<< ją”. Gra z Rosjanami na wykluczenie prezydenta zaczyna się na całego. Pismo dostają m. in.: Donald Tusk, szef jego kancelarii Tomasz Arabski, Władysław Bartoszewski, szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik oraz kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim. Do kancelarii prezydenta nie dociera.
Rosjanie dobrze już wtedy widzą, że polskie władze są podzielone na dwa obozy: uległy, a momentami nawet entuzjastyczny wobec Moskwy, skupiony wokół rządu i o wiele bardziej pragmatyczny, reprezentowany przez Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenie. 14 grudnia 2009 roku dyrektor Jarosław Bratkiewicz rozmawia o tym z dwoma rosyjskimi „ekspertami” od mediów Jewgienijem Kożokinem z rządowej Rosyjskiej Federalnej Agencji ds. Rodaków (Rossotrudniczestwo) i Modestem Kolerowem, byłym doradcą Putina. Ten drugi znany jest z wyjątkowego grubiaństwa, co pozwala zapytać, dlaczego kogoś takiego polski urzędnik wybiera sobie na rozmówcę o geopolityce. Być może to element wspomnianej przez Sikorskiego „europeizacji”. Kolerow stwierdza: „Polacy powinni zrozumieć dylematy i problemy współczesnej Rosji”, chwilę później Zachód nazywa „idiotami w badawczych okularach”, a Ukraińców i Białorusinów „Papuasami z peryferii”. Podkreśla, że rok 2010 ma być „testowy” dla relacji polsko - rosyjskich. „Dla Rosji szczególnie ważne będzie, czy obchody katyńskie odbywać się będą w duchu >>ekumenicznego<< złożenia hołdu ofiarom polskim i sowieckim spoczywającym w lesie katyńskim (…)”. Lech Kaczyński nigdy nie godził się na relatywizowanie zbrodni katyńskiej.
Z rozdzielnika wiemy, że pismo trafia do m. in. do Radosława Sikorskiego, marszałka senatu Bogdana Borusewicza, szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, a nawet do szefa Agencji Wywiadu Macieja Huni. Znów całkowicie pomijana jest kancelaria prezydenta.
Jedna wizyta
25 i 26 stycznia 2010 roku na konsultacje do Rosji jedzie wiceminister Andrzej Kremer. Rozmawia m. in. z Jurijem Uszakowem - zastępcą szefa administracji rządu FR: „Poinformowałem, że D. Tusk podjął decyzję o przewodniczeniu delegacji polskiej podczas głównych uroczystości w lesie katyńskim 10 kwietnia 2010”. To samo powiedział Władimirowi Titowowi, dodając: „nie wykluczyłem, że w tym roku do Rosji (Katyń, Miednoje) będą przybywać z Polski również inne delegacje i grupy, celem uczczenia pamięci ofiar”.
To zaniepokoiło Titowa, bo mogło sugerować, że tam gdzie Putin, może pojawić się także Lech Kaczyński, a tego by sobie Rosja nie życzyła. W notatce czytamy o reakcji Rosjanina: „W swojej wypowiedzi dał do zrozumienia, że ostateczna decyzja w sprawie udziału premiera FR w uroczystościach w Katyniu będzie uzależniona od wnikliwego przeanalizowania proponowanej koncepcji obchodów”. Koncepcji czyli - jak jasno wynika z kontekstu - składu osobowego. By nieco uspokoić nastrój rozmowy, Kremer przypomniał, „że o gotowości prezydenta L. Kaczyńskiego do udziału w moskiewskich uroczystościach wstępnie informowałem już ambasadora W. Grinina. W związku z powyższym wyraziłem nadzieję na pozytywny odzew strony rosyjskiej i przekazanie odpowiednimi kanałami szczegółowej informacji nt. nadchodzących obchodów oraz stosownego zaproszenia”. Polski urzędnik konsultacje uznał za udane, bo… Uszakow w ogóle go przyjął, a „z reguły nie przyjmuje zagranicznych dyplomatów”. „Można było domniemywać o tym, że strona rosyjska poważnie rozważa pozytywny odzew na polską koncepcję obchodów katyńskich”.
Tyle, że „polska koncepcja” obchodów, była tylko pomysłem rządowym. Prezydent miał swój plan, o którym oficjalnie poinformował Radosława Sikorskiego podsekretarz stanu w KPRP Mariusz Handzlik. „Szanowny Panie Ministrze, uprzejmie informuję, że w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą mordu polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim, Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Pan Lech Kaczyński planuje oddać hołd ofiarom na Polski Cmentarzu Wojennym w Katyniu w kwietniu br.” - napisał 27 stycznia 2010 roku. Szef MSZ odręcznie dopisał, że prosi o przygotowanie pisma rekomendującego prezydentowi udział w uroczystościach 9 maja w Moskwie.
3 lutego 2010 roku Putin podczas telefonicznej rozmowy zaprasza oficjalnie Donalda Tuska do Katynia na obchody. Dzień później Tomasz Arabski ustala z Jurijem Uszakowem datę 7 kwietnia. Wie o tych ustaleniach cała KPRM, cały MSZ z Radosławem Sikorskim, informacja nie dociera do kancelarii prezydenta. Jak większość korespondencji na temat wizyty w Katyniu, nawet gdy dotyczy osobiście Lecha Kaczyńskiego.
Zwłoka z notyfikacją
W dniach 9-10 lutego w Moskwie Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz spotyka się m.in. z Przewodniczącym Rady Federacji Siergiejem Mironowem i Siergiejem Ławrowem. Notatkę z tego spotkania opisywaliśmy już na jesieni. Razem z szefem rosyjskiego MSZ cieszą się z zaproszenia Donalda Tuska przez Władimira Putina do Katynia. Mironowowi mówił zaś o obecności polskich władz na defiladzie 9 maja w Moskwie: W notatce MSZ czytamy o Borusewiczu: „Zaznaczył przy tym, że również w Polsce rok 1945 uznawany jest za datę wspólnego zwycięstwa. (…) w Polsce trwają ustalenia, kto miałby reprezentować stronę polską podczas uroczystości 9 maja w Moskwie.” Jak wiemy - „ustalenia” polegały na wypychaniu prezydenta Kaczyńskiego do Moskwy i próbie niedopuszczenia do jego obecności w Katyniu. Czy Radosław Sikorski zna to pismo? Oczywiście. Jego nazwisko widnieje w rozdzielniku, obok 23 innych. W tej grupie nie znalazł się nikt z kancelarii prezydenta.
Tydzień później, 17 lutego wiceminister Kremer spotyka się z ambasadorem Rosji Władimirem Grininem. Jest mowa m.in. o zbliżającej się wizycie doradcy Putina Jurija Uszakowa i jego rozmowach z Tomaszem Arabskim. „Wyraziłem przekonanie, że podczas planowanego spotkania zostanie wypracowana satysfakcjonująca obie strony koncepcja udziału Premierów D. Tuska i W. Putina w uroczystościach poświęconych 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wyraziłem również nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski-Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne omówienie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez Prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. Zapewniając, że podczas rozmów z J. Uszakowem Min. T. Arabski przedstawi w szczegółach polską wizję uroczystości katyńskich, zadeklarowałem naszą otwartość w odniesieniu do propozycji i ewentualnych sugestii rosyjskich w tym zakresie.” Czy Sikorski wiedział o tych rozmowach, o „otwartości na rosyjskie sugestie”, o planach prezydenta? Tak. Jest jednym z 21 adresatów dokumentu. I tym razem pismo nie trafiło do nikogo z kancelarii głowy państwa.
23 lutego Andrzej Kremer prosi Władysława Stasiaka o pilną deklarację, czy prezydent będzie w Katyniu 10 kwietnia. Szef jego kancelarii natychmiast potwierdza „gotowość Pana Prezydenta RP do uczestnictwa w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej. Realizacja tego przedsięwzięcia będzie wymagała bieżącej współpracy, konsultacji i koordynacji działań, wyrażam zatem pełną gotowość do współdziałania w tym zakresie.” Stasiak nie wie jeszcze, że uroczystości będą dwie. Jego kancelaria nie ma żadnych informacji z rządu, że Tusk z Putinem umówili się już na 7 kwietnia. Cel został zrealizowany. Udało się „oszczędzić” Putinowi towarzystwa Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Co więcej, po piśmie Stasiaka do Kremera MSZ powinno natychmiast notyfikować Rosjanom wizytę prezydenta. Resort Sikorskiego jednak tego nie zrobił. Stało się to dopiero 15 marca, po napomnieniu wysłanym przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika.
O zwłokę w tej sprawie pytał Sikorskiego sąd. Były minister kluczył, zasłaniał się niewypełnianiem poleceń przez podwładnych, a wreszcie tłumaczył, że wcześniejsze informacje, jakie otrzymywał, były nieoficjalne. To nieprawda. Istnieją dwa, jak najbardziej oficjalne, pisma z kancelarii prezydenta zapowiadające wyjazd prezydenta do Katynia – z 27 stycznia i 23 lutego. Nie wiadomo dlaczego, ale Sikorski ewidentnie grał w tej sprawie na zwłokę.
„Naturalne” kłody
25 lutego Arabski spotyka się z Uszakowem. Notatka z tego spotkania (autorstwa jednego z dyrektorów w KPRM Tomasza Pawlaka) jest sporządzona w 10 egzemplarzach. Żaden nie był przeznaczony dla prezydenta ani nikogo z jego otoczenia. Listę adresatów otwiera Radosław Sikorski. Na końcu dokumentu czytamy: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia.” Również tej notatki ministerstwo spraw zagranicznych nie przekazało prezydentowi ani w inny sposób nie poinformowało go o treści rozmowy.
18-19 marca w związku ze zbliżającymi się uroczystościami do Moskwy wybierał się Mariusz Handzlik. Pisemnie poprosił szefa MSZ i – za jego pośrednictwem – ambasadę o pomoc przy spotkaniach z rosyjską dyplomacją, administracją prezydenta Miedwiediewa i Rosyjską Cerkwią Prawosławną. 16 marca Radosław Sikorski odręcznie dopisuje: „Naturalnie”. Nic z tego jednak nie wyszło. 18 marca ambasador Bahr informuje Handzlika, że jego moskiewskie konsultacje się nie odbędą, bo… w tym czasie na rozmowach w rosyjskiej stolicy będzie Tomasz Arabski. Tego samego dnia dyrektor sekretariatu Sikorskiego informuje Handzlika, że szef MSZ nie poleci z prezydentem Kaczyńskim do Rosji. I znów, w nawiązaniu do zeznań Sikorskiego, należy postawić pytanie: czy rzeczywiście wszystko działo się poza ministrem spraw zagranicznych?
17 marca w Moskwie jest minister Kremer. Z jego wizyty powstała obszerna, 9-stronicowa notatka. Wśród 21 jej adresatów jest oczywiście Radosław Sikorski, ale znów nie ma nikogo z Pałacu Prezydenckiego. A to dokument, który kancelaria prezydenta powinna znać. Okazuje się bowiem, że wiceszef MSZ sporą część swojej rozmowy z rosyjskim odpowiednikiem poświęcił na wizytę Lecha Kaczyńskiego. „Wyjaśniłem, że strona polska traktuje uroczystości 7 kwietnia w kontekście ich szczególnego symbolizmu z uwagi na zaproszenie wystosowane przez W. Putina do Premiera RP, natomiast uroczystości 10 kwietnia stanowią swoisty >>zagraniczny<< element obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, wpisujący się w wieloletnią tradycję odwiedzania przez delegacje polskie Katynia.” Władimir Titow o 10 kwietnia powiedział ponadto, że „Prezydent D. Miedwiediew nie zamierza uczestniczyć w tych uroczystościach”. I tymi informacjami MSZ nie podzielił się z prezydentem.
1 kwietnia dyrektor Bratkiewicz sporządza notatkę na temat koncepcji wizyty premiera w Rosji. Czytamy w niej m.in.: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji w Katyniu ma charakter wydarzenia w pierwszej kolejności międzynarodowego, choć o istotnej recepcji zarówno wewnątrzpolskiej, jak i wewnątrzrosyjskiej. Z kolei wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za >>zagraniczny komponent<< wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.” Na tym polegało to „prowadzenie polityki zagranicznej”, którym zasłaniał się w sądzie Sikorski? Na umniejszaniu roli prezydenta, na wykluczaniu go z głównego nurtu polityki międzynarodowej RP? Pismo Bratkiewicza trafiło do 10 osób z rządu – w tym do doradców PR-owych Donalda Tuska. Pałac Prezydencki ominęło.
Zyski z katastrofy
Dyrektor Bratkiewicz jest autorem kolejnego pisma, w którego treść aż trudno uwierzyć. Jest poniedziałek, 12 kwietnia 2010 r. Polacy na ulicach Warszawy oddają hołd Marii Kaczyńskiej. Karawan z ciałem prezydentowej, obsypywany jej ulubionymi tulipanami, zmierza do Pałacu Prezydenckiego. Tam ciągną się kolejki tysięcy ludzi, którzy godzinami czekają, by przez chwilę pokłonić się Parze Prezydenckiej. Na miejscu katastrofy rosyjskie służby niszczą dowody – wybijają szyby we wraku, wycinają drzewa, przenoszą elementy samolotu. Kremlowska propaganda bez jakichkolwiek badań kolportuje kłamstwo o winie pilotów. Polski rząd ani myśli prosić o pomoc NATO czy instytucje unijne. W Moskwie trwa bezczeszczenie zwłok ofiar katastrofy. Roztrzęsione rodziny przechodzą gehennę przy identyfikacjach. Polskie służby nie panują nad niczym. Nikt nie pilnuje sekcji zwłok, ani nawet należytego składania ciał do trumien.
Dokładnie w tym momencie w MSZ powstaje dokument zaczynający się od słów: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji 7 kwietnia w Katyniu oraz tragiczna śmierć polskiej delegacji w katastrofie lotniczej w Smoleńsku 10 kwietnia br. stworzyły szczególny klimat w relacjach dwustronnych, wydatnie poszerzający przestrzeń dialogu, współpracy i pojednania.”
Jeden egzemplarz pisma pozostaje w Departamencie Wschodnim MSZ, drugi przeznaczony jest dla Adama Daniela Rotfelda, szefa Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, trzeci – dla Radosława Sikorskiego. Ten ostatni stawia na nim swoją parafkę, nie kwestionującej oburzającej treści.
Nie dziwi, że Sikorski utajnił ten dokument (miał klauzulę „Zastrzeżone”). Aż roi się w nim od sformułowań, których nie powstydziłaby się moskiewska dyplomacja (nic dziwnego – autor, Jarosław Bratkiewicz kończył studia na niesławnym MGIMO, Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych).
O „przełomie” w relacjach między obu państwami pisze: „Można uznać, że głębia współczucia oraz zakres pomocy ze strony rosyjskiej przekroczył standardowe zachowania”. Polski MSZ cieszy się, że po tragedii „uaktywnił się” prezydent Miedwiediew – wystąpił z orędziem, złożył kondolencje w ambasadzie, zapowiedział się na pogrzebie pary prezydenckiej, a może nawet przyjedzie do Warszawy z oficjalną wizytą.
„Znamienną wymowę ma też spotkanie D. Tuska i W. Putina na lotnisku w Smoleńsku, gdzie obaj premierzy złożyli hołd ofiarom katastrofy lotniczej oraz spontanicznie objęli się, przywołując tym samym symbolikę gestu pojednania, poczynionego w 1990 r. w Krzyżowej przez T. Mazowieckiego oraz H. Kohla. Szczególnym gestem jest także fakt zaproszenia przez W. Putina na rozmowę przebywającej w Moskwie, w związku z potrzebą identyfikacji szczątków ofiar katastrofy, polskiej delegacji rządowej na czele z min. E. Kopacz”.
We wnioskach dyrektor Bratkiewicz stwierdza: „Wyraźnie poszerzona przestrzeń życzliwości i pojednania polsko-rosyjskiego wymaga odpowiedniego jej >>zagospodarowania<< w postaci działań jednostkowych i instytucjonalnych”. Powtórzmy: jest 12 kwietnia. 2 dni po katastrofie. Już zaczyna się „zagospodarowywanie” „klimatu” stworzonego przez śmierć prezydenta.
Marcin Wikło, Marek Pyza
Tygodnik „Sieci”, nr 17-18 (230-231), 24 IV / 2017
-
Szukasz pomysłu na oryginalny prezent? Polecamy prenumeratę „Sieci”!
Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/367928-boki-zrywac-tusk-oskarzajacy-kogokolwiek-o-wspieranie-strategii-kremla-przypomnijmy-na-dokumentach-kto-chodzil-na-smyczy-putina